Część 1

5.5K 468 397
                                    

Louis nie lubił poranków.

W szczególności nie lubił zimowych poranków. Niebo było szare i zachmurzone, szron zdobił źdźbła trawy i rozpościerał się po całym trawniku. Nie padał normalny śnieg, tylko drobny pyłek, w najbardziej depresyjny sposób. Nie lubił wstawać wcześnie i czuć jak jego palce u stóp były zdrętwiałe od zimna na twardej, drewnianej podłodze.

Nie miał ochoty wychodzić na to zimno. Chciał wrócić do łóżka, pospać trochę dłużej, ale nie mógł. Był poniedziałek i miał szkołę, musiał pomóc swoim siostrom przygotować się do szkoły i musiał złapać autobus.

Styczniowe poranki nie robiły wiele, by go zmotywować. Zdołał wypić zaledwie połowę swojej kawy, zostawiając ją, żeby wystygła, podczas gdy szybko wyszedł przed drzwi, pół minuty od bycia znowu spóźnionym. Liście chrzęściły pod jego adidasami, gdy w połowie szedł, a w połowie biegł na przystanek autobusowy, serce mu szybko biło, palce zamarzały i szron przyczepiał się do podeszwy jego butów.

Louis usiadł na tyle autobusu, wsadził słuchawki i spuścił głowę. Myślał o swoim łóżku, o ciepłej pościeli wzdłuż jego nagich kostek. Jego oczy prawie się znowu zamknęły.

Jakby to była rutyna, zawsze podnosił wzrok po minięciu dwóch przystanków, zawsze na tej samej ulicy.

Mogło być tak dlatego, że był zmęczony i ciągłe szarpanie w autobusie wybiło go z senności. To mogła być ukryta warstwa zażyłości, ponieważ kiedyś huśtał tam swoje siostry w parku przy tej ulicy. To mógł być zbieg okoliczności.

To było bardziej prawdopodobne, że miało to związek z chłopkiem, który wsiadał do autobusu każdego poranka. Było trochę ludzi w autobusie, uczniowie college'u zmieszani z ludźmi, którzy rozpoczynali swoją dzienną rutynę. Pomiędzy siwymi włosami, a młodymi rodzicami były dziewczyny z fioletowymi włosami i chłopcy z deskorolkami. Były tam dzieci z lepkimi palcami, nastolatkowie przytłoczeni przez zimowe słońce i zapomniane wypracowania.

Był również tam chłopak z kręconymi włosami i dołeczkami i dużymi, zielonymi oczami, które wyglądały, jakby mogły pewnego dnia opowiadać niesamowite historie.

Nazywał się Harry, razem z Louisem jeździli tym samym autobusem od września i nigdy nie zamienili ze sobą słowa. Harry również uczęszczał do college'u, ale nie miał żadnej lekcji z Louisem, ani żadnych dodatkowych zajęć i rzadko ich drogi się krzyżowały, kiedy nie jechali tym samym autobusem.

Nazywał się Harry. Mieszkał gdzieś w pobliżu Chalk Avenue. Zaczął jeździć autobusem dopiero we wrześniu i Louis myślał, że był prawdopodobnie w pierwszej klasie. Prawdopodobnie zajmował się fotografią, ponieważ zawsze trzymał w rękach aparat. Czasami słuchał muzyki naprawdę, naprawdę głośno i kiedy siedzieli wystarczająco blisko siebie Louis mógł usłyszeć ciche brzęczenie z jego słuchawek. 

I nie, Louis nie był stalkerem. On po prostu, widywał Harry'ego cztery razy w tygodniu spośród pięciu i był tym, który zawsze tam był. Dziewczyny z pofarbowanymi włosami, delikatne, starsze kobiety i chłopcy z papierosowym oddechem, oni przychodzili i odchodzili, nie byli stale. Harry był czymś, jak stałością i Louis obserwował i jak długo uda ci się nie zauważyć zachowań pewnej osoby, naprawdę.

Zauważał Harry'ego - obgryzał paznokcie, czasami, kiedy jego twarz była przygnębiona i nie uśmiechał się. To wtedy obgryzał swoje paznokcie. Kiedy niebo było ciemniejsze, muzyka Harry'ego była głośniejsza. Przechylał głowę na jedną stronę, zawsze siadał po lewej stronie autobusu, jeśli mógł i wolał siedzieć przy oknie.

To nie był stalking, to była naturalna obserwacja. I może odrobina stalkingu, ale nie ze strony Louisa, tylko Zayna. Głównie. To byli Zayn i Niall, ponieważ oni po prostu kochali rujnować Louisowi życie i naprawdę nie był pewien, dlaczego się z nimi przyjaźnił i naprawdę nie powinien wspominać we wrześniu o tym, że jeździ z nim atrakcyjny chłopak. To była tylko jego wina, naprawdę.

Był styczniowy, poniedziałkowy ranek. Louisowi opadały powieki i prawie spał i Harry przechodził przez autobus. I uśmiechnął się, tak, jak zawsze to robił, zielone oczy się rozświetliły i jebać jego dołeczki, poważnie, Louis go nienawidził, ale i tak posłał mu mały uśmiech. Harry wślizgnął się na miejsce, dwa rzędy przed Louisem i jak zawsze, żaden z nich się nie odezwał.

Na zewnątrz było zimno, ulice były oblodzone gołoledzią i oczy Louisa powędrowały w stronę okna, gdy patrzył jak świat rozmywał się kolory, przysłonięte przez zimową mgłę.

Kiedy dojechali do ostatniego przystanku przed szkołą, Harry odwrócił się i przez moment uśmiechał się do Louisa. Odrobinę przekrzywił głowę. Louis to odwzajemnił i przerwali tę chwilę.

~~~

Zayn czekał na przystanku - oczywiście, że tak, Zayn zawsze czekał na Louisa. Niall także tam był, jego włosy były poczochrane, jakby dopiero co zwlekł się z łóżka i prawdopodobnie tak było przez fakt, że był szczęściarzem i mieszkał pięć minut od szkoły.

- Jesteś takim szczęściarzem - powiedział mu Louis, niezadowolony, gdy szli do bloku A. Zimne powietrze wciąż uderzało w jego policzki, niemal szczypiąc z delikatną siłą.

Nienawidził zimy.

- Niektórzy z nas - kontynuował. - Niektórzy z nas muszą wstać, jeśli chcą dotrzeć tu na czas.

- Twoje życie jest gówniane - powiedział mu Niall, szczerze jak zwykle, ale jego oczy lśniły. - Wstałem dziesięć minut temu.

Louis potrząsnął głową. - To nie fair - wymamrotał. - Muszę przygotować dziewczynki do szkoły i biec na jebany autobus i złapać jebany autobus i jechać jebanym autobusem-

- Jakby to była zła rzecz - powiedział Zayn i Niall parsknął.

Louis im obu pokazał środkowy palec, odwracając się. Kątem oka mógł zobaczyć Harry'ego w niewielkiej odległości, idącego do budynku sztuki.

- Kochasz go - Niall niemalże zaśpiewał, próbując go do tego przekonać, gdy uderzył swoim plecakiem w biodro Louisa. - Chcesz go pocałować.

- Proszę - drwił Louis. - Ile my mamy lat, dwanaście?

- Wypierdalaj ze swoją dojrzałością, Lou - uśmiechnął się Zayn. - To całkiem rażąco oczywiste dla wszystkich.

- Nie mam pojęcia o czym wy mówicie.

Tak, Louis kochał swoich przyjaciół, ale czasami byli tacy głupi, ponieważ oczywiście, Louis nie kochał Harry'ego. On ledwo lubił Harry'ego. Nie znali się. Nie byli przyjaciółmi. Louis mógł docenić estetykę, przyznać rozsądną atrakcyjność, ale Niall i Zayn - przypuszczał, że rozumiał korzenie tego wszystkiego. Po protu chcieli, żeby z kimś był, chcieli, żeby był szczęśliwy.

Ale również całkowicie się mylili. Oczywiście.



through the brightest part of this town /larry tłumaczenie pl/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz