Część IV - Hinata

8.8K 689 213
                                    

      Mama już wyszła, całe szczęście. Oddycham głęboko z ulgą. Dobrze, że Kageyama był czujny, bo gdyby nas nakryła...
- Kageyama, mój bohaterze! - wołam i rzucam się w jego stronę.
      Gdy już prawie jestem w jego ramionach, to on niespodziewanie mnie odpycha. Zdziwiony patrzę się na niego.
- Co ty robisz? - pyta zdenerwowany - Nie dość, że nie usłyszałeś kroków, to jeszcze pogorszyłeś sytuację - spogląda na mnie spode łba - i od kiedy mówisz na mnie Tobio?
      Czuję, jak robi mi się głupio. Ma rację, byłem totalnie nierozgarnięty.
      Zwracam wzrok ku podłodze.
- Ja... Wiem, przepraszam.
      Chcę coś jeszcze dodać, ale nie wiem, co jeszcze mogę powiedzieć. Siedzimy w trochę niezręcznej ciszy. Podnoszę wzrok na Kageyamę. O dziwo uśmiecha się do mnie lekko.
- Wybaczam ci, ale następnym razem licz się bardziej ze słowami. I o co Ci chodzi z tym Tobio?
      Patrzy się na mnie z zaciekawieniem. Zastanawiam się tak nad odpowiedzią, by nie zdenerwować na nowo Kageyamy.
- W sumie to nie jestem pewien - zaczynam powoli - ale myślę, że jesteśmy przyjaciółmi, więc chyba możemy się nazywać po imieniu, prawda?
      Patrzę się na niego z nadzieją. Naprawdę byłoby fajnie nazywać się po imieniu, ale znając Kageyamę, to nic nie wiadomo.
      Patrząc się na niego zauważam, że się trochę zmienił, jest teraz bardziej wyluzowany i pogodny. Kiedy on zastanawia się nad odpowiedzią to stwierdzam, że jest naprawdę przystojny.
- Niech Ci będzie Shouyou, ale niech Ci się nie wydaje, że przez to będę dla ciebie milszy.
- Dzięki - z tymi słowami przytulam się do niego.
      Proszę, nie odpychaj mnie - myślę w duchu. Całe szczęście Tobio objął mnie i właśnie wtulił swoją twarz w moje włosy, co spowodowało, że na moich policzkach pojawiają się rumieńce.
      Jest cały ciepły, może nawet i lekko rozpalony. Słyszę nawet walenie jego serca. Chciałbym, by ten moment trwał wiecznie. Jest mi tak dobrze i błogo...
- Ej, ty - mówi nagle Kageyama - lepiej nie miej głowy ciągle w chmurach.   Chodź, zjedzmy kolacje.
      Z nową energią idę do mojego biurka. Mama jak zwykle zrobiła tą samą potrawę co zwykle: ryż, kurczak i trochę warzyw. Całe szczęście mięsa jest więcej, od kiedy jej powiedziałem, że nie przepadam za warzywami.
      Podsuwam sobie drugie krzesło, a Kageyama już bierze pierwszy kęs potrawki. Za jego przykładem siadam i też zaczynam jeść. Zerkam na miskę Tobio i nie mogę uwierzyć własnym oczom. Kiedy ja nie zjadłem nawet jednej piątej, to on zjadł już połowę!
      Ciągle zdumiony pytam:
- Jak ty to tak szybko zjadłeś?
      Odwraca głowę w moim kierunku trochę zdziwiony.
- No co? Dawno nic nie jadłem, a poza tym ta potrawka jest naprawdę smaczna.
- No dobra, ale i tak jesteś szybki.
- Nie tylko w tym jestem szybki.
      Zanim się zastanowię o co mu chodzi to on już mnie całuje. Czuję, jak przepływa po mnie przyjemna fala ciepła. On naprawdę dobrze całuje. Ciekawe dlaczego.
      Zaskoczony i zmieszany tą sytuacją mówię:
- Kageyama, czemu tak znienacka?
      Rzuca mi figlarny uśmiech.
- Czemu nie?
- No nie wiem - mówię cicho - w sumie to dobrze całujesz i się zastanawiam... No bo wiesz, może kiedyś... Ktoś ci się podobał.
      Spogląda na mnie zaciekawiony.
- Sugerujesz, że z kimś chodziłem?
- Nooo... - odpowiadam niepewnie - tak, znaczy się mogłeś chodzić, ale ja nie wiem.
      Ma dziwny wyraz twarzy. Czy go to pytanie bawi?
- A szczerze, to wyglądam na kogoś, kto był kiedyś w związku? - pyta się mnie.
      Przyglądam mu się uważnie.
- Tak szczerze? Cóż, jesteś wysoki, masz fajne mięśnie, ale jesteś strasznym gburem. No i się co chwilę złościsz, a jak się wściekasz to każdy ma ochotę ukiekać, gdzie pieprz rośnie.
      Po minie Tobio uświadamiam sobie, że byłem zbyt szczery. Oj, za bardzo. Już widzę w jego oczach złowrogi błysk. Mięśnie mu się napinają, za chwilę się na mnie rzuci!
      Szybko zrywam się na nogi i uciekam na koniec pokoju chwytając poduszkę.
- Ej, wracaj tu! - wrzeszczy wściekły Kageyama biegnąc do mnie.
- Mówiłem, że jesteś nerwusem! - po czym rzucam poduszkę w jego twarz.
      Co prawda ta poduszka nic mu nie zrobiła, ale dzięki niej mam czas, by obok niego przebiec. Wiem, że już go w żaden sposób nie uspokoję, więc rzuciłem tym tekstem, bo lubię mieć rację.
      Teraz chwytam za krzesło, które będzie tworzyło pewną barierę między mną, a Kageyamą. Oho, już tu idzie.
- Chodź tu karzełku - mówi tym swoim rozwścieczonym głosem.
      Jest trochę straszny, ale już się do tego poniekąd przyzwyczaiłem.
- Może i jestem niski, ale przynajmniej nie jestem gburem!
- Zabierz to krzesło! - mówi zirytowany szarpiąc krzesłem na wszystkie strony.
- Ani mi się śni - wystawiam mu złośliwie język.
      Jest coraz bardziej niecierpliwy. Za chwilę połamie to krzesło, ale chyba jeszcze prędzej mnie zabije!
      Wiem, że mam mało czasu. Gorączkowo obmyślam plan. Chyba mam.
      Puszczam krzesło i kieruję się w lewą stronę, po czym nagle, tak jak w siatce, robię zmyłkę i gwałtownie skręcam w prawo. Puszczam się pędem w stronę szafy, muszę tam jak najszybciej dobiec!
      Nagle czuję, że coś znajduje się pod moją kostką i lecę do przodu. Szybko wyciągam ręce, by zamortyzować upadek. Robię to w ostatniej chwili. Zaskoczony zastanawiam się, co się stało.
- Mam cię - odzywa się z triumfem Kageyama - wiedziałem, że zrobisz podpuchę, dlatego podłożyłem Ci nogę. Znam cię zbyt dobrze, ale trzeba przyznać, że jesteś naprawdę szybki.
      Tobio klęka obok mnie.
- Nic ci nie jest?
      Odwracam się i chcę powiedzieć, że wszystko jest w porządku, gdy nagle widzę, że jest on bardzo blisko mnie. W jego oczach nadal pali się ogień, ale już zupełnie inny niż wcześniej.
      Chwyta mnie niespodziewanie za nadgarstki i kładzie mnie na podłodze. Co on robi? Próbuję się wyrwać, ale to tylko pogarsza moją sytuację. Kageyama siada na mnie, zaciska uścisk i pochyla się nade mną. Czuję falę gorąca ogarniającą moje ciało i rumieńce pojawiające się na mojej twarzy. Z zawstydzeniem stwierdzam też, że mi staje, przez co jeszcze bardziej pieką mnie policzki.
      Tobio, który wygląda na naprawdę napalonego zaczyna mi całować szyję. Każdy jego pocałunek zostawia ciepły ślad na mojej skórze. Odchylam z rozkoszą głowę chcąc, by jego usta dotknęły każdy skrawek mojej szyji, gdy nagle dopadają mnie wątpliwości. Czy to aby na pewno dobry pomysł?
      Walcząc ze sobą, pomiędzy sercem, a rozumem, staram się zachować choć trochę zdrowego rozsądku i odepchnąć go. On czując moje napięcie przestaje mnie całować.
- Kage... Tobio ja... Nie wiem.
      On zaś pochyla się nad moim uchem szepcząc mi:
- Zabawa dopiero się zaczyna.

Haikyuu - powrót Kageyamy Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz