5.

7K 437 363
                                    

Wbiegłem na górę zaraz po tym, jak zamknąłem drzwi wejściowe. Miałem nadzieję, że Jack nie wypił tego świństwa, cokolwiek to było. Był w wystarczająco złym stanie. Po drodze złapałem apteczkę z kuchni i butelkę spirytusu, do odkażenia, bo woda utleniona już dawno się skończyła.

Otworzyłem cicho drzwi i wszedłem do środka. Chłopak stał przy jednym z niewielu nieosłoniętych okien z zaplecionymi rękami na piersi i wyglądał tak, jak by obserwował mojego brata. Odłożyłem apteczkę na łóżko i rozglądnąłem się za szklanką, ale nigdzie nie mogłem jej dostrzec.

- Jack? - Podszedłem do niego. - Jak ręka?

- Lepiej. - mruknął cicho. Był trochę pewniejszy siebie, oddychał szybciej niż powinien, a napięte mięśnie sugerowały, że jednak wypił to gówno.

- Sorry za niego, mój brat to idiota. - Przekrzywiłem głowę patrząc w jego twarz. Opuścił powieki i pokiwał głową znużony. W tym momencie wyglądał jak pijany. - Chodź, zmienię ci te opatrunki i zobaczę jeszcze na szyję. - Wzruszył barkami więc posądziłem go na łóżku i zdjąłem z niego swoją bluzę.

Odwrócił głowę w bok starając się ukryć swoje reakcje i gdybym nie wiedział, że jest napruty, dałbym się nabrać. Zmieniłem bandaże starając się ograniczyć kontakt z jego ciałem do niezbędnego minimum, ale to i tak było za mało. Gdy przeszedłem do szyi miał już spięty cały brzuch i co chwile przechodził go dreszcz. Nie miałem pojęcia co dokładnie Liu mu podał, więc nie wiedziałem czego tak na prawdę się spodziewać. Równie dobrze mógł zaraz zejść na zawał jak i rzucić się na mnie ze swoim skalpelem i wyrwać nerki. Jednak wspominając to, co mój brat gadał o seksualnym niewolniku miałem w głowie całkowicie inny scenariusz.

Zadrapania na szyi okazały się tak płytkie, że nie potrzebowały żadnych opatrunków. Oczyściłem je i przetarłem na sucho, sprawdziłem bark i pomogłem mu ubrać bluzę. Miał dużo więcej samokontroli niż nie jeden człowiek. W tym też ja.

- Dziękuję, Jeff. - powiedział cicho, gdy pakowałem apteczkę. Uśmiechnąłem się tylko i odpowiedziałem, że nie ma sprawy. - Gdzie się tego wszystkiego nauczyłeś?

- Ja... hm, trudno powiedzieć. - Wzruszyłem ramionami. - Tak na prawdę wszystko wychodzi w praniu. Jestem samoukiem.

- Rozumiem. Chyba pójdę wcześniej spać. Nie czuję się za dobrze. - Dotknął policzka rozcierając na nim czarną krew.

- Jaaaaasne. - Zebrałem się i zwinąłem na dół. Niech już sobie tam śpi. Odłożyłem apteczkę na miejsce i zabrałem się za wypakowywanie jedzenia od brata. Przyniósł chleb, trochę konserw, zapas pitnej wody i alkohol. Zrobiłem na szybko jakieś kanapki, otworzyłem piwo. Cała noc dla mnie. Odwróciłem się z talerzem chcąc iść na kanapę.

I wpadłem prosto na Jacka stojącego tuż za mną, o mało nie upuszczając jedzenia. Zacisnąłem oczy próbując uspokoić oddech.

- N-nie słyszałem jak schodzisz.

Chłopak zwinął mi kanapkę.

- Stwierdziłem, że coś zjem. Może tak mi niedobrze z głodu?

- Wątpię. - Minąłem go ostrożnie i siadłem wygodnie na kanapie. - Lepiej by było gdybyś się położył, jutro poczujesz się lepiej. - dodałem pijąc prawie pół puszki na raz. Przeczesałem włosy rozluźniając się. Jakim cudem poruszał się bezszelestnie w domu, którego nie znał? Do tego, z takimi obrażeniami, w takim tempie? Ten chłopak był dużo bardziej niebezpieczniejszy niż wyglądał. Niby ofiara, której trzeba pomagać, jednak coraz częściej dostrzegałem u niego przejawy innych zachowań, typowych dla zimnokrwistego zabójcy. Intrygował mnie coraz bardziej, szczególnie, że dałem się nabrać na jego gierki. Nie zdziwiłbym się, gdyby wcale nie wypił tego, co dał mu Liu.

Nóż i skalpel (Jeff x EJ yaoi) [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz