tears don't fall

5 0 0
                                    

- Boję się, nie chcę zostać sama - zakryła twarz w dłoniach, przez szczeliny śmiesznie króciutkich palców dostrzegałem równie krótkie i ciemne rzęsy, a włosy jasnymi falami obejmowały smukłe ramiona.
  Moja dziesięcioletnia dziewczynka płakała, a zduszone łkanie potrząsało jej niewinnym ciałem skrytym pod letnią sukienką do kolan, z falbankami i wzorzystymi naszywkami słoneczników. Kilka ulicznych latarni rozbłysło zwiastując ciemniejące niebo na którym dało się ujrzeć trzy słabo migające punkciki. Zachodzące słońce zostawiło za sobą barwne smugi i zniknęło gdzieś poza zasięgiem mojego wzroku - spokojna okolica otoczona była rzędem domków stojących naprzeciwko siebie rodem z młodzieńczych seriali, jakie lubiła oglądać mała Levy.
  Kochałem to miejsce, chociaż w moim ograniczonym umyśle uczucia na dłuższą metę nie grały głównej roli w mym leniwym, niekiedy słodkim życiu, w przeciwieństwie do ludzi. Istnień wrażliwych na emocjonalne popędy i nieprzemyślane działania, zdolnych do zwijania się ze śmiechu bądź ataków histerii i gwałtownego płaczu.
  Płacz dziewczynki był zupełnie inny od tych, które dane było mi słyszeć. Miarowy, urywany, ale niezwykle cichy i skromny, jakby jedna łza więcej mogła zatopić miasto w słonych kropelkach. Kolana ułożone na drewnianych deskach tarasu postukiwały o siebie, a ręce drżały, mimo to z ust Levy nie wydostał się najcichszy dźwięk. Serce mi się krajało obserwując tę scenę, zdawałem sobie sprawę także i z tego, że moja najmniejsza interwencja nie ma sensu. Chciałbym nazwać ją swoją przyjaciółką, zapewnić, że może liczyć na moją milczącą obecność i powiedzieć wszystko co trapi jej młode serce, które zaczęło poznawać życie na swój sposób. Gdybym miał dar mowy, ale nie mam, istoty mojej kategorii takowego nie posiadają.
  Leniwie podniosłem swój upasiony tyłek i podeszłem do jej sylwetki, dając o sobie znak delikatnie ocierając o rękę czarne futro, które pokrywało całą moją sylwetkę. Gdy to nie pomogło, zatoczyłem krąg i uszatą główką dotknąłem uda.
  - Już mi lepiej, Prążku - wychrypiała i wytarła posklejane płaczem powieki, zaś drugą ręką pogłaskała mój tułów - Wracajmy już do domu, dobrze?
  Przystanąłem na stopniu, wskazując łebkiem na drogę wśród dębów i dających światło latarni, na jej twarzy zawidniał jednak protest. Dobrze wiedziałem, że o tej porze powinna już myć zęby i szykować się do następnego dnia w szkole, jak to powiedziała gospodyni - " obiekt samych absurdów ".
  Przekroczyłam kolejne trzy stopnie znajdując się na piaszczystej powierzchni i pomaszerowałem wolno przed siebie. Nie musiałem się oglądać aby wiedzieć, że spanikowana Levy po chwili stania jak słup soli truchta za mną i woła moje imię. Znajdując zarys swojego zwierzątka przyspiesza, jest to zasługa światła odbijającego się w zadbanym futrze.
- Wróć, proszę! - krzyczała za mną i przez moment zawahałem się, była to jedynie chwila zastanowienia - Mama i tata będą się martwić!
  Po kilku innych frazach, zwłaszcza " nie widzę cię! " postanowiłem usiąść, a istotka znalazła mnie chwilę później i podbiegła, a mimika twarzy miałem uznać za srogą, jakby umiała się w ogóle gniewać.
  - Martwiłam się o ciebie. Myślałam, że chcesz uciec!
  Wzięła mnie na ramiona i przytuliła, a niebo zyskało już kolor granatowy, dziesiątki dostrzegalnych gwiazd wisiało niczym rozsypane koraliki. Chciałbym powiedzieć wtedy " kocham cię ".
  - Nie odchodź sam więcej, dobrz...
  Białe światło z szybkością błyskawicy oświetliło nasze sylwetki na nocnym tle, Levy zdawała się nawet nie zdawać sprawy, że w jej kierunku zmierza niby anioł, pojazd. Udało mi się ukryć spojrzenie w jej ramionach, a gwałtowne " łup " pozbawiło mnie resztek złudzeń. Maska samochodu, która uderzyła w jej biodra została natychmiast wgnieciona, a opony pogruchotały kości w kończynach. Głowa uderzając o deskę przekręciła się się pod dziwnym kątem, a ciało poturlało kilka metrów dalej. Czaszka z jej lewego profilu została zmiażdzona, na drugie oko spłynęła gwałtowna kałuża krwi, osóbka licząca sobie dziesięć lat i dwa tygodnie leżała rozmaślona na asfalcie jak zdeptany butem ślimak. Z wyjątkiem tego, że niektóre kości przebiły skórę i wystawały, inne po prostu widoczne były pod zdartą skórą. Sukienka w słoneczniki zaczepiła się niefortunnie o jakąś hakowatą część samochodu, a teraz przesiąknięta i potargana odsłaniała żebra.
  Nie wiem, jakim cudem przeżyłem, chociaż kwestią czasu było czy umrę od razu czy po chwili. Nie sądziłem, że przejechany na pół i z także pogruchotanym ogonem zdołam doczołgać się do mojej małej Levy i ułożyć głowę na jej klatce piersiowej.
  Nie zostaniesz nigdy sama, obiecuję.


  Levy i Prążek, przyjaciele na zawsze.

   *   *   *

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Dec 07, 2017 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Oneshoty wiatrem niesioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz