Część I - Kageyama

17K 929 232
                                    

      Myślałem, że obóz siatkarski będzie dla mnie czystą przyjemnością. Poniekąd tak było, lecz podczas pobytu tam rozpraszała mnie jedna myśl, jedna osoba, z którą jestem w drużynie. Hinata ciągle siedział w mojej głowie, moich myślach, a nawet snach. To było dla mnie denerwujące, choć na początku nie było źle.
      Przez pierwsze dwa dni dobrze mi szło w grze, zdobywałem sporo wiedzy, jak i praktyki. O Hinacie myślałem rzadko, raczej tak przelotnie. Potem jednak było coraz gorzej. Pojawiał się w mojej głowie na każdej przerwie i dużo myślałem o nim wieczorami, kiedy wszyscy szli spać. Były takie noce, w których nie mogłem zasnąć i wtedy podchodziłem do okna i się zastanawiałem, czy może przypadkiem Hinata nie patrzy się w niebo w tym samym momencie co ja. To było głupie, wiem, ale nie miałem nad tym żadnej kontroli.
      W ostatnich dniach zaczynałem się nawet rozpraszać podczas gry. Wiem, że to było słabe, lecz bardzo mi brakowało tego rudzielca, który biega po całym boisku. Wtedy już byłem na sto procent pewny - zakochałem się. Najpierw byłem zaskoczony tym odkryciem, ale już zdążyłem się z tym oswoić.
      Teraz idę na halę, tam, gdzie chłopaki mają trening. Jest już naprawdę późno, ale może jeszcze ćwiczą. Co prawda minął tylko tydzień, a już tęsknię za Shouyem. Poza treningami, czas na obozie dłużył mi się niemiłosiernie.
      Jestem już blisko. Na myśl o spotkaniu z nim czuję falę eksytacji, a moje serce bije szybciej. Nie mogę się powstrzymać, biegnę. Chyba naprawdę tęsknię za Shouyem... Mijam szkołę, jeszcze chwila... O, jest hala, ale nie ma zapalonych świateł. Niedobrze. Otwieram drzwi i zaglądam do środka. Całą sale pokrywa ciemność. Zapalam światło. Nie ma rozłożonej siatki, piłki są na swoim miejscu, a w środku ani jednej żywej duszy. Spóźniłem się. Cholera.
      Miałem nadzieję, że na mnie poczekają, ale pewnie stwierdzili, że dzisiaj już nie przyjdę.
      Stoję jak ten debil przed drzwiami i nie wiem, co robić. Naprawdę miałem nadzieję, że ich tu zastanę. Czyli zobaczę Hinatę dopiero jutro.
      Idę teraz oświetlonym chodnikiem, próbując uporządkować myśli. Czuję się źle, chyba nigdy nie czułem się taki zawiedziony. Miałem nadzieję, że zobaczę chłopaków, bo w sumie ich też mi trochę brakowało, ale myśl, że nie zobaczę dzisiaj Hinaty staje się dla mnie nie do wytrzymania. Czekałem aż tydzień, żeby się z nim zobaczyć. Jeden dzień dłużej wyczekiwania wydaje się być dla mnie wiecznością. Gdybym mógł choć go zobaczyć, usłyszeć jego głos...
      Zatrzymuję się. Może by tak do niego pójść? Nie, to debilny pomysł, nawet nie wiem, gdzie mieszka. Znam co prawda ulicę, ale na niej jest co najmniej kilkanaście domów. To bez sensu. Idę dalej, choć nogi zaczynają mi stawiać dziwny opór. Staję. Chyba jednak nie dam rady. Odwracam się i idę szybkim krokiem w stronę domu Hinaty. Nie obchodzi mnie to, że daleko mieszka, nie obchodzi mnie również to, że jest już prawie dwudziesta pierwsza. Chcę go zobaczyć, chociaż tyle. Idę nadal, lecz coraz bardziej dociera do mnie, jaki to jest głupi pomysł. Co on sobie pomyśli, gdy nagle wparuję do niego? Może mu wyślę SMS - sa? Ale w sumie po co, skoro on do mnie nie napisał ani razu... A przynajmniej nie jako pierwszy, bo kiedy już nie wytrzymywałem na obozie, to spytałem się go, jak im mija czas. Ta konwersacja dała mi dużo radości - co prawda - ale nadal jestem zły, że to on się nie odezwał. Rezygnuję z napisania do niego. W sumie, to może się w ogóle nie ucieszyć, kiedy do niego przyjdę, ale chciałbym co najmniej spróbować.

      Po około godzinie w końcu dotarłem na miejsce, ale... Co teraz? Staję i rozglądam się dookoła. Tak jak myślałem, domów na tej ulicy jest dość sporo. Może jednak do niego napiszę? Wyciągam komórkę, ale znowu rezygnuję. Nie wiem dlaczego, ale nie mogę tego zrobić. Patrzę przed siebie. Chyba nie mam już innego wyjścia...
      Idę do przytulnego domu mającego żółte ściany i dużo kwiatów dookoła. Podchodzę do drzwi i pukam. Mała jest szansa, że akurat tutaj mieszka Hinata, ale może domownicy wiedzą, gdzie go szukać. Słyszę kroki. Nagle czuję falę eksytacji i strachu, bo co, jeśli za chwilę drzwi otworzy Shouyou? Co on sobie pomyśli...
      Drzwi otworzyła niska staruszka ubrana w kremowe kimono. Wygląda przyjaźnie.
- Przepraszam - zaczynam, ale nagle nie mogę z siebie wydobyć żadnego dźwięku.
      Okazuje się, że kobieta wyglądała przyjaźnie dopóki nie podniosła głowy. Jej małe, ciemne oczka powodują ciarki na moich plecach. Wyglądają one jak dwie czarne dziury, które wsysają każdego, kto na nie spojrzy. Oprócz tego ma creepy spiczasty nos, a usta zamieniły się cieńką kreskę na mój widok. Jej siwe włosy są potargane, a światło z tyłu rzuca głębokie cienie na jej twarz. Na dodatek jej cera ma nienaturalny odcień żółci.
      Nie tylko ma przerażający wygląd. Widzę, że jest wściekła, przez co wyczuwalna jest od niej straszna aura. Do tego czuję na sobie jej piorujące spojrzenie...
      Cofam się mimowolnie. Żałuję, że tu przyszedłem, Jezu, ona mnie za chwilę pożre żywcem! Ale nie, nie mogę się poddać, muszę znaleść Hinatę...
      Oddycham głęboko i już chcę mówić, ale:
- Co ty tu robisz młodzieńcze - była ode mnie szybsza - wiesz która jest godzina? Może nie przyszło Ci do głowy, że starzy zmęczeni ludzie chcą spać?! - w jej głosie słychać złowrogie nastawienie.
      Niedobrze. Muszę jak najszybciej poprawić jej humor. Mam nogi jak z waty, i ledwie łapię oddech, ale mimo to...
- Przepraszam najmocniej - kłaniam się szybko - nie wiedziałem, że Pani już spała, ale ma pani rację, jest późno. Jednak mam bardzo ważną sprawę do Hinaty, a nie wiem dokładnie gdzie mieszka.
      Spogląda na mnie podejrzliwie.
- Hinata... Znam ich, to Ci rudzi, tak? - uśmiechnęła się mimowolnie - bardzo mili ludzie, a ty pewnie idziesz do Shouyoua, czyż nie?
- Tak jest - prostuję się na dźwięk jego imienia.
- A dlaczego do niego idziesz tak późno, co? - jej przenikliwe oczka patrzą się na mnie.
      Jezu, mam wrażenie, że dostaje się do mojej głowy i już czyta w moich myślach! Ale co mam jej powiedzieć, że... Że się w nim zakochałem?
      Czuję, że się czerwienię. Cholera, czemu jestem takim debilem? Muszę szybko coś powiedzieć. Nagle słyszę śmiech staruszki. Ze dziwnieniem spoglądam na nią. Już jej potargane włosy ani spiczasty nos nie wydają mi się straszne, a usta są teraz rozciągnięte w szerokim uśmiechu. Spogląda na mnie z troską.
- Aaa, już rozumiem. Więc o to chodzi...
- Co? - mówię zakłopotany - nie, to nie tak! - teraz to już na pewno jestem cały czerwony.
- Miłości nie oszukasz młodzieńcze - odpowiada z rozbawieniem kobieta. Nagle poważnieje - lecz też nie można tracić dla niej głowy - patrzy się na mnie wymownie - choć nie tylko ty masz głowę w chmurach. Przez ostatnie dni Hinata jest jakiś zamyślony, raz o mało nie spadł z roweru. Wtedy wymieniłam z nim kilka zdań. Zresztą bardzo miły chłopak z niego - dodaje z uśmiechem - opowiadał, że ostatnio się jakoś inaczej czuje. Myślę, że to może być związane z tobą, ale to ty musisz już z nim o tym pogadać. Jego dom ma numer pięć, tu blisko, po drugiej stronie ulicy.
      Uśmiecha się do mnie przyjaźnie. Chyba już ją polubiłem, ale zostawiła mi niezły mętlik w głowie. Czyli... Hinata inaczej się czuje. Czy on o mnie myśli?
      Nie ma czasu do stracenia, idę w stronę furtki.
- A, i przekaż mu - woła za moimi plecami kobieta - żeby rano tak nie pędził na tym rowerze, bo się kiedyś zabije!
      Po wyjściu z posesji zrywam się do biegu. Za chwilę zobaczę Hinatę, w końcu! Serce podskakuje mi z radości, a ja uśmiecham się do siebie. Teraz biegnę tak, jakby zależałoby od tego moje życie.

Haikyuu - powrót Kageyamy Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz