rozdział 14

82 11 0
                                    

*Carmen* dwa miesiące później

Do porodu zostało jeszcze tylko cztery miesiące, a mi coraz ciężej. Dzieci dają mi czasami w kość. Tak ja i Teo będziemy mieli bliźniaki, dokładnie to parkę, chłopca i dziewczynkę. Prawie codziennie dostaje listy od przyjaciół i rodziny. Oczywiście pytają jak ja i dzieci się czujemy. Odpowiadam im od razu, by się nie martwili i nie denerwowali mojej mamy, która wróciła nauczać. Co drugi dzień przychodzi do mnie Courtney z mamą. Okazuje się, że pani Riddle jest w ciąży i Court będzie mieć rodzeństwo. Gdy mała się o tym dowiedziała oszalała że szczęścia tak samo jak jej tata. Gdy dodatkowo dowiedziała się o tym, że ja urodzę parkę postanowiła mi z nimi pomóc. Powiedziałam jej, że jest jeszcze za mała, jednak jak maluchy podrosną to będzie mogła się z nimi bawić. Na tą wiadomość moja mała chrześnica uśmiechnęła się promiennie.

- Carmen chodź na dół, proszę. - powiedział wujek Liam podchodząc do moich drzwi

- Już idę wujku. - odparłam

Wstałam z łóżka na którym siedziałam i ruszyłam na dół, z głosów starszej części mojej rodziny mogłam zrozumieć, że znajdują się w salonie. Ruszyłam w tym kierunku i już po chwili stałam w progu pomieszczenia. Gdy tata mnie zobaczył podszedł do mnie i poprowadził w stronę fotela. Dobra ja rozumiem, jestem w ciąży, ale niech nie robią że mnie inwalidki. Gdy usiadłam na fotelu odezwał się tata.

- Pisała mama. Pytała o twoje samopoczucie oraz pisała co się dzieje w szkole. - powiedział tata

skinęłam głową na znak, że rozumiem i zamknęłam oczy. Skupiłam się na tym, by wysłać wiadomość do Vicky.

-- Mam nowinkę, która ma zostać między nami. -- powiedziałam

-- O co chodzi? -- spytała

-- Czarna Pani jest w ciąży. Courtney będzie miała rodzeństwo. -- odpowiedziałam

-- Co na to, Czarny Pan? -- zapytała

-- Jest zadowolony. -- odparłam -- Ja już kończę. Porozmawiamy jak wrócicie na przerwę wielkanocną. -- dodałam

-- Jasne. Pa. -- zakończyła Vicky

Otworzyłam oczy i usiadłam prosto, co nie spodobało się dzieciom, bo postanowiły dać o tym znać przez uderzenie w żebro. Syknęłam z bólu i uspokajająco położyłam dłoń na brzuchu.

- Coś się stało, Carmen? - spytała ciocia Lily

- Nie, po prostu bliźniakom nie spodobał się fakt, że usiadłam prosto. - odparłam

Reszta dnia minęła spokojnie i bez żadnych kopnięć ze strony bliźniaków.

*Carmen* przerwa wielkanocna ( kwiecień )

W końcu dziś wracają na przerwę wielkanocną. Do porodu zostało już tylko dwa miesiące, nawet nie całe. Już nie mogę się doczekać aż w końcu będą z nami te dwa potworki. Z imieniami czekam na Teo, gdyż ja wymyślam imię dla naszego synka, a on dla córeczki. Stojąc przy drzewie genealogicznym mojej rodziny zauważyłam tabliczkę poplamioną krwią przy imieniu. Tabliczka odchodzi z linii taty, więc prawdopodobnie jest to zmarły brat mojego ojca. Podchodzę bliżej i odgarniam krew z imienia. Patrzę na tabliczkę na której pisze : Matthew Darkness. Brat taty zmarł jak ja i Herm się urodziłyśmy, w 1979. Stojąc przy tabliczce słyszę głosy mojej rodziny. Powoli, by nic sobie nie zrobić schodzę na dół. Będąc już na ostatnim schodku widzę Teo. Mój narzeczony jak tylko mnie zobaczył podszedł do mnie i pocałował, a swoją dłoń przeniósł na mój brzuch. Gdy się już od siebie oderwaliśmy, Teo przyłożył swoje czoło do mojego i wyszeptał.

- Kocham Cię Carmen. Ciebie i nasze dzieci. - uśmiechnęłam się do niego przez łzy, cholerne hormony

Przy pomocy Teo poszłam do salonu gdzie siedziała reszta gromady. Usiadłam z Teo na fotelu, znaczy Teo usiadł a ja na jego kolanach, i zaczęła się historia tego co się działo przez te cztery miesiące. Gdy skończyli spytali się czy jest jakaś informacja stąd.

- Nic nie powiem. Musicie poczekać do rozmowy z dorosłymi. - prychnęłam, o nie nic że mnie nie wyciągną

Usiadłam prosto, przez co znowu naraziłam się na mocniejsze już kopnięcie bliźniaków, którym się to nie spodobało. Syknęłam i przyłożyłam dłoń do brzucha, by uspokoić tą dwójkę.

- Stało się coś? - spytała Lauren

- Nie, tylko bliźniakom nie spodobał się fakt, że chciałam usiąść prosto. Średnio raz na tydzień mi tak robią.

- Kiedy pierwszy raz się poruszyli? - spytał Teoś

- Dwa miesiące temu. - odparłam

- Myśleliście już nad imionami? - spytała Pansy

- Ja myślałam nad imieniem dla chłopca. - powiedziałam - Byłam dziś przed waszym przyjazdem w pokoju z drzewem genealogicznym. Przeglądałam je w poszukiwaniu jakiegoś ładnego imienia, aż w końcu znalazłam. Mój tata miał brata, który zmarł krótko przed narodzinami moimi i Herm. Matthew, tak miał na imię i tak będzie miał na imię chłopiec. - powiedziałam

- Ku pamiątce wuja. - powiedziała Miona - Nie powiem, pomysłowe.

- Myślałeś nad imieniem, Teo? - spytałam go. Teoś spojrzał w moją stronę i uśmiechnął się po czym powiedział

- Myślałem. Zaraz po tym jak napisałaś zacząłem przeglądać drzewo genealogiczne mojej rodziny. Znalazłem jedno imię które przywołało wspomnienia nie tylko te miłe, ale i smutne. Allyson, tak miała na imię moja starsza siostra, która wraz z mężem i dziećmi została zamordowana przez Dumbledore'a. Była ode mnie starsza o sześć lat. Gdy dwa miesiące po rozpoczęciu się piątego roku dowiedziałem się, że moja starsza siostra z rodziną zmarła nie mogłem się doczekać śmierci jej zabójcy. W jednej chwili zmarły cztery osoby z którymi mogłem normalnie porozmawiać.

- Teo nie musisz już więcej mówić. - powiedziałam kładąc mu dłoń na ramieniu

- Czyli zostaje Matthew i Allyson. - powiedział Diabełek

- Tak Diable. - odpowiedziała mu Lauren, która była wtulona w jego bok

- A kto jest chrzestnymi tych dwóch istot? - spytała Vicky

- Chciałam by chrzestnymi dla Matthewa był Draco i Vicky. - Powiedziałam

- A dla Allyson Dorian i Pansy. - dodał Teo

- Zgadzacie się? - spytałam z Teo w stronę wymienionej czwórki

- No jasne, że tak. - odparli

Przeciągnęłam się na kolanach Teo i ziewnęłam. Cholera, ta dwójka mnie wykończy zaraz, nigdy wcześniej nie byłam tak wcześnie zmęczona. Taa, jestem zmęczona, ale znów nie zasnę przez te diabły.

- Idź się zdrzemnąć Car. - powiedziała Hermiona

- Gdyby to było takie proste. Ale nie, bo po co. Te dwa diabły - wskazałam na swój brzuch - nie dają mi spać w nocy i się kurde wiercą. - prychnęłam

- Jak przykro. - prychnął Oscar

Kleo walnęła go w głowę i zwróciła się do mnie

- Nie przejmuj się nim. Nie dostał ostatnio reprymendy od pani Sheeran i pani Darkness, więc sobie pozwala na za dużo. - uśmiechnęła się do mnie

- Jasne rozumiem Kleo. - odpowiedziałam

Vicky wstała z miejsca po czym bez słowa ruszyła do pokoju obok gdzie siedzieli dorośli. Po dziesięciu minutach wróciła z moją mamą i ciocią, które były wkurzone. Oj jak mi szkoda Oscara. Wstałam z kolan mojego narzeczonego i ruszyłam do mojego pokoju. Gdy tam dotarłam ściągnęłam z siebie ciuchy i w samej bieliźnie położyłam się na łóżku. Będąc na granicy snu i jawy poczułam ręce Teo na moim brzuchu. Głaskał go delikatnie, jakby chciał przekazać dzieciom, by dały mi pospać. Wtuliwszy się w niego zasnęłam

***

Okej zostało nam jeszcze tylko 6 rozdziałów + epilog. Nie chcę się jeszcze z wami żegnać ludzie. Ale obiecuję, będzie druga część.

KamiJJaiAnonimowa, Mrs_ignorant, panna Nott

Hello Darkness <<Teodor Nott>>Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz