🎄Ubieranie choinki🎄

896 75 69
                                    

- Czy to tutaj musi stać? - fuknął Sherlock, mierząc zielone drzewko świąteczne nieufnym wzrokiem i mrużąc oczy, kiedy John zrobił urażoną minę.

- Mógłbyś się chociaż trochę wczuć – skarcił go blondyn. - Mamy święta, kochanie.

- I co z tego, dlaczego niby miałbym tolerować tę kupę igieł u mnie w salonie? - Holmes rzucił się na kanapę, tradycyjnie zwijając się w kulkę. Wszystkie jego szlafroki były teraz w praniu, w wyniku czego mężczyzna naprawdę cierpiał, ale jeszcze nie zmienił się w kostkę lodu.

- Bo dla mnie to ważne – oświadczył John.

Brunet prychnął z czystą ignorancją.

- Skoro jesteś taki przeciwny, to lepiej idź przynieś jakieś ozdoby świąteczne – stwierdził Watson stanowczo, chociaż w środku było mu smutno. Zwyczajnie smutno, że jego partner nie podziela świątecznego entuzjazmu; wręcz przeciwnie, zapiera się przed pozostawieniem w salonie choinki na kilka dni, żeby utrzymać bożonarodzeniowy nastrój.

Sherlock wymamrotał pod nosem kilka niewyraźnych przekleństw i wstał z kanapy.

- No i niby gdzie mam ich szukać, co? - zapytał zdenerwowany.

- Sprawdź w kuchni, w szafce najbliżej lodówki – poinstruował go blondyn, starając się, by jego głos brzmiał spokojnie, pomimo tego, że Holmes swoim zwyczajowym, chamskim zachowaniem naprawdę niszczył przyjazny klimat, który udało im się zbudować przez kilka poprzednich dni.

- Może od razu ubierzemy ją w reklamówki i rury spod zlewu? - zadrwił bezmyślnie detektyw, ruszając w stronę rozsuwanych drzwi, ale zatrzymała go ręka przyjaciela, która z dziwną siłą zacisnęła się na jego przedramieniu.

- Przestań – powiedział John, wpatrując się w niego z wyrzutem. W tej chwili naprawdę miał lekko zaszklone oczy. - Choć przez kilka dni przestań zgrywać dupka i weź pod uwagę, że inni ludzie to nie maszyny – wyrzucił z siebie rozgoryczony, po czym puścił rękę bruneta.

Sherlock bez słowa ruszył do kuchni, podczas gdy Watson odwrócił się i przeszedł na drugi koniec pokoju, odgrzebując spod sterty leżących na biurku papierów pudełko z lampkami, które kupili poprzedniego dnia. Nie mógł przez to zauważyć, że detektyw posmutniał, rzucając mu przez ramię przepraszające spojrzenie, bo kiedy powrócił wzrokiem w stronę Holmesa, ten już dawno przeczesywał szafki w kuchni. W związku z tym, doktor – wciąż z nie do końca wesołym wyrazem twarzy – zaczął oplatać choinkę kolorowymi światełkami, by po dłuższej chwili i kilku poprawkach podłączyć je do najbliższego gniazdka i uśmiechnąć się szeroko.

Dawno już nie widział drzewka świątecznego owiniętego lśniącymi kolorami tęczy, pośrodku własnego, ciepłego salonu. A jeszcze teraz, kiedy Sherlock zaszedł go od tyłu, całując po szyi i wciskając w ręce pudełko z bombkami i łańcuchami, John znów poczuł się niemal jak w domu; oczywiście w czasach, kiedy jeszcze rodzina Watsonów była w komplecie. Westchnął, czując ręce bruneta oplatające go w pasie, i wtulił się bardziej w jego pierś, zaciągając się otaczającym go zapachem proszku do prania, czarnej herbaty i papieru.

- Dobrze jest w końcu znów być z rodziną na święta – powiedział, odstawiając pudło na stolik, odwracając się w objęciach mężczyzny i wspinając na palce, żeby obdarować go subtelnym pocałunkiem. - A teraz, skoro już dostałeś coś na zachętę, chodź i pomóż mi porozwieszać bombki – oświadczył, z szerokim uśmiechem wyślizgując się z jego uścisku i podając mu delikatną ozdobę.

Niespełna pół godziny później, wśród niebezpiecznie zapętlonych srebrnych łańcuchów, porozbijanych bombek, zielonych igieł, które osypały się z ubranego już w pełni drzewka, a przede wszystkim – idealnie pod zawieszoną tuż przy suficie jemiołą, siedziało dwóch roześmianych mężczyzn, którzy jak najprawdziwsze, beztroskie dzieci, grali w łapki rękami usmarowanymi bitą śmietaną.

W pewnej chwili Sherlock ziewnął, a jego uśmiech momentalnie zniknął, ustępując miejsca senności. Niewiele myśląc, John przysunął się bliżej niego.

- Hej, kotku, uśmiechnij się – powiedział i dwoma palcami uniósł do góry kąciki jego zaróżowionych ust. Holmes zmierzył go niepoważnym spojrzeniem, które jednak szybko zamieniło się w czyste rozbawienie. Nigdy nie sądził, że można upić się świątecznym nastrojem, ale chyba właśnie to zrobili dzisiaj wraz z doktorem. Z tą też myślą przekręcił głowę tak, żeby móc bez przeszkód zlizać biały krem z ręki przyjaciela, który spojrzał na niego zdziwiony, po czym uśmiechnął się chytrze i pochylił, całując detektywa z pasją, a tym samym rozpoczynając fantastyczny taniec dwóch języków.

Kiedy w końcu oderwali się od siebie, jednocześnie wypowiedzieli te same słowa.

- Rzeczywiście dobra ta bita śmietana.

Potem po salonie poniósł się ich gromki śmiech, którego najzwyczajniej w świecie nie potrafili powstrzymać.

- Wiesz co, Sherlock? - spytał blondyn, wstając z podłogi, wycierając ręce o dresowe spodnie i podchodząc do stolika, podczas gdy jego przyjaciel oblizywał palce z resztek kremu. - Zapomnieliśmy o gwieździe – powiedział, wciskając detektywowi w dłonie pozłacaną ozdobę.

- Że niby ja mam ją powiesić? - zdziwił się Holmes, podnosząc się z dywanu.

- Jesteś wyższy – uznał John. W odpowiedzi brunet tylko wzruszył ramionami i podszedł do choinki, a kiedy stanął na palcach, wyciągając ręce ku czubkowi drzewka, Watson nagle otoczył go rękami i pocałował blade plecy, korzystając z faktu, że przez pozycję jaką przybrał, jego koszulka podjechała do góry. Sherlock zadrżał - I uwielbiam to wykorzystywać – dodał z zarazem chytrym i ciepłym uśmiechem, a gdy w końcu detektyw osadził gwiazdę na szczycie choinki i odwrócił się, doktor przyciągnął go do kolejnego świątecznego pocałunku.

Szkoda tylko, że minęli się z wiszącą pod sufitem jemiołą.
~
Mały bonusik na osłodzenie oczekiwania na zbliżające się wielkimi krokami święta ;*

A jako że w tym tygodniu już nie pojawię się w szkole, mam więcej czasu i mogę z czystym sercem powiedzieć:

Do jutra, mordki! ;*

✔Grudzień 2017 || Johnlock✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz