Pamiętnik Wilkołaczki

1.1K 42 16
                                    

24.05.2013r. Godzina 04:48 SOBOTA

Mimo soboty,wstałam dzisiaj nieco wcześniej.Tak,większość osób które wiodą zwyczajne życie a  nie mieszkają w sierocińcu zdziwiłoby się dlaczego nazywam tą godzinę "nieco wcześniejszą" ale taka jest prawda.My,w tym okropnym sierocińcu nawet nie mamy co marzyć aby pospać sobie do 8 czy 9 rano.My,musimy wstawać już o 05.00 aby następnie ubrać się,umyć i biec na coś w rodzaju apelu szkolnego tylko mniej przyjemnego itd.Dopiero po tym możemy zjeść śniadanie które także najczęściej jest niesmaczne.Nie raz i nie dwa razy wymiotowałam po tym okropnym jedzeniu,ale lepsze to niż nic.Kiedyś nawet przez przypadek wtarngęłam do kuchni by skryć się przed złem wcielonym-Panią Butter która była założycielką i kimś w rodzaju dyrektora tego sierocińca,chociaż często zajmowała się nami jako opiekunka-wtedy w kuchni,ukryłam się za workiem...złe określenie...gigantycznym worem z mąką,tyle że nie wiedziałam że tam jest mąka a ciekawość...no cóż...popchnęła mnie na przód...otworzyłam worek i ujżałam białą mąkę a w niej...okropność...larwy robaków!Pamiętam,że zaraz kiedy poszła pani Butter wybiegłam dyskretnie z kuchni i że byłam tak obrzydzona,że przez cały dzień nic nie byłam w stanie przełknąć.Teraz opiszę chyba z wyglądu ten sierociniec...Jest on duży,z zewnątrz widać obskurne,szare ściany,popękane rynny,kruszące się dachówki w pomarańczowym kolorze.W środku jest piwnica w której są trzymane ścierki,miotły i stare graty.Na parterze znajduje się ogromna świetlica w której można przebywać w wolnym czasie i gdzie są urządzane te ''apele''.Obok znajduje się kuchnia w której mogą przebywać tylko nasze dwie kucharki.Dalej znajduje się sto łówka w której podają nam  te niesmaczne jedzenie.Na następnych dwuch piętrach są nasze pokoje a na trzecim piętrze sąpokoje naszych kucharek i czterech opiekunek.Mój pokój ma jasno-zielone ściany,duże okno po wschodniej stronie,dywan w różowe kwiaty na zielonym tle,niewygodne łóżka całe są w kolorze białym,jest też duża szafa na ubrania,drzwi do zimnej,wykafelkowanej łazienki a pomiędzy dwoma łóżkami,moim i Clarissy-mojej współlokatorki-stał ,to znaczy stała mała komoda z dwoma szufladkami,jedna dla Clarissy druga dla mnie,a na tej komodzie był maleńki budzik.O nie!Już za minu tę 05:00!Muszę Cię szybko schować pod materac pamiętniczku,ale obiecuję że tu jeszcze zajżę.Do zobaczenia!

(Tego samego dnia) Godzina 17:55 SOBOTA

Ok,to opowiem jak spędziłam ten dzień i co się takiego wydażyło od chwili,w której schowałam pamiętnik.No to zaczynam...więc tak:W chwili gdy chowałam pamiętnik materac nieprzyjemnie skrzypnął,co wybudziło Clarissę trochę ze snu...nie żebym jej nie lubiła,bo Clarissa nie dość że jest moją współlokatorką to jeszcze jedyną osobą która potrafi mnie zrozumieć i która jest moją przyjaciółką...ale po prostu wolę żeby ten pamiętnik został moją i tylko moją sprawą.Ledwo schowałam pamiętnik i położyłam się na skrzypiącym łóżku zadzwonił budzik,po chwili usłyszałam nieco zaspany głos Clarissy-Wyłącz go...-zrobiłam jak mi kazała i usiadłam na łóżku przecierając oczy i udając  że również jestem zaspana,wtedy weszła pani Butter i dzwoniąc dzwonkiem krzyczała...a raczej wrzeszczała-Dzieci!Wstawać!Dzieci!Wstawać...-Po czym,jak zwykle,sprawdzała wszystkie pokoje...no nie do wytrzymania jest ten dzwonek!KIedyś z Clarissą postanowiłyśmy potajemnie go wyrzucić...niestety nie udało się.Podeszłam do łóżka Clarissy i szturchnęłam ją mówiąc-Wstawaj śpiochu,bo ta cała pani Butter znowu na nas nawrzeszczy że zaspałyśmy a raczej ty zaspałaś-Clarissa oddała mi szturchańca po czym przeciągnęła się i wstała  mówiąc-Oj tam,oj tam...z tego co wiem...to pani masło...zazwyczaj na nas wrzeszczy.Czemu niby miała bym się tym przejąć?-Zapytała a ja odpowiedziałam-Bo w tym roku to ona na nas się uwzięła...a pozatym,jak ty się zwracasz do naszej "ukochanej" pani-Powiedziałam z sakrazmem na co szybko dostałam szturchańca i ostrzeżenie-Uważaj lepiej,bo zostaniesz pupilkiem pani masłowej...-Rzuciła Clarissa po czym obie wybuchłyśmy niekontrolowanym śmiechem.Od zawsze nazywałyśmy panią Butter-"panią masło" lub "panią masłową" bo to od jej nazwiska,butter=masło.Nasze śmiechy przerwała sama pani Butter rycząc zza drzwi coś w stylu-Dziewczyny!Nie śmiać się!Zaraz dostaniecie karę!-zastanawiałam się tylko jaką niby miałybyśmy dostać karę,skoro i tak samo przebywanie w tym sierocińcu gdzie w ogóle nie istniało coś takiego jak "prywatność" to była jedna,wielka kara!Clarissa i ja szybko się ubrałyśmy w pierwsze ciuchy z brzegu bo mało brakowało do kolejnego spóżnienia na "apel",umyłyśmy się i przeczesałyśmy włosy i już biegłyśmy po schodach na dół.Clarissa biegła przodem ale ja też nadrabiałam tępem,gdy dotarłyśmy na miejsce byłyśmy w samą porę.Pani Katy-to całkiem miła pani ale jeśli chodzi o spóżnienia,to nie jest już takia miła-..więc pani Katy liczyła już wszystkie osoby ale na szczęście nie zauważyła jak ja  i  Clarissa wbiegamy i ustawiamy się obok siebie i reszty całej tej "bandy" bo nie można nazwać tego  czegoś...normalnymi dziećmi.Ale ogólnie tu rządzi takie prawo-"Każdy radzi sobie sami i może polegać tylko na sobie"-ja i Clarissa nie podzielamy tego i pomagamy sobie,a nawet próbowałyśmy się zaprzyjażnić z resztą ale po prostu się nie da,oni są dla nas dziwni a my dla nich.

(Tego samego dnia) Godzina 18:32 SOBOTA

No,wróciłam już z kolacji.I muszę dodać że była całkiem niezła.Na kolację była kromka chleba z masłem,szynką i serem.Mniam!Dawno nie mieliśmy takiej dobrej kolacji!Clarissa obiecała mi też,że nie będzie czytać co w moim pamiętniku jest napisane i że nikomu o nim nie powie.Muszę zaraz pójść do łazienki i wziąć prysznic.Boję się...każdy chyba chciabły wiedzieć "czemu" no to mówię/piszę.Jutro,chyba rano,ma do naszego sierocińca przyjechać mąż i żona.Jak się domyślacie nie przyjechali tu pozwiedzać,chcą zaadoptować jakieś dzieci,bo sami nie mogą ich mieć.Na pewno nie zdziwiłabym się tym ale teraz się martwię,nie chcą żadnego chłopca tylko jakąś dziewczynkę.Mam ogromną nadzieję że chcą jakąś małą dziewczynkę.Ogólnie,dorośli zawsze wolą adoptować młodsze dzieci niż nastolatki.Ale ja i tak się boję.Ja i Clarissa zawsze coś "wymyślamy" w dniach adopcji,obiecałyśmy sobie że nikt,nigdy nas nie rozdzieli a już napewno nie adopcja.Kiedyś dzień przed adopcją specjalnie spadłyśmy z drzewa żeby mieć siniaki i udało nam się to,innym razem przyszłam w bardzo wygniecionej i poplamionej bluzce kiedy młoda para przyszła kogoś zaadoptować ale już nie będę tego wszystkiego wymieniać...Muszę naradzić się z Clarissą co tym razem zrobimy,mamy mało czasu...no to kończę,papatki!

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Jak się podoba rozdział?Mam nadzieję że bardzo.Czytasz?Jeśli tak to zostaw koma.Będę dawała 1 rozdział na 1 dzień w tej książce.Więc każdy dzień Laury będzie w następnym rozdziale.Papatki :3333

Pamiętnik WilkołaczkiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz