Rozdział 6: Era niepewności

201 26 9
                                    

Nie unosił w górę głowy. Nie chciał spoglądać Amurru w oczy. Czuł się zupełnie bezradny.

— No Ter, nie daj się dużej namawiać — młody Zabrak o ciemnych jak noc oczach oparł się o blat stołu. — Co ci jest?

Nie wiedział, co powiedzieć. Z jednej strony nie chciał wyjść na tchórza, z drugiej obawiał się o przyjaciela. Obraz, który widział we śnie wczorajszej nocy, nie dawał mu spokoju, lecz sam nie był pewien, co o nim myśleć - zwiastował wielkie nieszczęście całej ich paczce. Logicznie rzecz biorąc, nie powinien miewać już wizji, lecz silna obawa nie opuszczała go na krok, więc nawet gdyby nie była to wizja Mocy, wolał być ostrożny.

Amurru przez chwilę przypatrywał mu się uważnie, po czym spytał:

— Boisz się, Ter?

Chłopak spojrzał w oczy Zabraka. Westchnął. Owszem, bał się. Bił się z własnymi myślami. Powiedzieć, czy też nie? Zignorować tajemniczy znak, a może przyjrzeć mu się uważniej? Wciąż ulegać strachowi przed  przeszłością, czy raz na zawsze pozostawić ją za sobą i podążyć za nowymi przyjaciółmi, zupełnie inną drogą?

— Słuchaj, Amu — zaczął. — Zostawmy to na jakiś czas, aż wszystko się uspokoi...

— A więc tak — rozmówca Tera usiadł naprzeciw niego. — Chodzi ci o tą ostatnią akcję, tak? Przyznaję, było niebezpiecznie. Ale takie rzeczy nie zdarzają się często.

Młody mężczyzna odwrócił głowę, przygryzając wargę. Powrócił myślami do wieczora sprzed dwóch dni, gdy to niemalże (co prawda niezupełnie świadomie) zakradli się do imperialnej Cytadeli i prawie dali się złapać.

— Nie tylko o to... Mam... złe przeczucia — wykrztusił w końcu. Amurru uniósł brew.

— A więc miałem rację? Tchórzysz?

— Amurru, to nie tak! — zabrak wstał i zaczął iść w stronę wyjścia, a Ter bezskutecznie próbował go dogonić. — Jest coś o czym nie wiesz, ja...

Amurru stanął w miejscu. Odwrócił się w stronę przyjaciela.

— Słucham — po jakimś czasie, nie otrzymawszy odpowiedzi, westchnął. — Jesteś zwykłym tchórzem. To nie ten sam Ter, którego poznałem — pochylił głowę, zapadła cisza. Po chwili zwrócił się do pozostałych towarzyszy. — Chodźcie, chłopaki.

Kilkuosobowa grupa opuściła kantynę, pozostawiając go samego, ze strzępkami myśli i poczuciem bezradności. Już więcej ich nie zobaczył. Rozstrzelano ich jeszcze tej samej nocy, gdy pod silnym wpływem igiełek śmierci¹, próbowali zwinąć dostawy imperialnej broni.

Od tej pory wiedział, że przeczucia się nie lekceważy. Nie opuściły go również wyrzuty sumienia. Co przyszło mu do głowy, by porzucić przyjaciół w potrzebie...?

✴✴✴

Darth Vader nie był zadowolony, a ona doskonale o tym wiedziała.

Miał ku temu powód. Zawiodła go. Po raz pierwszy, co było, w jej poczuciu, niedopuszczalne. Nie mniej miała pewność, że nie powtórzy się to więcej i była w stanie zaświadczyć o tym mrocznemu Jedi.

— Czyżby coś wymknęło ci się spod kontroli, uczennico? — usłyszała potężny głos swego mistrza. Uniosła głowę, spoglądając na hologram lorda Sithów. Przeszedł ją zimny dreszcz.

— Skądże, mistrzu — Dathomirianka ponownie pochyliła głowę, na znak szacunku.

— Kłamiesz — zupełnie niespodziewanie poczuła chłodny ucisk. Odruchowo złapała się za szyję. Z trudem łapała powietrze. — Czuję twą obawę. Kim jest ten Jedi, którego nie udało ci się złapać?

Star Wars Rebels: Ostatnia krewOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz