Więzi

469 75 35
                                    

Sprawdziła i błędy poprawiła najukochańsza Haru.
Opowiadanie zostało zamówione przez Tosię.


Gdy napięcie opadło, Kylo Ren poczuł się całkowicie pusty. Nie zły, nie rozżalony, nawet nie zraniony. Popadł w kompletną apatię w bardzo złym momencie, Najwyższy Porządek czekał na rozkazy, a on siedział w swojej kajucie kompletnie otępiały. Najwyższy Wódz, Mistrz zakonu Rycerzy Ren, bezradny. Nie został stworzony do zarządzania flotą, zgłębiał tajniki mocy, a nie ekonomiczno-administracyjną stronę władzy. W jego głowie odbijała się myśl, że ani trochę nie wdał się w swoją matkę.

Co teraz zrobi?

Luke go pokonał, jak dzieciaka, którym okazał się wciąż być. Tak jakby przez ten czas niczego się nie nauczył. Po prostu, gdy zobaczył Skywalkera, od razu ujrzał namiot rozświetlony zielonkawym blaskiem miecza, poczuł tamten zawód, przerażenie, znów był zdradzonym nastolatkiem. Wierzył i ufał Luke'owi; od kiedy wychowywał go na Jedi, mały Ben marzył, aby móc zostać następcą legendy. Ktoś powinien go powstrzymać, rozkaz Snoke'a, krzyk Huxa...

Ból, który rozdarł mu klatkę piersiową nie należał do niego. Zaklął w myślach. Nieświadomie sięgnął do umysłu Huxa i poczuł namiastkę tego, co przeżywał teraz generał. Cholerne przyzwyczajenie, tak często to robił, że nawet teraz nie potrafił się powstrzymać. To nie było jak więź z Rey, nie widział Huxa, on bez zezwolenia nie mógł łączyć się z Kylo, a jednak była to więź głębsza, trwalsza, podbita ich długą, skomplikowaną znajomością.

Dlatego strata Rey nie bolała go ani trochę tak, jak utrata Huxa. W ciągu kilku godzin sprzeciwił się i zabił Snoke'a, rozminął się z Rey, delikatnie mówiąc, a także zniszczył wszystko co łączyło go z Huxem. Lata jego życia poszły do piachu. Ponownie, zupełnie jak wtedy, gdy zabił Padawanów Luke'a i spalił świątynię. Swój dom. Teraz także czuł się jakby rzeczywistość naokoło płonęła.

Usłyszał pukanie do drzwi, naprawdę ktoś był takim idiotą, aby próbować tu wejść?

- Najwyższy Wodzu – gdy hełm klona zamajaczył w wejściu, Kylo przywołał miecz mocą. Nie odezwał się, ale był gotów w każdym momencie coś mu odciąć. Coś niezbyt przydatnego, na przykład dłoń albo głowę. – Odnaleźliśmy kapitan Phasmę, Najwyższy Wódz chciał być poinformowany, gdy...

Minął go bez słowa, kierując się do skrzydła medycznego.

***

Phasma była dla niego i Huxa kimś w rodzaju starszej siostry i mimo niższego stopnia nieraz potrafiła przywołać oboje do porządku w trakcie ich sławnych na cały Pierwszy Porządek kłótni. Myślał, że nie będzie mu zależeć już na nikim, ale teraz czuł ulgę. Wszedł do skrzydła bez odpowiadania na żadne pytania, po czym skierował się do jej sali. Nie musiał nikogo pytać, mocą wyczuwał, gdzie kapitan jest. Jej ciało było poparzone w ponad siedemdziesięciu procentach, straciła lewą rękę, ale żyła. Musiała przejść już kilka operacji, co oznaczało, że nie powiadomili go od razu. A może próbowali? Podszedł do jej łóżka i opadł ciężko na krzesło. Myślał o tym, co powinno robić się w takich momentach. Złapać za rękę, której już nie ma? Hux by wiedział. Zabolała go ta myśl i nie był pewien, czy to jego własne odczucie, czy ponownie sięgnął do umysłu Generała. Nie zauważył kiedy otworzyła oczy, nie dlatego, że nie był wyczulony na drgania mocy, ale sam wytwarzał niewiarygodne zaburzenia, co niesamowicie utrudniało wyczuwanie zakłóceń.

Otworzyła usta, jakby chciała coś powiedzieć, ale jej drogi oddechowe również nie uniknęły poparzeń.

- Nic nie mów – mruknął – Mogę czytać.

Hux by wiedział.Where stories live. Discover now