Rozdział 15

512 26 3
                                    

        Wyszłam ze szpitala trzy dni później. Było w tym wiele błagań do Tsunade-sama, aż zmiękła i wypisała mnie. Nie wiem jakim cudem, ale nie uszkodzili mi ważnych narządów.
        Serio. Bandyta ominął je precyzyjnie, może wyglądał na idiote, ale to był zawodowy zabójca. Oboje nie przeżyli. Zgon na miejscu. Nadal męczy mnie poczucie winy, chociaż jest ono niepożądane. Mam być zabójcą! Ostatnio zaczęłam się zastanawiać nad tym zewem. Chęcią mordu, która mnie wtedy ogarnęła. Adrenalina, pot, krew i ohydny zapach tego dnia dały mi dziwną siłę. Itachi jak to miał w zwyczaju, przepraszał mnie, obwiniał się, a ja znowu przechodziłam przez piekło uspokajania go. Sasuke zaczął odzywać się na poziomie. Przestał być tym dupkiem, chyba ma rozdwojenie jaźni. Podoba mi się ten normalny, o ile można tak rzec. Dlaczego ciało takiego palanta tak na mnie działa? W każdej chwili, gdy zarzuca ramię na moje, nasze dłonie stykają się czy coś pod ten deseń, przechodzi przeze mnie fala ciepła. 

           Ubrałam czarne jeansy z dziurami i różowy sweterek. Przegapiłam nowy rok, muszę osobiście przeprosić Kisame za to. Niby Sai uprzedził ich, ale jednak osobista wizyta to oznaka szacunku. Zeszłam na dół, dobijała dziesiąta rano. Dziś miałam spotkanie, które nie koniecznie było oczekiwane przeze mnie. Sasori był już w dyspozycji, ale nic nie mówił. Przy pytaniach coś mruknął, że wygada się mnie. Tak więc czy chciałam, czy nie, zostałam wezwana do więzienia. Na dole czekał Kakashi, oparty o ścianę. Przeglądał te zboczone książki. Normalnie wyrwałabym mu ją, ale dziś mam zły dzień. Dużo myślę, analizuje. Od tak. 

  — Już jestem, Kakashi-sensei.— powiedziałam pierwsza, gdy podniósł wzrok na mnie. Zamknął lekturę, pomógł założyć mi kurtkę i szalik. — To, że miałam wypadek, nie znaczy, że nie potrafię ubrać się sama.— Nauczyciel jednak milczał. Był niepodobny do siebie. Wsiadłam do samochodu, on po chwili też.  

  — Gdy cię zobaczyłem, wrócił obraz z przed wielu lat. — odpalił silnik i wjechał na główną drogę. — Chcesz posłuchać?— Kiwnęłam głową. Widząc to, lekko odetchnął.— Wiele lat temu, gdy byłem może trochę młodszy od was, miałem drużynę. Była ona pod przewodnictwem ojca Naruto, który nie żyje. Nie mów na razie o tym chłopakowi, dowie się w osiemnaste urodziny. Byliśmy najlepsi, mimo młodego wieku. Do trzydziestej misji, wszystko szło idealnie, aż Obito Uchiha, a la wujek Sasuke, poświęcił się za mnie. Gdy zdetonowali skały w kopalni, odepchnął mnie, a sam został pozbawiony połowy ciała. Oko, które mam przysłonięte, jest jego. Podczas walki zdejmuje opatrunek, nie wiem czy wiesz, ale Uchiha mają niebywałe zdolności reakcji, a według lekarzy polegają one na dobrze wykształconych nerwach w oczach. To był niezapomniany podarunek.— uśmiechnął się smutno. Zmarszczył brwi.

  —Jeśli nie chcesz, nie mów.— odparłam, kładąc moją dłoń na jego ramieniu.  

  — W porządku. — przetarł czoło i znów ułożył ręce na kierownicy. Podobno więzienie znajduje się trochę za granicami Konohy. To będzie długa trasa. Rozumiem Kakashiego, w końcu każdy chce się wygadać. Nadal nie rozumiałam o co chodzi, dlaczego ten widok przypominał mnie.— Obiecałem mu, że ochronię Rin, naszą koleżankę z drużyny. Był w niej zakochany. Dwa lata później zginęła, do tego z mojej ręki.— dreszcz wstrząsnął moim ciałem. Co? Dlaczego?— Sama zatrzymała mnie, gdy próbowałem ją uratować przed ninja z innej wioski. Jej twarz uśmiechała się, przepraszała mnie za to, co zrobiła. Okazało się, że Obito przeżył cudem, a Konoha utrzymywała to w tajemnicy. Po wielu latach wybaczył mi.— ułożyłam pięści na kolanach i cicho zaczęłam płakać. To takie okrutne. Hatake przeżył takie okropne chwile, a mimo to żyje. Słyszałam, że jego ojciec popełnił samobójstwo, a matki nie znał. Jak to możliwe, że jeszcze nie obwiniał świata o wszystko!? Ja bym tak zrobiła!

  — Więc dlaczego nadal żyjesz dla wioski? Czy to nie przez życie w oddziale straciłeś to wszystko!?— ocierałam łzy, które leciały chyba litrami z moich oczu. Serce mnie bolało.   

  — Popatrz na to z innej strony. Sam przeżyłem to zło, więc teraz mogę pomagać innym dzieciakom, które mają podobnie. Chociażby Naruto. Jego rodzice oddali za niego życie, gdy zamaskowany mężczyzna próbował zabić go. Byłem przy nim, jako dziecko czasami nazywał mnie ojcem. Sasuke. Na jego oczach zamordowali jego braci. Byłem w stanie poczuć ich ból. To co się zdarzyło to nie wina świata, Sakura. Wszystko ma jakiś sens. Nie wierzę w Boga, więc nie będę cytować biblii, ani nic, spokojnie. — powoli zaczęłam rozumieć o co mu chodzi. Nic nie dzieje się bez przyczyny. Wszystko zależy ode mnie. Wjechaliśmy do dziwnego tunelu, nawet nie zauważyłam kiedy.

  — Rozumiem, chyba... Gdzie my właściwie jesteśmy?— zapytałam, by zmienić temat. Cała zakrwawiona, do tego jako, że jestem kobietą, przypominałam mu Rin. Każdy z naszego akademika przeżył piekło na ziemi, to nas łączy. I buduje silne więzi, bo tylko ważnym ludziom mówi się tak ważne rzeczy. Nie wiem czy zaufanie to wystarczający powód do nazywania kogoś przyjacielem. Nadal uczę się, podobno człowiek ciągle odkrywa coś nowego. Rozwija się. Kakashi zaparkował w podziemnym parkingu. Było tu niezbyt przyjemnie. Zanim weszliśmy, wiele razy sprawdzali nasze dane, czy mamy jakieś niebezpieczne rzeczy. Ale nie to mnie przerażało. Żołnierze ANBU, oddziału który miałam tworzyć, ale coś nie wyszło, mieli maski. Różne, a na ramieniu odkrywali tatuaż konohańskiego znaku. Prowadzili nas bez słowa do gabinetu. W środku był Sasuke z bratem, mieli dziś praktyki.

  — Co ona tu robi? — młodszy z rodzeństwa zapytał prosto. A może tak cześć? 

  — Mam misję do wypełnienia. — odpowiedziałam za kobietę, która siedziała za biurkiem. Miała na nim laptopa, teczki i tabliczkę z napisem "GZOWWK". Nie miałam pojęcia co to mogło znaczyć. I raczej nie chce wiedzieć, ale pewnie i tak mi wbiją tą wiedzę do głowy na kolejnym spotkaniu z Shizune. Uczy mnie podstaw, kiedy Tsunade nie może. Miła kobieta, szkoda, że nasze spotkanie z początku było niezbyt miłe.

***

        Wreszcie po godzinie rutynowych rozmów o bezpieczeństwie, wyszło na to, że Sasuke ma mi towarzyszyć jako ochrona. Jakbym sama nie potrafiła się obronić, A NO TAK. GŁUPIE SZWY. Usiadłam przy stole w ciemnym pokoju, takim jak z seriali kryminalnych. Lampka była na środku, skierowana w stronę przesłuchiwanego, moim zdaniem tylko po to by go denerwować. Kto lubi dostawać tak natężonym światłem po oczach, no kto? 

  — Jesteś tego pewna?— chłopak podszedł bliżej, pochylając się nade mną. Nagle małe pomieszczenie stało się jeszcze mniejsze, a tlen jakby uleciał. 

  — Tak. — tylko tyle byłam w stanie powiedzieć. Odsunął się dopiero przy dźwięku otwieranych drzwi. Do środka wszedł Itachi, a przed nim Sasori w kajdankach. Nie szarpał się, ani nic-po prostu usiadł. Spojrzał na mnie, po czym złapał za dłonie, kiedy uwolnili jego nadgarstki. Był zimny jak lalka. Miałam wrażenie, że przede mną nie było chłopaka, a jakaś maszyna. Krwiste tęczówki nagle jaśniały jak nigdy dotąd. Bałam się. Dobrze, że jeden z Uchiha był tu. Przeczesałam włosy, które opadły na ramiona w chaotyczny sposób. 

  — Sakura. — wymruczał moje imię. Zachciało mi się płakać. Głupie nerwy, gdy jest ich za dużo, czuję się jak mała dziewczynka, która bezradnie płacze.— Sakura...

  — Słucham cię, Sasori. Opowiedz mi o co chodzi. — Odpowiedział, o dziwo, spokojnie, przykładając palce do skroni.— Mam już dość kłamstw, mów.

  — Jasne. — uśmiechnął się delikatnie. Kurwa. Próbuje mnie pozytywnie nastawić do tego co powie, słyszałam o tych sztuczkach złoczyńców. Do niego te słowo nie pasuje. — Akatsuki wyrzuciło mnie w brutalny sposób. To chyba tyle.

  — Ot tak? Nie okłamiesz mnie, wiem, że coś jest nie tak. Kurwa Sasori, dlaczego!?  

  — Przestałem wierzyć w ideę świata, przedstawioną nam przez Pain'a, naszego władcę. Nie pomagałem im za dużo, a jak przestali mi ufać, chcieli pozbyć się mnie.  

  — Na czym polega ta idea? — Gdy zaczął opowiadać, krew zmroziła mi się w żyłach. To było okropne. Społeczeństwo w sztucznej iluzji doskonałego świata, śmierć niewinnych. Obraz Danzo powrócił, a moje dłonie same trzęsły się z nerwów. Sasori powiedział też, że za tydzień odbędzie się krwawy atak na Konohę. Wyszedł pierwszy, zostałam sama z Sasuke. Przytulił mnie i pogłaskał po głowie.

  — Będzie dobrze. — nie wiem co mnie posunęło do tego, ale gdy wstawałam, pocałowałam go w policzek. I czym prędzej wybiegłam. Jaka ja jestem głupia.

Attention {porzucone}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz