Wdychałam powoli świeże powietrze, nerwowo uderzając palcami o swoje udo. Ciągle zerkałam w komórkę, oczkując na odpowiedź. Mimo że z altaną miałam niekoniecznie przyjemne wspomnienia, odczuwałam potrzebę przebywania tam. Oparłam głowę o drewnianą belkę i ponownie zaciągnęłam się życiem. Przymknęłam oczy. Powoli wypuściłam powietrze i w tej samej chwili poczułam wibracje. Zerknęłam na wyświetlacz. Odpisała.
Odpowiada Pani spotkanie w moim domu, za około dwie godziny?
W SMS-ie podany był również adres. Szybko odpisałam kilka słów, które informowały o tym, że jak najbardziej mi odpowiada. Schowałam telefon do torby. Oszacowałam, że dotarcie tam zajmie mi około dwudziestu minut. Postanowiłam, że spędzę chwilę w parku, a później wybiorę się na hot-doga. Ponownie oparłam głowę o drewnianą belkę i pozwoliłam świeżemu powietrzu dostać się do moich płuc. Pozwoliłam sobie na chwilę nicnierobienia. Jak Krzyś, z Kubusia Puchatka. W dzieciństwie kochałam tę bajkę. Zazwyczaj utożsamiałam się z głupiutkim Kubusiem, który nie do końca pojmował życie. Jednak często też widziałam się w roli Tygryska. Wypełnionego energią stworzenia, które nie przejmowało się niczym. Z biegiem czasu jednak czułam się coraz bardziej jak Prosiaczek. Malutki, zagubiony w wielkim świecie. Teraz, siedząc w altanie w parku, czułam się jak Kłapouchy. W dzieciństwie go nienawidziłam, krzywiłam się na samą myśl o tym, jak można być tak niezadowolonym z życia. Teraz rozumiałam. Czasem problemy po prostu nie pozwalają nam o sobie zapomnieć. Zły humor dopada nas w trakcie rozmowy, w trakcie obiadu, w trakcie szalonej kąpieli w jeziorze, w trakcie oglądania ulubionego serialu, w trakcie urodzin znajomego. Dopada nas i nie daje o sobie zapomnieć. Wżera się w nasze wnętrze. Skręca wnętrzności i powoduje natłok myśli. Najczęściej "a co by było, gdybym...". Powoli zaczynam rozumieć jakie to beznadziejne. Zamiast spojrzeć w przód, zerkać na nowe horyzonty, cofamy się. Zastanawiamy się, gdzie byłabym teraz, gdybym wtedy postąpiła inaczej. I tu popełniamy błąd. To już było. Postąpiłam tak, a nie inaczej. Te rozważania na nic się nie zdadzą. Teraz jedyne, co możemy zrobić, to spojrzeć w przyszłość. Pomyśleć o tym, jak postąpię jutro. Pomyśleć o tym, jak uczynić swoje życie lepszym.
Otworzyłam oczy. Zerknęłam na zegarek. Trzydzieści minut rozważałam nad życiem. Nieźle, co? Chwyciłam torebkę i powoli wstałam, rozglądając się po parku. Mimo wspomnień kochałam to miejsce. Mogłam zawsze udać się tutaj, niezależnie od dnia, ani godziny. Mogłam to nazwać moim azylem. Ruszyłam w kierunku najbliższego baru.
Nigdy nie lubiłam jesieni. Błoto, które wnosimy do samochodu, domu, knajpy. Nieprzyjemny chłód przeszywający nasze obolałe ciała. Ostatni raz rozejrzałam się po parku. Piękne, jesienne kolory już dawno postanowiły opuścić to miejsce. Gnijące liście leżały w każdym możliwym miejscu. Niektóre jeszcze spadały z drzew. Szyld baru, który widziałam, zawierał więcej jesiennych kolorów, niż aktualna pora roku. Jakiś samochód przejechał obok mnie i zatrąbił. Westchnęłam. Napalonym gnojkom nigdy nie znudzi się trąbienie do każdej dziewczyny, idącej drogą. Weszłam po trzech schodkach, które prowadziły do wejścia knajpy. Chwyciłam za klamkę. Widocznie ktoś bardzo szybko chciał wydostać się z baru, bo oberwałam drzwiami w ramię. Lekko się zachwiałam.— O matko, przepraszam! — Powiedziała cicho, zawstydzona brunetka. Jej wzrok skierowany był gdzieś w ziemię.
— Nie ma sprawy, często obrywam drzwiami. — Uśmiechnęłam się. Dziewczyna wyglądała na około szesnaście lat. Jej ciemne włosy opadły na twarz, kiedy zawiał wiatr.
— Jeszcze raz przepraszam. — Powiedziała i ominęła mnie. W ciągu kilku sekund zniknęła za bramą wjazdową. Widocznie nie przepadała za rozmowami z nieznajomymi.
Weszłam do środka i wytarłam zabłocone buty. Wycieraczka była w takim stanie, że ocieranie o nią podeszwami, na niewiele się zdało. Podeszłam do lady i wyciągnęłam portfel. Poprosiłam o hot-doga i napój gazowany. Wyciągnęłam drobniaki i zapłaciłam. Kasjerka uśmiechnęła się i poinformowała, ile muszę czekać. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Kilka osób siedziało przy jednym stoliku i zaśmiewało się do łez. Jakiś chłopak włożył sobie frytki do nosa, a inny urządził z kolegą konkurs, kto głośniej beknie. Smakowicie. Oczywiście wytapetowane dziewczyny typu tumblr, śmiały się z każdej z tych rzeczy. Wybrałam dwuosobowy stolik jak najdalej od tego kulturalnego towarzystwa. Po mniej więcej siedmiu minutach odebrałam swoje zamówienie. Zamoczyłam zęby w fast foodzie i poczułam, jak po mojej brodzie cieknie ketchup. Świetnie. Położyłam jedzenie na papierowym talerzyku i wyciągnęłam z torebki chusteczki. Zauważyłam, że coś upadło. Biała serwetka. Skąd w mojej torebce serwetka? Podniosłam ją i przekręciłam. Napis.
CZYTASZ
The beginning of the end, the end of the beginning
Teen FictionZwykłe wiosenne popołudnie. Do czasu. Krzywdzące nagranie. Szpital. Zagadkowy list od ojca. List, który stawia w życiu Julii następne pytania bez odpowiedzi. List, który powoduje, że świat staje na głowie. Życie dziewiętnastoletniej dziewczyny jed...