Viktor w życiu nie pomyślałby, że z adopcją dziecka jest taki problem.
Niestety, jak to ze spontanicznymi decyzjami bywa, to wszystko przysporzyło mu naprawdę dużo kłopotów. Mimo że wielbicielem kawy nie był, zużył prawie całe jej zapasy (a były dość spore – Siwus szybko nudził się danym smakiem). Słodyczy w domu nie miał wcale już po rozmowie z psychologiem.
Ten sam obskurny budynek przywitał Victora uśmiechem starych okien i zaprosił do środka przez obdrapane drzwi. Mężczyzna czytało nieco o adopcji, więc w ręce trzymał teczkę z dokumentami, które były mu potrzebne (przynajmniej według jakiegoś forum dla matek).
Był zestresowany i nabuzowany, więc drogę przez równie brzydki korytarz pokonał w kilku nerwowych susach. Starał się iść wolniej, ale wyszło całkowicie na odwrót, niż by chciał.
Spotkanie z Sarą, pracownicą sierocińca, ustalił tydzień wcześniej. Miała ona wszystko dokładnie mu wytłumaczyć i umówić go z psychologiem.
Czarne drzwi ustąpiły z cichym skrzypnięciem, kiedy Victor nacisnął na klamkę. Był już tak zestresowany, że słyszał praktycznie tylko swoje serce, które biło niepokojąco głośno.- Victor! Jak miło cię widzieć! – Sara pomachała do niego znad stosu papierów, który chwilę potem odsunęła, by jej nie rozpraszały.
Mężczyzna tylko słabo się uśmiechnął i usiadł naprzeciwko.
- Nadal nie wierzę, że chcesz adoptować dziecko. Co cię do tego skłoniło? – Kobieta skrzyżowała ręce na piersi, patrząc, jak siwowłosy kładzie teczkę na swoich kolanach. Oparł na niej swoje dłonie i potarł nimi o siebie. Wziął głęboki wdech i mruknął niepewnie:
- Kiedy byłem tu z Milą, spotkałem, pewnego chłopca. Nie wiem... Po prostu poczułem, że muszę go adoptować... -
- Brzmi jak w filmie. Wiesz jednak, że istnieje prawdopodobieństwo, że nie dostaniesz akurat jego? W placówce mamy aktualnie dwudziestkę dzieci szukających domu. Osoba adoptująca nie wybiera sobie pociechy. – Ciemna twarz Sary spoważniała.
- Wiem o tym. Trochę czytałem. Ale może mi się uda. Jeśli nie, ucieszę się z innego dziecka. – Szczerze mówiąc, on dopiero teraz sobie uświadomił, że może nie otrzymać Jurija. Wiedział o tym wcześniej, ale dopiero teraz uderzyła w niego rzeczywistość. Może trafić mu się inne dziecko, które tak samo będzie potrzebowało domu i miłości. Perspektywa wychowania młodej osoby przytłoczyła go nagle, jakby tylko czekała, żeby to zrobić. Wtedy jeszcze nie zdawał sobie sprawy, że to jest cholernie ciężkie zadanie, chociaż powoli to robił.
- Cieszę się, że jesteś tego świadom. Widzę, że przyniosłeś dokumenty, więc połóż mi je na biurku, a ja przejdę już do kwestii adopcji i całego jej procesu...
Po rozmowie informacyjnej było jeszcze dobrze. Mężczyzna odpoczął, nawet trochę się zrelaksował, obejrzał ulubiony serial. Cały ten cudowny obrazek rozpadł się w nocy.
A co, jeśli psycholog wykaże, że nie jest zdolny do adopcji dziecka?
Owszem, był trochę roztargniony i rozemocjonowany – wcale nie przypominał nastolatki -, jednak chyba nie aż tak, aby się nie nadawał... Miał w końcu dwadzieścia osiem lat, stałą pracę (pomińmy fakt, że dopiero dwa tygodnie) i całkiem spore mieszkanie, nawet jeśli była to kawalerka.
Cała noc minęła mu na obgryzaniu paznokci, tarmoszenia poduszki i rozkopywania kołdry. Rano był tak spocony, że musiał wziąć prysznic godny wieczornej kąpieli. Mimo to czuł się jak chodzący trup i ani jedna filiżanka kawy nie pomogła pozbyć się tego uczucia.
CZYTASZ
12 życzeń
FanfictionOpowiadanie zawiera śladowe ilości Viktuuri. *** "Czy jesteś taki siwy, bo jesteś już aż tak stary?" Czy coś może pójść nie tak, jeśli samotny, dwudziestoośmioletni facet adoptuje dziecko? Zdecydowanie tak. *** Świąteczny speszjal 2017. Okładka by E...