Ciemność otaczała go ze wszystkich stron. Przez nią nie mógł nawet drgnąć. Napierała na niego, przytłaczała. Jakby pragnęła, by stał się jej częścią. Nie mógł. Nie chciał na to pozwolić. Jednocześnie wiedział, że prawdopodobnie nie ma wyboru, za niedługo nie będzie miał już sił, by ją powstrzymywać. Wchłonie go, a jego duszę ogarnie mrok. Na samą myśl o tym robiło mu się niedobrze.
Nie wiedział, ile już tak trwa. Zdawało się to być dla niego wiecznością. Chciał wierzyć, że jeszcze ma szansę, że ujrzy światło. Tliła się w nim ta odrobina nadziei, która jednak z każdą chwilą słabła. A przecież ponoć nadzieja umiera ostatnia...
On również był coraz bardziej słaby. Chciał krzyczeć, lecz nie potrafił. Zmierzch naciskał na niego coraz mocniej, aż chłopiec zaczął tracić dech.
- Jeszcze nie wszystko stracone - usłyszał szept.
Poczuł, że jest wolny. Ciemność go opuściła. Zaczął łapczywie łapać powietrze. Po chwili zorientował się, że spada. Przerażony krzyknął, później z impetem uderzając o ziemię.
Leżał przez chwilę w bezruchu, uspokajając oddech. Z trudem podniósł się i usiadł na kamiennej posadzce. W oddali zobaczył światło. Nie zważając na ból poderwał się i pobiegł w tamtą stronę. Będąc już bliżej stwierdził, że są to otwarte, kamienne drzwi, kształtem przypominające wejście do świątyni na Malachorze. W owym wejściu czekała postać, która już na pierwszy rzut oka wydała mu się znajoma. Zwolnił szaleńczy bieg, przyglądając się z zastanowieniem kobiecej sylwetce.
- Chodź Ezra. Muszę ci coś pokazać - głos, którym przemawiała, rozwiał wszelkie jego wątpliwości.
- Ahsoka? - niedowierzał. - Czy to naprawdę ty?
Nie odpowiedziała. Po prostu udała się dalej, wgłąb światła.
- Ahsoka, poczekaj! - krzyknął, podążając za widmem Togrutanki. - Ahsoka!
Oślepił go niewiarygodny blask. Upadł mimowolnie na kolana, dłońmi zasłaniając oczy. Po chwili jednak światło przestało mu tak dokuczać, lecz wciąż nie mógł się do niego przyzwyczaić. Kobieta pomogła mu wstać.
- Nie mamy czasu - stwierdziła. Chłopak próbował dostrzec jakieś szczegóły w jej postaci, lecz w końcu zrozumiał, że jest ona tylko cieniem.
- Dlaczego? - nawet nie zastanowił się dobrze nad pytaniem. Ahsoka pokręciła jedynie głową.
- Zaraz będą próbowali cię obudzić - nie spodziewał się takiej odpowiedzi. Uświadomił sobie, że nawet nie wie, jak znalazł się w tej dziwnej ciemności, również jak długo tam trwał.
"Więc to tylko sen" - pomyślał. O dziwo nie wpadł na to wcześniej. A przecież mógł się tego spodziewać...
- Co właściwie chcesz mi pokazać? - zagadnął. Togrutanka wahała się chwilę, wciąż idąc w nieznanym mu kierunku.
- Ścieżki, między którymi musisz wybrać.
Dłuższy czas zastanawiał się na znaczeniem słów przyjaciółki. W końcu dotarli do trzech wielkich, kamiennych bram pośród zupełnego pustkowia.
- Co to za miejsce? - spoglądał na zdobione łuki, osadzone wysoko nad ich głowami.
- Jest nazywane bardzo różnie, lecz zazwyczaj mówią na nie po prostu Rozdroże.
Ezra pokiwał głową.
- To między tymi wrotami muszę wybrać?
- Tak - potwierdziła. Na moment zapadło zupełne milczenie. - Jeśli już wybierzesz jedną z nich, bardzo trudno będzie ci się wycofać. Albo nawet wcale jej nie opuścisz.
CZYTASZ
Star Wars Rebels: Ostatnia krew
FanfictionFanfiction na podstawie serialu Star Wars Rebels. Opowieść dzieje się sześć lat po bitwie o Lothal, Rebelia snuje plany co do zniszczenia najniebezpieczniejszej broni w Galaktyce - drugiej Gwiazdy Śmierci. Załoga Ducha rozpadła się tuż po rozstani...