2.

8.3K 463 767
                                    

Stary zegar na ścianie wiecznie pokazuje południe. Zawsze była to pierwsza rzecz, której szukałem wzrokiem po koszmarach, jakie nawiedzały mnie nocami. Przetarłem oczy, podniosłem się z fotela i ruszyłem do kuchni. Skromne śniadanie z kilku lekko zeschniętych bułek i resztki Nutelli powinno mi wystarczyć na jakiś czas. Oparłem się o framugę obserwując chłopaka. Właśnie się budził.

W pierwszych promieniach słońca jego skóra ciągle miała szary odcień, a jego oczu ciągle nie było. Czyli to nie był sen. Siadł z widocznym trudem na kanapie i sięgnął po maskę na stole. Okręcał ją w palcach jakby ją oglądał... Niedorzeczność.

- Już śmierdzą. - Powiedziałem ostro w jego stronę. - Mama cie nie uczyła, że nie trzyma się surowego mięsa w cieple?

Podniósł głowę i przekręcił ją w moją stronę. Dotknął boku.

- Opatrzyłeś mnie.

- Gratuluje, test spostrzegawczości zaliczony. - Wywróciłem oczami - a...

- Dlaczego? - przerwał mi, wstał i podszedł - Jeszcze w nocy chciałeś mnie zabić. I pewnie wcześniej zrobiłbyś mi to, co sobie? - Uśmiechnął się jakby prześmiewczo i wyciągnął rękę do mojej twarzy.

- Won. - Syknąłem i odtrąciłem jego dłoń brutalnie. - Nic ci do tego co komu robie. - Wywoływał we mnie wrażenie, jakbym to ja był na jego terenie a nie on na moim. Coś z nim było porządnie nie tak. Nagle zatoczył się do tyłu i zgiął w pół.

- Wysłuchaj mnie zanim mnie wyrzucisz, dobra? - Odczułem dziką satysfakcje widząc jak pod wpływem bólu cała jego pewność siebie ucieka. Pokiwałem głową i siadłem w fotelu. On doczłapał sie na kanapę i siadł na niej ciężko. Oddychał kilka chwil po czym westchnął i odchylił głowę w tył - Od czego by tu zacząć...?

- Proponuję od początku - Burknąłem. Filozofować mi tutaj zacznie.

Zaśmiał się krótko.

- Ta rana... to policja. W końcu wyśledzili gdzie się ukrywałem w swoim mieście i wpadłem w zasadzkę gdy wracałem. Mus...

- Ciota. - wyrwało mi się. Zacząłem się śmiać. - Dać zastawić policji pułapkę? We własnej kryjówce? Żałosne. - jego uśmiech trochę mnie zaskoczył, ale pokiwał tylko głową na moje słowa.

- Stałem się nieostrożny. Po tylu latach, myślałem, że już zawsze będę bezpieczny. - Rozsiadłem się wygodnie w fotelu i oparłem kostkę o kolano. Zapowiada się długa historia. - Musiałem uciekać, inaczej by mnie zabili.

- Morderca, który boi się śmierci. - Złożyłem palce w piramidkę, jak to robią psychologowie i pochyliłem się do niego - To całkowicie normalne w twoim stanie. Gdy poziom kortyzolu wzrasta, w ekstremalnych sytuacjach zaczyna działać adrenalina. Zostałeś postrzelony. To normalne, że twój organizm starał się zminimalizować szok i umożliwić ci ucieczkę.
Westchnął cicho, wyciągnął worek organów z torby. Ku mojemu obrzydzeniu wziął jedną i odgryzł kawałek. Poczułem jak Nutella mi się cofa. Odwróciłem głowę zasłaniając usta. Słyszałem tylko ciche odgłosy przeżuwania surowej gumowatej tkanki.

- Obrzydliwe. - skwitowałem.

- To prawie to samo, co picie czyjejś krwi, nie uważasz? - zapytał przekrzywiając głowę jak zwierze. Zmarszczyłem brwi wracając na niego wzrokiem.

- Skąd wiesz, że...

- Jesteś klinicznym wampirem? To widać.

- Widać... - powtórzyłem robiąc mądrą minę. - Taak, zdecydowanie.

- To, że nie mam oczu nie znaczy, że cie nie widzę. - powiedział przyciszonym głosem. - Widzę cie, tylko inaczej. - Odgryzł kolejny kawałek ochłapu i oparł się o kanapę. - Musiałem zniknąć z miasta i jakoś trafiłem tutaj. Muszę przeczekać jakiś czas, żeby policja zaprzestała poszukiwań. Jak przeczeszą całe miasto kilka razy, to im się znudzi a ja będę mógł wrócić do siebie.

Nóż i skalpel (Jeff x EJ yaoi) [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz