12.

4.8K 306 235
                                    

Kiedy wróciła mi świadomość, chłopaka już nie było. Liu pochrapywał cichutko śpiąc głęboko na materacu za mną. Chyba pierwszy raz nie wstałem pierwszy. Wyplątałem się z objęć brata i zszedłem na dół układając niedbale włosy palcami. Rozglądnąłem sie, ale Jack'a nie było też tutaj. Ani w salonie, ani w kuchni, ani w łazience, w piwnicy, kotłowni ani nigdzie indziej. Sprawdziłem też drzwi wejściowe i na świeżym śniegu, który napadał w nocy nie było ani jednego śladu. Na pewno nie wyszedł.

- Kuźwa. - stanąłem na środku salonu stukając nerwowo paznokciami w biodro. Na sto procent nie rozpłynął się w powietrzu. Patrzyłem przed siebie długo zbierając myśli. Czy było jeszcze jakieś miejsce... Było.

Ubrałem kurtkę i wbiegłem na górę po schodach. Wyszedłem na balkon i spojrzałem w górę.

- Jack? - nie doczekałem się odpowiedzi, ale i bez tego wiedziałem, że tam jest. Podciągnąłem się na starych deskach i wlazłem na ośnieżony dach. Chłopak siedział po turecku dłubiąc moim nożem w kawałku drewna. Nie miał na sobie nawet kurtki, tylko bluzę ale wątpiłem, że daje jakąkolwiek ochronę przed zimnem. - Tu jesteś...

- Dzień dobry, Jeff.

- Nie taki dobry jak ci się wydaje. Dawaj. - Wyrwałem mu nóż z rąk. - Skąd to masz kradzieju? Zaraz dostaniesz tak po łapach...

- Brakowało mi twoich zgryźliwych uwag. - Chłopak uśmiechnął się do mnie. Siadłem obok niego odgarniając wcześniej śnieg z dachu. - Nie mogłem spać.

- I dlatego postanowiłeś zamarznąć? Ciekawe. - sięgnąłem po kawałek drewna, na którym wyżywał się prawdopodobnie od kilku godzin. Gdy przypadkowo musnąłem jego skórę był zimny jak lód. Skrzywiłem się i złapałem go za rękę. Lodowaty. Ale nawet nie trząsł się z zimna. - Ile tutaj siedzisz?

- Nie wiem. Czy to ważne? - wzruszył barkami i odwrócił głowę na bok. - Zostaw...

- Chodź stąd, chyba mózg ci przestał pracować. - syknąłem ostro i pociągnąłem go w górę wstając. - No już. - nawet się nie ruszył. Westchnął tylko ciężko kręcąc głową.

- Zostaw mnie, Jeff, ja na prawdę nie mam dzisiaj ochoty na twoje gierki.

- Dosyć. - potrząsnąłem głową i przyłożyłem mu z liścia w twarz. Jack otworzył szerzej puste oczodoły i przekręcił głowę w moją stronę jakbym co najmniej go... uderzył. - Nie będę powtarzać. - złapałem go za lodowaty nadgarstek i pociągnąłem do siebie.

Tym razem się nie stawiał. Podniósł się z dachu i o trzepał spodnie ze śniegu. Złapałem go gdy się zachwiał, a on oparł się na mnie mocno.

- Co się dzieje? - spytałem spokojnie odgarniając mu włosy z twarzy. Nie mogłem stać z nim na dachu w nieskończoność. Musiałem go stamtąd ściągnąć zanim straci przytomność - Jack.

- Źle spałem okej? Nic mi nie jest.

- Kłamiesz. Pogadamy na dole. Zejdziesz sam?

- A mam wyjście? - warknął cofając się. Nie wiedziałem co się z nim dzieje. Nigdy wcześniej nie był wobec mnie agresywny. Zmierzyłem go wzrokiem i bez słowa zeskoczyłem na balkon. Oparłem się o barierkę i uniosłem głowę. - Nic mi nie będzie, nie musisz tak na mnie patrzeć. - rzucił zirytowany i zszedł z dachu.

Przepuściłem go przodem i ruszyłem za nim nie spuszczając go z oczu. Co się z nim działo? Okres czy jak? Zaprowadziłem go do salonu na dole i posadziłem na kanapie, a sam nastawiłem wodę na herbatę. Musiał się rozgrzać. Przyniósłem też z góry koc, żeby go okryć przy okazji sprawdzając co z Liu, ale mój brat dalej spał jak zabity.

Nóż i skalpel (Jeff x EJ yaoi) [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz