Niewidoczna przyszłość

1 0 0
                                    

Po chwili byliśmy na dachu biblioteki, która jest najwyższym budynkiem w miasteczku, ma zadziwiające 4 piętra. Ja i Jannis mieszkamy na 4 piętrze, które jest urządzone jak mieszkanie. Od kilku tygodni mieszka z nami jeszcze Fresh, bo pokłócił się z bratem i tamten przeprowadził się do Kanady. Tak to jest ze sprinterami. Mogą przeprowadzać się kiedy chcą, bo ich podróż trwa dosłownie chwilę.
Na dachu razem z Fresh'em urządziliśmy przytulny kącik. Siedzimy sobie tu wieczorami i oglądamy gwiazdy, pijąc herbatę.
Powoli się ściemnia, niebo staje się pomarańczowo-różowe. Usiadłam na poduszkach i opatuliłam się kocem. Po chwili przybiegł Fresh z dwoma kubkami gorącej herbaty. Przez kilka kolejnych godzin siedzieliśmy w ciszy i patrzyliśmy jak zapada zmrok, a następnie noc.
- Fresh?
- Tak Rudzielcu?
- Chyba pójdę już spać.
- Odprowadzę Cię, bo mi jeszcze padniesz po drodze. - chłopak puścił do mnie oczko.
Zebraliśmy się i poszliśmy w stronę drzwi. Otworzyłam je kluczem i po kręconych schodach zeszliśmy na piętro. Zaraz po lewej stronie były drzwi do mojego pokoju. Pomieszczenie utrzymywane w ciepłych barwach, gdzie przeważa brąz i pomarańcz. Po prawej stronie pod wielkim oknem stoi łóżko przykryte kilkoma kocami i obładowane poduszkami. Po stronie przeciwnej stoi biurko i lustro, a ściana obklejona jest zdjęciami. Na ścianie na przeciw drzwi powieszone są półki pełne książek i płyt, a gruby brązowy dywan dodaje pomieszczeniu przytulności. Słaniając się na nogach przytulam Fresha, który chwilę później znikną za drzwiami naprzeciwko. Podchodzę do szafy i szybko przebieram się w piżamę. Wkopuję się pod stertę koców i zapadam w głęboki sen. Kiedy zasypiam moja pościel zaczyna płonąć żywym ogniem.

Ace

Dom robił wrażenie, i to jakie. Spodziewałem się jakiegoś starego, lodowego pałacu albo zapuszczonej rudery, typowego dziadka z bajek, ale jak widać John albo jest młodszy niż myślę albo jest nowoczesnym dziadkiem. Wszedłem przez otwartą bramę na przedni ogród i po kamiennych płytach ruszyłem do frontowych drzwi. Po chwili wahania zadzwoniłem do drzwi, a przede mną pojawił się elegancki mężczyzna. Wyglądał na około 40 lat.
-W czym mogę pomóc ?- zapytał opierając się o framugę i patrząc na mnie znad okularów.
- Czy pan Johny Winter ?-zapytałem dość niepewnie.
-No na pewno nie Deep - odrzekł sarkastycznie. - Szukasz czegoś konkretnego czy tylko wyciągasz mnie od pracy śnieżynko? - zapytał patrząc na mnie zimnym spojrzeniem.
-Ja... czy to Pan jest jedynym magiem lodu na tym kontynencie? - zapytałem nie dowierzając w to, kto przede mną stoi.
-Odkryłeś Amerykę, przejdź do sedna sprawy albo nie zawracaj mi już głowy - powiedział prostując się i kładąc dłoń na klamce.
-Chce byś mnie uczył jak zapanować nad lodem. - powiedziałem, a jego źrenice się rozszerzyły.
-No i nie mogłeś tak od razu? Zapraszam. - powiedział wypuszczając mnie do środka. Poprawiłem plecak na ramieniu i po przekroczeniu progu nie mogłem uwierzyć że w tak niepozornej wiosce może być dom który ze spokojem mógłby stać na najbogatszym osiedlu w LA. Pierwsze piętro miało szaro białe ściany, pod którymi stalo wiele zielonych roślin, meble są z ciemnego drewna i białej skóry, s wszystko wygląda jak dom z przyszłości.
- A więc chcesz bym Cię uczył... Nie mogłeś trafić lepiej! Ale czy w tej Anglii nie ma jakiegoś innego maga lodu? Oczywiście wiadomo, że nie ma nikogo lepszego ode mnie. - zapytał gdy usiedliśmy na jednej ze skórzanych kanap w salonie.
- Tylko Ciebie udało mi się... Czekaj skąd wiesz że przyjechałem z Anglii? - zapytałem zbity z tropu. Czekałem aż coś odpowie ale zamiast szybkiej odpowiedzi poczułem jak jego stalowe tęczówki mnie przenikają, analizował i w skupieniu przyglądał mi się aż w końcu podciągną rękawy swojej marynarki jednym płynnym ruchem zdjął okulary i w końcu coś powiedział.
- Po pierwsze masz akcent typowy dla Anglii centralnej, po drugie jesteś ubrany jak na typową Brytyjską pogodę. Krótka, a zarazem płaszcz przeciw deszczowy? Sprytne. W Anglii ciągle pada co pokazują twoje buty lekko zepsute przez wilgoć i ciągłe opady, a tak w ogóle to na tym twoim plecaku jest napisane wylot z Londynu - powiedział zakładając mogę na nogę. Byłem zdumiony, przez te kilka minut zdążył wszystko zauważyć - Niesamowite - szepnąłem.
- Powiedz, skąd taki Londyński chłopak znalazł mnie akurat tutaj, a nie w Norwegi gdzie całe rodziny prowadzą Magię Lodu? Przecież tam byłoby dla Ciebie bliżej. - zapytał.
- Skąd Pan wie że jestem akurat z Londynu, a nie z innego miasta typu Cunterbery? - zapytałem, a Johny tylko wciągną powietrze.
-Dolores do mnie napisała, długa historia skąd się znamy, a poza tym masz naprawdę bardzo wyraźny akcent. - stwierdził po czym kontynuował. - Ale musisz wiedzieć, że nie ma takiej możliwości, by osoby które cię wychowały były twoimi biologicznym rodzicami. Odbarwione włosy posiadają tylko lodowe rodziny ze Skandynawii. TYLKO - jego mroczny ton wprowadził mnie w dziwne nieokreślone uczucie. Nigdy nie spodziewałem się, że osoby które wychowują mnie przynajmniej odkąd pamiętam mogą nie być moimi biologicznymi rodzicsmi, a tu nagle okazuje się, że są kompletnie obcymi osobami lub jedno z nich wcale nie jest ze mną spokrewnione.
- Wiem, że może być to niezbyt dobra informacja, ale mam też dobre wieści. Pomogę Ci opanować lód pod warunkiem, że będziesz dla mnie pracował, oczywiście będziesz dostawał wynagrodzenie, ale dostaniesz więcej pracy niż typowy pracownik. - powiedział po czym wstał.
- Masz firmę? - zapytałem z ciekawości.
- Nie. Widziałeś to zamczysko zwane "hotelem"? To tak właściwie moje, jestem właścicielem, łamane na menadżerem, ale spokojnie nie na tym polega twoje praca. Moją zdolnością nie tylko jest panowanie nad lodem - zawiesił głos - jestem też bogaty. - powiedział po czym zaczął wchodzić po schodach. - Śnieżek na co czekasz? Zabieraj plecak, pokażę Ci dom. - oznajmił szybko. Założyłem plecak na jedno ramię i wszedłem za nim po schodach.
- Uważaj teraz. Pierwsze drzwi po lewej, łazienka wspólna, a drugie po przeciwnej stronie to biblioteka. Po prawej masz swój pokój i kino domowe, to te drzwi przy oknie. Na górze jest moja sypialnia, gabinet i graciarnia zwana składzikiem, innymi słowy nie masz wstępu na górę bez pozwolenia. Jasne?- zapytał wciskając ręce do kieszeni spodni.
- Tak. -przytaknąłem.
- A i jeszcze jedno twoją robota będzie polegała na ogarnianiu graciarni oraz wykonywaniu moich poleceń. Ja mówię, że chcę kawę. Ty idziesz po kawę do tej kawiarni na rynek. Ja chcę raporty. Ty idziesz do hotelu po raporty. Zazwyczaj robił to Fresh, taki niski szybki na pewno poznasz, ale jego praca przybierze inny charakter. Czy wszytko rozumiesz... a jak Ty właściwie masz na imię ?- zapytał.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Sep 12, 2019 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Elements of DestinyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz