Życie toczy się dalej

12 1 2
                                    

Kot przeraził się nie na żarty. Mimo wszystko zebrał w sobie resztki odwagi i wstał, zataczając się, nastroszył sierść i syknął głośno, zaciskając zęby i tuląc uszy do tyłu. Nie miał już nic do stracenia. Pies wciąż stał wciąż nieruchomo, wpatrując się w niego ze strachem i bezsilnością. Dopiero teraz, poprzez okowy zamieci, zamglonym wzrokiem dostrzegł więcej szczegółów.

Bestia była wyjątkowo chuda w porównaniu do innych jej pokroju. Ogon zwisał smętnie, uszy oklapły, w oczach błąkały się tylko iskierki dawnej żywiołowości. Całym ciałem zapadał się i widać było, że ledwo trzyma się na nogach. Futrzak przełknął ślinę. Nie zrobił nic, gdy stworzenie zaczęło iść w jego stronę, a następnie położyło się przy nim. Mooni również przypadł do ziemi i nagle przytulił się do niego. 

Zalała go przyjemna fala ciepła, jakby nigdy jeszcze nie czuł czegoś takiego. Rozkoszował się tym do woli, jego towarzysz również wyglądał na szczęśliwego z tego faktu. Ogrzewali się nawzajem, przyparci do muru, biały kot i biały pies. Byłaby to pewnie zaiste piękna scena, gdyby za tą fasadą nie kryło się tyle zła. Czekali, ale oboje zdawali już sobie sprawę, że nie czekają na jakiegoś przechodnia o dobrym sercu. Czekali aż ich serca przestaną bić, i już żadnego okropnego człowieka nie obdarują swoim ciepłem, na które nie zasługuje. Kociak przestał walczyć z sennością. Nie obchodziło go już nic, nic nie mogło tego zakłócić. Mrucząc cicho, zamknął oczy. 

Gdy znów uniósł powieki, był niezmiernie zdziwiony, przede wszystkim tym, że nie miał już z boku ,,swojego termofora". Śnieg nie padał już i nie wciskał się do oczu, lecz niebo było wciąż pochmurne. Słyszał jakieś odległe kroki, ale nie docierał do jego uszu słaby oddech towarzysza. Zaczął się niepokoić. Był jeden haczyk: nie mógł się ruszyć, jakby w nocy pod nim pojawiła się warstwa kleju i zaschła, uniemożliwiając mu wstanie. W desperacji zaczął walczyć z tą niewidzialną siłą, wyrywając sobie kłaki futra. Chciał obudzić psa i poprosić go o jeszcze jedną przysługę. Wreszcie boleśnie wydostał się z pułapki. Zimno nieco ten ból osłabiało ale to nie wystarczało. Zajęło mu dość sporo czasu dotarcie do pyska stworzenia na sztywnych łapach. 

Wtedy zrozumiał, że mrok zabrał ze sobą żywą istotę. Zostawił martwe ciało. Zamiauczał żałośnie parę razy dla odbycia żałoby, ale wiedząc, że nic to nie da, zaczął zbierać się do odejścia. Już znajdował się tuż za rogiem, chodnikiem podążał rosły mężczyzna. Na kocie skomlenie pochylił się nad nim i dotknął nieśmiało, wymruczał parę niezrozumiałych słów i poszedł dalej. Mooni próbował go dogonić i pójść za nim, lecz wtedy człowiek odpędził go. Wiele razy zaczepiał jeszcze innych od niechcenia. Szczęście się do niego uśmiechnęło w postaci kawałka mięsa wyrwanego z czyjejś ręki. Uciekł prędko kosztem bólu w okolicach nóg i brzucha. Pospiesznie zjadł zdobycz, zasnął znowu gdzieś na śmietniku. Rano jeszcze bardziej dokuczało mu zimno i samotność, raz zastanawiał się nawet nad powrotem; cóż z tego, gdy nie miał takiej możliwości. Postanowił od nowa podążać przed siebie. Nie miał pojęcia, czemu to robi. Doszedł do wniosku, że może gdzieś dalej czeka go lepszy kąsek. 

Tak dotarł na, z pozoru, granice betonowego pola. Teraz rozciągała się przed nim płaska, idealnie biała, czysta przestrzeń. Śnieg chrupał przyjemnie pod łapami. Wydawało się, że to koniec cierpień. Po całym dniu dotarł do kolejnych zabudowań. Coraz częściej zdarzało mu się intensywnie kaszleć, lecz nie przerywał wędrówki. Szedł teraz wolniej, ostrożniej, starając się nie wpadać na ludzi, będących teraz, gdy zapadał zmrok, i tak rzadkością. 

Przechodził właśnie obok jednego z pozornie takich samych domów, gdy skrzypnęły drzwi i snop żółtego blasku padł prosto na niego. W powstałym otworze pojawiła się sylwetka wyprostowanej, obcej kobiety, unoszącej dłoń. Potrzebował chwili, by jego oczy przyzwyczaiły się do natężenia światła. Wtedy zorientował się, że zaczęła podążać w jego stronę. Wiele ubrań na które składały się widoczne ciemna kurtka i niebieskawe spodnie szeleściło niebezpiecznie, jeszcze bardziej prowokując go do ucieczki. 

Wreszcie udało mu się oderwać wrośnięte jakby w ziemię łapy i pognać przed siebie po bruku, dysząc ciężko, a następnie schować za rogiem. Tam siedział przez dłuższy czas z napuszonym ogonem, czekając, aż zagrożenie w postaci człowieka minie. Słyszał jeszcze jakiś krzyk, później wszystko umilkło. W końcu uznał, że teren jest względnie bezpieczny. Jednak gdy tylko wyszedł, na wprost ujrzał to samo stworzenie. Siedziało do niego bokiem, skulone, a przez to wydawało się znacznie mniejsze, i nie zwracało na niego uwagi. Cóż, nadal przecież czuł jego zapach. Może uda mi się obok przemknąć, skoro nie jest już mną zainteresowany. Zaczął ostrożnie, bezszelestnie podążać w jego stronę, a następnie coraz bardziej się oddalać. W międzyczasie zauważył, że obserwuje kocura kątem oka, a później to, jak wyciąga w jego stronę rękę. Dziwne. Ale znajdował się na niej kawałek czegoś, co pachniało jak zapowiedź smakowitej przekąski dla głodnego kota. Wezmę to tylko i ucieknę gdzieś dalej. 

Podszedł dość śmiałym krokiem, po czym wyciągnął szyję, by złapać posiłek, jednak on oddalił się o ledwie parę centymetrów, i tym sposobem zmusił go do podejścia bliżej. Tym razem raptowniej rzucił się na kąsek; narastał w nim strach, że w każdej chwili ta dłoń może się zwrócić przeciwko niemu, jeżeli w porę nie zabierze łupu. I tym razem się nie udało. Ostatni, trzeci raz sięgnął i osiągnął swój cel. Zajęty jedzeniem, spostrzegł rękę wsuwającą się pod jego brzuch zbyt późno. Nie był to gest mu obcy, albowiem oznaczał, że zaraz uniesie się w górę, równocześnie ściśnięty i niezdolny do wykonania jakiegokolwiek ruchu...Czego nienawidził. Rozterka Mooni'ego nad ważnością pożywienia i zagrożenia wystarczyła, by na dobre wywindowano go w powietrze. 

~*~

Cześć, czołem, kluski z rosołem :) Trochę krótszy rozdział niż poprzednio, ilość słów mniej więcej jak w pierwszym, ale w którymś emocjonującym momencie musiało się to zakończyćXD Wyczerpałam już trochę rozdziałów...także...*No, chyba rozumieją, to nie taki typ jak ty* Co jeszcze mogę wam powiedzieć?

Szczęścia, zdrowia, pomyślności, w mowie wielkiej celności, w kieszeni czterolistnej koniczynki, na twarzy radosnej minki, imprezy do rana, szampana dzbana, weną naćpania, i Wesołego Nowego Roku!

*Spóźnione życzenia*

Mooni był szaryWhere stories live. Discover now