1

21 7 0
                                    

Nie mogłem przywyknąć do patrzenia na ludzi, wiecznie zapracowanych, żyjących w wymagającym świecie. Tu i ówdzie widziałem, osoby na skraju autodestrukcji, gdzie przy rozmowach padały słowa "co tam u ciebie?", jakby nie widzieli odpowiedzi jaką przedstawia mimika twarzy. Po co taką osobę jeszcze zadręczać?

Włożyłem ręce do kieszeni skórzanej kurtki, rozglądając się dookoła. To miejsce w niczym nie przypominało Denver w stanie Kolorado, skąd pochodziłem i na początku wierzyłem, że nim jest. Jednak idąc coraz dalej, budynki się nie zmieniały. Wyglądem przypominały stare knajpki, niczym na dzikim zachodzie, a wokół tego wszystkiego malowało się pustkowie.

Szedłem przez alejki, aż napotkałem znak informujący mnie, że znajduje się Nebrasce. Miasto pól, wsi i przyrody, tak je nazywano. Musiałem przywyknąć do panujących tu warunków. A że pochodziłem z miasta, czułem w głębi siebie, że to będzie ciężkie.

Wiedziałem już jedno, teraz wystarczyło włączyć się w życie i nie wyróżniać się. W zasadzie nie dać poznać, że pojawiłem się tutaj jakbym spadł z kosmosu (co jest w pewnym sensie prawdą) i jestem aniołem (ale prędzej uznali by mnie za wariata i zamknęli w psychiatryku niż w to uwierzyli, więc bać o to się nie muszę).

Wszedłem do jednej z restauracji, kopniakiem zamykając za sobą drzwi. Szukałem kogoś, kto mógłby mi pomóc ogarnąć się w nowym otoczeniu.

Usiadłem w pierwszym lepszym wolnym stoliku, czekając na kelnera. Krzesło było wygodne, pomijając tylko fakt, że skrzypiało przy każdym najmniejszym ruchu. Oparłem ręce o stolik, wyciągając się do przodu, chcąc się trochę rozciągnąć. Zapewne przypominałem tym zachowaniem trochę ospałego kota.

Przyjrzałem się bardziej stolikowi, był bardzo zaniedbany. Zarysowany w każdych możliwych miejscach, z wyrytymi gdzieniegdzie zapiskami miłosnymi. Pod spód nie korciło mnie spojrzeć, jedynie kontem oka widziałem jakąś przyklejoną świeżo wyżutą gumę.

Po kilku minutach podbiegła do mnie dziewczyna (kelnerka), zdyszana i obolała. Pomyślałem sobie, że odkąd przekroczyła próg drzwi chciała wracać do domu. Wyjmując pospiesznie notes, nie chwyciła go dobrze, z czego upadł na ziemię. Przeklęła pod nosem i zaczęła mnie przepraszać podnosząc go i nerwowo spoglądając na mnie.

Była dosyć niska, znacznie niższa ode mnie. Włosy miała rozpuszczone, a pojedyncze kosmyki opadały na jej twarz. W jej niebieskich oczach widziałem zagubienie, przez co dziwnie się poczułem.

- Ogromnie przepraszam Pana za moją niezdarność, co chciałby pan zamówić?

- Nic nie szkodzi, poproszę tylko kawę - uśmiechnąłem się serdecznie.

Zapisała na kartce i już miała odejść, jednak szybko dodałem.

- Przepraszam za takie pytanie, ale czy miałabyś czas pomóc mi w ogarnięciu okolicy. Jestem tu przypadkowo, pomyliłem pociągi. - zmarszczyłem brwi udając irytację. Wiem, jestem perfekcyjnym kłamcą.

Popatrzyła na mnie szeroko otwartymi oczami, jednak po chwili spoważniała.

- Niezdara z ciebie- parsknęła - mogę ci pomóc, ale za opłatą.

- Jasne... - burknąłem podając jej dwadzieścia dolarów.

- Kończę pracę za około godzinę, czekaj na mnie na parkingu.

Posłałem jej żartobliwie oczko, przez co skrzywiła się i odeszła. Ledwo powstrzymałem się od wybuchu śmiechu, jej reakcja była bezcenna. Teraz zatem co ja będę robił przez tą godzinę?

Co to miłość?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz