Wstęp

25 8 0
                                    

Stałem, wpatrując się w ogromną białą postać naprzeciw mnie. Odziana była w białe szaty jedwabiu, zasłaniające ciało bez skazy, połyskujące odbijanym od niego światłem. Był to mężczyzna, posiadał długą brodę opadającą na tors. Jego białe rozpostarte skrzydła, tworzyły cień, zachodzący na mnie.

W dłoni trzymał miecz, a jego wzrok spoczywał na mojej sylwetce. Różniącej się niesamowicie, niczym nie przypominającej istot, które istniały w tym miejscu. Czułem strach, byłem inny.
On był tutaj przywódcą, choć jego wygląd przypominał jednego z bogów greckich, potrafił przybierać różne formy postaci.

Z jego ust zostały wypowiedziane słowa, które nikt nie mógł usłyszeć oprócz mnie. Nikt się nie sprzeciwiał, nikt mnie nie bronił. Kilka osób stało nieopodal przyglądając się zaistniałej sytuacji. Jedni wskazywali palcami, a inni zaś stali ze spuszczonymi głowami udając, że ich to nie interesuje. Gdyby byli tu ludzie, wypełnili by całą ciszę dyskusjami. Nastały by wybory, zamieszanie i padające co jakiś czas przekleństwa. Tutaj jednak, było to niemożliwe.

Przekonałem się, że moim zadaniem jest powrót na Ziemię. Tam gdzie, każdego dnia po moich policzkach spływały łzy, a dzień trwał tak długo, jakby ktoś robił sobie żarty, cofając wskazówki zegara. Nigdy nie miałem celu, żyłem bo byłem do tego zmuszony. Tułałem się po miejscach, gdzie przebywali tylko stoczeni ludzie, mając co gorsza tego świadomość.

Miałem poznać dobro na tym świecie, by móc je otrzymać w niebie. Czekałem tyle by móc się uwolnić, jednak zostałem z powrotem przykuty do podłoża, uniemożliwiając moim skrzydłom wzniesienie.

Wskazał na mnie palcem, a następnie zamachnął się, odcinając moje skrzydła, które opadły swobodnie. Nie czułem bólu, jednak myśl, że lepka ciepła ciecz spływa po moich plecach, wywołało u mnie dreszcz. Miałem teraz dwie krwawiące rany, które miały mi przypominać, że nie jestem już człowiekiem. Że mam tylko zadanie do wykonania, cholernie trudne zadanie.

Wkrótce poczułem grunt pod nogami, a przerażające zimno jakie mnie ogarnęło, sprawiło że upadłem na kolana. Dysząc, poczułem ból ran. Rozglądnąłem się dookoła, był początek wiosny, jednak ten dzień tego nie okazywał. Natomiast w oddali malował się krajobraz miasta, a wokół mnie widniała pustka.
Byłem na pustym terenie, sam ze sobą. Miałem wyznaczyć drogę, gdzie zacznę nowe życie.
Celem było to miasto.

Co to miłość?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz