Przejaw spontaniczności

0 0 0
                                    

Ace

Lekko uśmiechając się do dziewczyny podszedłem do lady i oparłem o nią dłonie.
- Dzień dobry - powiedziała z typowym dla sprzedawców uśmiechem - Czego sobie życzysz? - zapytała poprawiając rude sprężynki.
- A polecisz mi jakąś mocną kawę? Byle nie espresso. - zapytałem by choć chwile dłużej móc z nią pogadać. Była bardzo specyficzna, jej rude włosy, piegi i duże zielone oczy osobno były by brzydkie ale u niej łączyło się w coś niesamowitego.
- Osobiście polecam albo Cappucino albo mocną herbatę jagodowo-malinową. - powiedziała z uśmiechem, co odwzajemniłem.
-Skoro aż tak to polecasz to poproszę tę herbatę. - powiedziałem z lekkim śmiechem. Po szybkiej instrukcji zielonookiej usiadłem przy stoliku stawiając obok siebie plecak podróżny. Po niedługiej chwili usłyszałem że herbata jest gotowa.
- Ace - powiedziałem odbierając filiżankę
- A ja nie zainteresowana. -powiedziała z sarkastycznym uśmiechem.
- Oj weź, swoje imie możesz mi zdradzić. - dalej próbowałem.
- Możesz postarać się bardziej. - odpowiedziała wręczając mi kubek.  Pokręciłem z rozbawieniem głową i wróciłem do swojego stolika. Spróbowałem łyka, a gorący napój rozlał się po moim gardle powodując nieprzyjemne uczucie. Mimo iż zimno na mnie nie działało, mogłem stać pod lodowatą wodą, lub kompac się w zimowym stawie i twierdziłem że jest mi ciepło, tak ukrop doskwierał mi bardziej i jak w lato dało się to znieść poprzez pokrywanie się zimnym wiatrem, tak napoje musiałem schładzać "ręcznie". Skupiłem się na kubku, by chwilę później zobaczyć jak powstający na ściankach lód rozprzestrzenia się po kubku, tym samym schładzając napar do temperatury pokojowej. Pijąc już nie powodujący topnienia napar patrzyłem na rynek. Ludzie przechodzili przez niego spiesząc się do domu czy pracy, oprócz magów, zarówno żywiołów jak i tych standardowych, zauważyć tu można było wampira okrytego ubraniami od koniuszków palcy po czubek nosa, wilkołaka z tymi jego jaskrawymi oczami, a nawet mumię, którą łatwo było rozpoznać, po płaszczu w rysunki bandarzy i medalion w kształcie Skarabeusza (typowy dla przedstawicieli wielkich rodów Mumii). Jest jeszcze na tyle ciepło, zeo godzinie 16 wciąż można zobaczyć pełne słońce tylko w małym stopniu przesunięte na bok. Kiedy skończyłem herbatę coraz bardziej doskwierała mi myśl ze muszę dostać się do domu tego faceta, ale wtedy spojrzałem na rudowłosą. W kilku krokach przemierzyłem odległość jaka dzieliła mnie do lady i położyłem na niej pusty kubek.
-Mam jeszcze szybkie pytanko, zanim wyjdę. - zapytałem, a dziewczyna, która była do mnie tyłem, odwróciła się.
-Uprzedzam że nie daje numeru telefonu. - powiedziała grożąc mi łyżeczką którą właśnie wycierała.
-Nie, nie o to chodzi - powiedziałem palcem opuszczając potencjalną broń. - W takim razie czego sobie życzysz? - zapytała wracając do polerowania sztućca.
- Czy wiesz jak dotrzeć do Jonhna Wintera? -wyczytałem z telefonu jego nazwisko.
-Do Frosta? Napewno idąc tu widziałeś tablice do skrętu w stronę hotelu "MagicHotel" prawda? - kiwnąłem twierdząco głową - To idziesz aż pod hotel, a następnie skręcasz w uliczkę tuż przed budynkiem i idziesz tak z 3 minuty, aż pod wielki nowoczesny dom. Tam go znajdziesz ale uważaj bo ma dość... Specyficzny humor - wyjaśnia.
-Wielkie dzięki! -powiedziałem zarzucając plecak na ramiona i oddliłem się od dziewczyny.
-Czekaj! -krzyknęła gdy stałem tuż przy drzwiach.
-To jednak powiesz mi swoje imię? -zapytałem z nadzieją.
-Nie uregulowałeś rachunku. -powiedziała z rozbawieniem.
-Na śmierć zapomniałem. -powiedziałem łapiąc się za głowę i wróciłem do lady. Wręczyłem odpowiednią ilość banknotów i już bez przeszkód opóściłem kawiarnię, by udać się we wskazanym kierunku. Tak jak mówiła Wiewióra poszedłem w stronę szyldu, a później hotelu i gdy miałem skręcać ktoś na mnie wpadł z taką siłą że upadłem na tyłek.
-Jezu, strasznie cię przeprazzam nie zauważyłem, że szedłeś i niechciałem Ci zrobić krzywdy wszystkon okej? -zapytał ktoś w bardzo szybkim tempie i podał mi ręke .
-Spoko nic mi nie jest -powiedziałm przyjmując pomoc i otrzepując obolałe pośladki.
-Masz super kolor włosów!  Tak wogóle to Cię chyba nigdy nie widziałem, a znam tu każdego. -Powiedział przyglądajac mi się. Ten szybkomówiący chłopak. Nie był za wysoki, miał maksymalnie 170 centymetrów wzrostu, trochę przydługie brązowe loki i wściekle miętowe oczy.
-Dzisiaj tu przyjechałem. -powiedziałem z lekką rezerwą.
-To witam w Wakefield, jestem Fresh. Mam nadzieje że jeszcze kiedyś się spotkamy! -powiedział machając mi energicznie, jakby właśnie mnie zobaczył.
- Ace. Też mam taką nadzieję... - powiedziałem i minąłem chłopaka by być jak najszybciej u celu.
-Papa Ace! -powiedział i zaczą biec dalej. Ja, lekko zszokowany tym szybkim spotkankem, niezauważyłem jak dotarłem pod ten wielki nowoczesny dom. Dom zrobiony ze szkła przypominającego lód, jasnego drewna i szarego kamienia. 

Lav

Kiedy chłopak opuścił kawiarnię uśmiechnęłam się do siebie. Uroczy, nie powiem. Już chciałam z powrotem usiąść na krześle, kiedy do lokalu wbiegł Fresh.
-Laaaaaaaaaaaavvvvvvv - powiedział przeciągając, jakby mówił w zwolnionym tempie. - Wiesz jakiego przystojniaka przed chwilą spotkałem?! - powiedział głośno, przez co wszystkie spojrzenia skierowały się w naszą stronę.
-Wysoki, białe włosy i bardzo jasne oczy? - zapytałam uśmiechając się pod nosem.
-Skąd wiesz?! - zapytał zawiedziony.
-Był tu przed chwilą i jeżeli dobrze odczytuję "sygnały" - pokazałam zajączka w powietrzu - to próbował mnie poderwać. - tłumacząc zbierałam swoje rzeczy i pożegnałam się z Janette, która właśnie zaczynała swoją zmianę.
-Dlaczego nikt mnie nie koooocha? - zaczął lamentować miętowooki. Przewróciłam oczami i wyszłam na zewnątrz.
-Wystarczy kochasiu, kiedyś znajdziesz swojego księcia z bajki, który przyjedzie do Ciebie na pizzowym jednorożcu. - szturchnęłam go i roześmiałam sje.
-Pizza... - no i go straciłam. Truchtał obok mnie pogrążony w myślach.
-WIEM!!!!! - krzyknął nagle, przez co prawie przyprawił mnie o zawał serca, a końcówki moich włosów zapłonęły żywym ogniem. - Ojć, przepraszam Rudzielcu. - uśmiechnął się słodko i zamilkł.
-Czyli po próbie zabicia mnie nie powiesz coś takiego wymyślił?
-Już wiem kim jest tamten chłopak... noo... Ace!
-Jak to? Kim?
-Magiem Żywiołów!!!! - stanęłam jak wryta.
-Co?
-Kiedy na niego wpadłem...
-Wpadłeś?! Miałeś nie biegać po mieście, tylko po lesie!!!
-Oj ciiiiiii... nie przerywaj mi. Wracając, kiedy na niego wpadłem to poczułem ogarniające zimno, dodając do tego bladą cerę, białe włosy i jasne oczy... to MAG LODUUUUU!!!!!
Zaczęłam zastanawiać się nad tym co powiedział. Mógł mieć sporo racji. W końcu szedł do Frosta, ale co mag Lodu robi tutaj u nas. Przecież jedyny ród magów Lodu na świecie mieszka w Norwegii. Zawsze trzymają się razem. Co Ace robi w tym małym mieście?
Moje rozmyślania przerwał Fresh biegający wokół mnie. Czasami go niecierpię.
Fresh jest sprinterem. W skrócie, umie osiągać prędkość światła. Do tego jest optymistycznym świrem, którego uwielbiam i jest moim jedynym przyjacielem. Fresh jest też gejem, który uwielbia o tym mówić.
Otworzyłam dłoń, nad którą pojawił się mały płomień i wyciągnęłam ją do przodu.
-Tak nie wolnoooooo!!!!! - krzyknął chłopak zatrzymując się i otrzepując swoją koszulkę z płomieni. - Mogłem umrzeć. - powiedział przykładając rękę do czoła.
Uśmiechnęłam się szeroko w jego stronę i związałam włosy w wysokiego kucyka.
-O czym tak myślałaś kochaniutka?
-O Ace'ie. - Fresh poruszał zabawnie brwiami. - Nie w ten sposób! Zastanawiałam się co tu robi. Skoro, jak mówisz, jest magiem Lodu.
-Oj księżniczko, napewno jeszcze się dowiemy. Teraz pozwól... - złapał mnie za rękę i pobiegł.

Elements of DestinyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz