Rozdział 3.

22 3 1
                                    

Już świta.-odezwał się Alf wpatrując się w promyki światła wdzierające się do kuchni. Nie przespał całej nocy, ale nie był zmęczony, myślał. Przeżywał wspomnienia jeszcze raz... 

Po kilku chwilach wstał, zarzucił na plecy swoją kurtkę i wyszedł z domu.  

Meredith obudziła się w małym pokoju. Na ścianach były liczne obrazy najczęściej przedstawiające zniszczone zamki lub portrety ludzi w bogatych szatach. Jedna ściana osłonięta była krwistoczerwonym materiałem. Tuż pod nią stał wysoki stolik okryty tym samym materiałem, A na nim stały trzy dziwnym płomieniem emanujące świece, oraz leżały na nim dwa medaliony, malachitowy oraz szafirowy. Obydwa miały w sobie coś niezwykłego. Meredith wstała i podeszła  do stolika. Im dłużej przyglądała się medalionom tym bardziej zatracała się w nich. Podziwiała blask i ich piękno, w końcu odważyła się na poznanie bliżej tajemnicy malachitowego medalionu. Wnet poczuła coś dziwnego... Coś czego jeszcze nigdy nie czuła. Jakby jakaś zła siła próbowała rozedrzeć jej ciało od środka... Wnet rzuciła medalion spowrotem na stolik. Cofnęła się w tył trzęsąc się ze strachu, stała tak jeszcze chwilę dopóki zauważyła Lili wchodzącą do pokoju. Lili trzymała w rękach jeszcze jeden medalion, ten sam który dał im duch Rodjara. 

Lili zatrzymała się w progu drzwi. Spojrzała na Meredith i ze zdziwionym wyrazem twarzy zapytała: -Już wstałaś?-po czym zacisnęła dłoń na medalionie i zbliżyła go ku sobie. 
-Coś mnie obudziło. Te medaliony... Jest w nich coś dziwnego.-odpowiedziała Meredith. Spojrzała na podłogę i zobaczyła swoje buty. Szybko zajęła się zakładaniem ich na swoje stopy. 

Lili schowała medalion do kieszeni, po czym podeszła do stolika i zrobiła to samo z pozostałymi dwoma. Spojrzała głęboko w oczy Meredith i powiedziała: -To zwykłe pamiątki rodzinne. Wiele dla mnie znaczą i tyle... A teraz powiedz mi lepiej gdzie się podział twój towarzysz.-
Meredith wstała, zrobiła kilka kroków do przodu tak aby znaleźć się na przeciw Lili i wzruszyła ramionami na znak, że nie ma bladego pojęcia gdzie Alf może być. 
-Może wyszedł na zewnątrz?-powiedziała lekko ziewając. Lili odwróciła się i poszła w stronę drzwi wyjściowych, a w ślad za nią Meredith. Wyszły na zewnątrz i rozejrzały się dookoła. Szczątki domostw zdążyła pokryć biała płachta mrozu. Promienie wschodzącego słońca odbijały się w płatkach śniegu dając piękny efekt. Dom znajdował się na ulicy najbardziej oddalonej od placu głównego. Dziewczyny przeszły przez ogród i niczego nie znalazły. Meredith w końcu odwróciła się w stronę domu, a na jego dachu dostrzegła Alfa zwróconego w stronę wschodzącego słońca. Wpatrywał się w nie już od jakiejś godziny. Dla Meredith Alf był bardzo tajemniczą osobą, inną niż wszyscy, których do tej pory poznała. Lili spostrzegła, że Meredith wpatruje się na coś na dachu. Także odwróciła się po czym zawołała. 
-Hej Alf, co ty tam robisz?-
Alfonso z grymasem na twarzy zrezygnował z wpatrywania się w piękny widok. Szybkimi ruchami zeskoczył z dachu i znalazł się koło Dziewcząt. 
-Ruszajmy. Nie mamy czasu do stracenia.-powiedział, po czym ruszył w kierunku drzwi. Lili spojrzała na Meredith, która od razu poszła w ślad za nim. Spakowali się i wyszli przed dom. Gdy Alf przechodził przez furtkę Lili szybko zawróciła mówiąc: -Ruszajcie. Ja czegoś zapomniałam, dogonię was.-
Meredith spojrzała na Alfa, który dokładnie odprowadził wzrokiem młodą dziewczynę. Dzisiejszej nocy zdał sobie sprawę, że ta dziewczyna, chociaż niepozorna, może sprowadzić na niego kłopoty. Szczególnie jeżeli dysponuje mocą odziedziczoną po swoim rodzie. Spojrzał na Meredith po czym przyłożył palec do ust na znak, żeby była cicho. Zwinnie odłożył swoje rzeczy na ziemię i kilkoma susami znalazł się przy oknie domu. Widział jak Lili zrywa ze ściany zasłonę zakrywającą żelazne drzwi, które pokryte były jakimiś znakami runicznymi. Po środku nich znajdowały się trzy otwory, z których niczym żyły wychodziły wiązki rozprzestrzeniające się po całych drzwiach. Dziewczyna wyciągnęła z kieszeni medaliony i powkładała kolejno malachitowy, krwistoczerwony i szafirowy. Medaliony zapełniły żyły a drzwi otworzyły się, za drzwiami znajdowało się jakieś duże pomieszczenie, a sama Lili zatrzymała się w bezruchu gdy zobaczyła co kryją za sobą drzwi. Alfonso po cichu wkradł się do domu gdy Lili wpadła jak burza do tajemniczego pomieszczenia. Podszedł bliżej i zajrzał do środka. Zobaczył coś w stylu starej biblioteki. Na środku stał podest a na nim leżała wielka księga obita skórą jakiegoś niezwykłego zwierzęcia. Alf wszedł do środka i zobaczył Lili szlochającą nad szczątkami jakiejś osoby. Słyszał ciche "mamo, dlaczego". Po kilku minutach rozpaczy dziewczyna ocierając łzy podeszła do księgi. Alf schował się tak aby dziewczyna go nie zauważyła. Lili otworzyła księgę jakimś czarem i zaczęła uważnie ją czytać. Po przeczytaniu kilku stron zaczęła czegoś szukać, a gdy już znalazła wyrwała stronę i schowała ją do kieszeni. Alfonso szybko ewakuował się do kuchni. Gdy Lili zamykała za sobą drzwi ten wyszedł mówiąc: -Zostawiłem swój kołczan ze strzałami. Znalazłaś to czego szukałaś?-
Lili przestraszona szybko zamknęła drzwi. Wyjęła z nich medaliony i odłożyła do drewnianej szkatułki, którą schowała do swojej torby. 
-Tak. Mam już wszystko.-odpowiedziała, zastanawiając się czy Alf cokolwiek zauważył. 
-Zatem ruszajmy.-powiedział wychodząc. 
I tak oto ruszyli do Srebrnej Woli. Do wyboru mieli trzy drogi przez wielki most-twierdzę przechodzący przez rzekę Fora, most obok wsi Pator, oraz stary most niedaleko Cirik. Wybrali oczywiście najszybszą możliwą drogę czyli przez twierdzę na fora. Most-twierdza znajdował się jakąś godzinę drogi od Tonii. Gdy w końcu znaleźli się przed nim ujrzeli, wielką fortyfikację, a przed nią bramę na czele której stali uzbrojeni po zęby żołnierze.

Ale coś było nie tak... 

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Nov 23, 2017 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Adventures of AlfonsoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz