17.

19.7K 514 102
                                    

1/2

P.O.V. Diego

Jak ja mogłem być tak głupi?! Poszedłem do szatni, bo niby trener mnie wołał, a tam czekała Holly. Naskoczyła na mnie i zaczęła całować. Nie mogłem się od niej oderwać. Pech chciał, że Mia weszła i zobaczyła nas w dwuznacznej sytuacji. Naprawdę mi na niej zależy. Chyba ją kocham. Jak zniknęła na cały weekend, obwiniałem się, że to moja wina. Zadzwoniłem nawet na policję, ale odesłali mnie. Gdy Mia powiedziała, że też nie jestem jej obojętny, ucieszyłem się. Spędziłem z nią wspaniały wieczór. I noc zresztą też. Co ona sobie o mnie teraz pomyśli?! Że wykorzystałem ją, że jestem zwykłym chujem! Ona nigdy mi nie uwierzy w moją wersję.

Widziałem jej łzy. Ona płakała prze ze mnie. Wczoraj jej mówiłem, że jest dla mnie bardzo ważna. Dzisiaj jej to powtórzyłem. Liczyłem na to, że będzie moją dziewczyną. Chciałem ją  o to dzisiaj się spytać. A teraz? Teraz wszystko skończone...

Nie! Nie, Diego. Tak łatwo się nie poddam. Kocham ją i zrobię wszystko by być z nią!

Mia wybiegła ze szkoły . Wiedziałem, że do domu nie wróci, więc pewnie się gdzieś zaszyła. Tak jak parę dni temu. Nie powiedziała mi gdzie, więc trudno było mi ją odnaleźć. Mam tylko nadzieję, że nie zrobi nic głupiego...

***

- Diego! Człowieku weź się w garść! - krzyczał na mnie Luke. Mia nie wróciła do domu. Minęły cholerne 4 dni, a jej jak nie ma tak nie ma. Ostatnimi czasy, piłem alkohol. Nie potrafię żyć, ze świadomością, że coś jej się stało.

- Całymi dniami użalasz się nad sobą! Powinieneś zacząć jej szukać! Weź się wykąp i przebierz i jedziemy !

- Gdzie?!

- Jedziemy szukać Mii.

- To nie ma sensu Luke...

- Ma! - odezwały się dziewczyny. Nicol i Amanda bardzo przeżywają, że jej nie ma. Na początku w ogóle się do mnie nie odzywały, ale chyba zrozumiały, że mi na niej zależy.

- No dobra. - powiedziałem ledwo przytomnie.

Gdy zszedłem na dół, wszyscy już tam byli. 

Jeździliśmy w kółko. Starałem się odtworzyć moją rozmowę z zaginioną dziewczyną. Mówiła coś o jakimś tajnym miejscu w drodze do szkoły. Jechaliśmy już chyba z piąty raz drogą prowadzącą do naszego liceum.

- Robi się już późno po..

- Poczekaj! Widzę coś! - odezwałem się gdy zobaczyłem jakąś polanę. Faktycznie była bardzo dobrze schowana i trudno było ją dostrzec. Wysiadłem z auta i pobiegłem w jej stronę. Zobaczyłem domek na drzewie i postać leżącą nieopodal go. Rozpoznałem.

- Mia! - krzyknąłem w jej stronę, ale nie poruszyła się. Przykucnąłem koło dziewczyny obróciłem do siebie. Była zimna i bardzo ciężko oddychała. Przez te kilka dni schudła. Jej oczy były zaczerwienione od kilkudniowego płaczu. Starałem się ją obudzić, ale na nic to się przydało. Wziąłem ją w swoje ramiona. Była bardzo lekka, za lekka. To moja wina, że taka jest. Łzy płynęły po moich policzkach. Ona tyle wycierpiała. Dopiero po chwili zrozumiałem, że ona może umrzeć. Zacząłem z nią biec w stronę samochodu.

- Do szpitala, szybko! - wrzeszczałem. Tak się o nią bałem. Co raz trudniej oddychała. Z każdą minutą jej życie stawało się takie kruche. Oczywiście, ja przez całą drogę trzymałem ją w ramionach i beczałem. Teraz kiedy zrozumiałem co do niej czuję, ona nie może mnie opuścić.

- Ile jeszcze?! - spytałem, a bardziej wykrzyczałem. Byłem zdenerwowany.

- Diego, spokojnie - powiedział Luke. Nicol i Amanda płakały. Jak on w ogóle śmie mówić spokojnie, kiedy ona umiera?!

- Jak możesz mówić spokojnie, kiedy miłość mojego życia umiera?! Ja ją kocham, rozumiesz?! Ona nie może mnie opuścić, nie może... Nie dam rady bez niej żyć. To ja powinienem być na jej miejscu - rozbeczałem się.

- Diego, ona przeżyje - tłumaczył Lukas. Nicol wtuliła się w moje ramię.

Gdy ujrzałem wielki budynek, odetchnąłem z ulgą. Jednak od razu poczułem jak Mia przestaje oddychać. Wybiegłem z pojazdu i ruszyłem w kierunku szpitala.

- Szybko, potrzebuje pomocy! Ona umiera! - krzyknąłem w recepcji. Od razu starsza lekarka zwróciła na mnie, a właściwie na nas uwagę. Zawołała jakiegoś typka, a by zabrał ode mnie dziewczynę, ale zaprotestowałem.

Położyłem ją w sali, gdzie nakazała lekarka. Niestety potem zostałem z niej wygoniony. Muszą zrobić jej badania.

- I już coś wiadomo? - spytała Amanda.

- Nie.. Zabrali ją na badania - wyjaśniłem reszcie.

- Aha - odpowiedziała Nicol bez entuzjazmu.

Siedziałem jak na szpilkach. Kocham ją i nie wybaczę sobie, jak coś jej się stanie. Mam tylko nadzieję, że przeżyje.

- Pan jest osobą, która przywiozła dziewczynę? - spytała kobieta.

- Tak, ja ją przywiozłem.

- A jest pan jakąś rodziną do niej? - wiedziałem, że jeśli powiem że nie, to mnie wygoni.

- Jestem jej najbliższą rodziną. Nie ma rodziców, a ja jestem coś w rodzaju bliższego przyjaciela.

- Rozumiem. Na razie musieliśmy ją wprowadzić w śpiączkę. Jęk stan jest ciężki, ale stabilny. Muszę pana prosić do gabinetu, by dowiedzieć się czegoś o dziewczynie.

- Rozumiem.

Podążyłem za lekarką. Zaprowadziła mnie do swojego gabinetu. Zająłem miejsce na przeciwko jej.

- Dobrze, więc jak nazywa się ta mała osóbka?

- Jest to Mia White, lat 17. Rodzice żyją, ale nie interesują się córką. Jestem jej bliski, a w sumie byłem. To przeze mnie się tutaj znalazła. Widziała jak całowałem się z inną. Uciekła ze szkoły i zaszyła się w swojej miescówce. Znalazłem ją po czterech dobach, zmarzniętą. Kocham ją, ale spiepszyłem sprawę - powiedziałem, dodając chyba za dużo.

- Nie przejmuj się. Skoro ją kochasz i ona ciebie to będziecie jeszcze razem. A teraz przejdźmy do pacjentki. Faktycznie była zimna, ledwo oddychała. Raz była zatrzymana akcja serca. Jej stan jest dosyć stabilny. Nie wiadomo kiedy wybudzi się ze śpiączki, ale proszę być dobrej myśli. Wszytko zależy od niej i jej organizmu.

- Dziękuje, pani doktor. Czy mogę do niej wejść?

- Tak, tylko proszę, by do niej mówić. Ona wszystko słyszy i musi mieć dla kogo walczyć. Sądzę że wybudzi się za kilka dni. Oczywiście mogę się mylić. Proszę przy niej być, ona potrzebuje pana.

- Da się to załatwić. Jeszcze raz dziękuje.

- Nie ma za co i mów do mnie Karen.

- Dobrze - podałem jej dłoń. - Diego.

- Miło cię poznać chłopcze. Twoi znajomi też mogą do niej wejść, tylko proszę o spokój.

- Nie ma sprawy Karen.

Wyszłem z gabinetu kierując się do pozostałych.

👞👟👞👟👞👟👞👞👞👟👞👟👞👟

Świąteczny maraton trwa! :*

Brat mojej przyjaciółki ✅ Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz