Zabójczy sen

5 1 0
                                    

Chwilowe oszołomienie kota minęło. W ułamku sekundy z rozszerzonymi źrenicami, napuszonym ogonem i wyciągniętymi pazurami szarpnął się w uścisku, miaucząc głośno. Nie mógł się ruszyć, a na dodatek TA istota chciała zaciągnąć go gdzieś, zapewne po to, by przysporzyć mu kolejnych cierpień. Z każdą minutą tracił dzikie życie, bez ludzi, bez ograniczeń, bez opieki, którego dopiero co posmakował. Za pierwszym razem kobieta ledwo utrzymała taki ruchliwy tobołek, jednak przy kolejnych atakach nie dawała się, choć widać było, że obrona powoli pękała. Zbliżali się oboje do światła, w którym kot widział skąpany w nim salon. Narastał w nim strach, choć równocześnie czuł nagły przypływ przyjemnego ciepła. To nie miało w tej chwili znaczenia.

W momencie, gdy człowiek przechylił się nieco na bok, udało mu się wyskoczyć. Odruchowo pognał z powrotem do drzwi, jednak już dawno zostały zamknięte. Rozejrzał się po pomieszczeniu i w jedną krótką chwilę znalazł się skulony w kącie przy kanapie. Kobieta wpatrywała się w niego przez chwilę, z dziwnym smutkiem w oczach, po czym przeszła do drugiego pomieszczenia.

- Po kij go tu przyprowadziłaś? - dał się słyszeć groźny pomruk.

- Wygląda na bezdomnego... - zaczęła ta sama osoba która go tu przyniosła.

Pewnie powinien poszukać jakiejś drogi ucieczki, ale drżące łapy nie chciały się ruszyć z miejsca, no i pani mogła wrócić w każdej chwili. Poza tym był już zmęczony całodniową wędrówką. Mógłby zregenerować siły tu, w sprzyjających warunkach. Usiadł, jednak nadal z napuszoną sierścią, bacznie obserwując otoczenie. W międzyczasie zdarzyło mu się kaszlnąć. Wreszcie usłyszał zbliżające się kroki. Ta sama kobieta weszła do pokoju, w rękach trzymając dwie okrągłe miski, przypominające jego poprzednie. Z jednej z nich wydobywał się bardzo smakowity zapach. Syknął cicho, lecz bez większego przekonania, gdy zostały postawione daleko przed nim. Stworzenie szybko wyszło, wraz z nim zapadła nagle kurtyna ciemności, i znów zapanowały spokój oraz cisza. 

Gdy przez dłuższy czas nikt tego stanu nie zakłócał i wyglądało na to, że nawet w dalszej części dom był czysty, zbliżył się do przedmiotów, po czym dokładnie obwąchał znajdujące się tam mięso oraz wodę. Z coraz mniejszą ostrożnością smakował małe kęsy, aż zwyczajnie zabrał się do pałaszowania. Takiego posiłku nie miał od bardzo dawna...Gdy miski zostały wylizane do czysta, starannie przeprowadził codzienną toaletę. Całkowity mrok ogarnął już pomieszczenie, co nie przeszkadzało doskonałemu wzrokowi drapieżcy. Może róg pokoju nie był zbyt atrakcyjnym miejscem do spania, ale nie zamierzał się z niego ruszać. Ułożył się w miarę wygodnie, po czym schował pyszczek w łapkach i zwinięty w luźną kulkę przymknął powoli oczy.

Jeszcze noc nie spełzła z dziwnych kształtów mebli i kolczastej choinki, gdy Mooni obudził się, jednak od razu poczuł silny ból głowy i dziwną słabość. Mimo wszystko miał do wykonania misję: wydostać się stąd, zanim wraz ze wschodem słońca wzejdą ze swych łoży także ludzie. Próbował parę razy wstać, jednak nie miał dość sił. Szarpał się chwilę w desperacji, lecz w końcu zrezygnował. Oparł się znowu na ścianie, by poleżeć tylko minutkę lub dwie i zabrać się do zadania, gdy to przejdzie...Ale, ku kociemu utrapieniu, polepszyło mu się tylko trochę. Dlaczego akurat teraz go to dopadło? Napiął wszystkie mięśnie, a w tym momencie zakaszlał gwałtownie, co opóźniło próbę powstania. Wreszcie stanął na chwiejnych nogach i zrobił parę niepewnych kroków. Przynajmniej rozprostował zesztywniałe łapy. Powstrzymał się od ponownego upadku, i rozejrzał wokoło.

Iglaste drzewko rzucało złowrogie cienie na miękki, duży dywan rozłożony pośrodku pokoju, o który zahaczał niewielki stolik w rogu. Wzdłuż ściany stała jasna kanapa, a naprzeciwko niej niska komoda z ekranem telewizora na czele. Kocur wpierw podszedł do wciąż zamkniętych drzwi i wcisnął nos w szparę dolną, a następnie boczną. Mimo wszystko zapach świeżego powietrza wiejącego prosto w nozdrza trochę go orzeźwił i pokrzepił do dalszych poszukiwań wyjścia. Oczywiście pierwsze rzucały się w oczy kuszące okna, z dołu z widokiem na sine niebo. Kot po chwili mozolnego wleczenia znalazł się tuż pod progiem sofy. Wyprężył się do skoku i...W trakcie jakoś zakręciło mu się w głowie, a ból nasilił się, i nie do końca znanym mu sposobem znalazł się na podłodze w pozycji leżącej. Dopiero teraz ogarnęła go panika. Kot, który nie może wyskoczyć ledwie kilkanaście centymetrów w górę?!

Mooni był szaryWhere stories live. Discover now