3.

58 6 0
                                    

Obudził mnie dźwięk telefonu. Przekonana, że to dźwięk budzika, gwałtownie otworzyłam oczy i zaczęłam wychodzić z łóżka. Ziewając, wzięłam do ręki telefon. Dwie wiadomości. Zmarszczyłam brwi.

Przyjaciel: Heeeejo

Przyjaciel: Co masz na śniadanie? ;)

Wczoraj pisaliśmy cały wieczór. Dowiedziałam się, że mamy wspólny ulubiony kolor (czarny), ale oprócz tego, bardzo się różnimy, chociaż w ogóle mi to nie przeszkadzało. Jeszcze nigdy nie wysłałam tylu wiadomości.

JA: Jest siódma rano, a ty pytasz o śniadanie? Dopiero wstałam

Przyjaciel: Umm, przepraszam, myślałem, że już nie śpisz. Wczoraj pisałaś, że musisz iść wcześniej do pracy, czy coś...

Jeszcze raz spojrzałam na zegarek. Siódma piętnaście rano... chwila, czyli mam być w pracy za piętnaście minut? No świetnie.

JA: Kurde kurde kurde

JA: Raaatunku, spóźnię się

JA: Nie mam czasu pisać, muszę spróbować się ogarnąć

Przyjaciel: Ha ha ha

Odrzuciłam telefon i pobiegłam do toalety, z której wybiegłam po dwudziestu sekundach ze szczoteczką do zębów w ustach, po drodze ubierając spodnie i szukając jakiejś w miarę eleganckiej koszuli.

Po dziesięciu minutach byłam gotowa. Czyli mam jakieś... niecałe pięć minut na dojazd do pracy. Przy małych korkach będę za około pół godziny. Ojciec mnie zabije.

***

W rozwianych włosach, bez makijażu i z obłędem na twarzy wpadałam do biura spóźniona jedynie piętnaście minut.

- Ri, jesteś w końcu! - mój ojciec wytknął głowę zza drzwi swojego gabinetu - Chodź tu na sekundę.

Zdyszana ruszyłam szybkim krokiem w stronę mojego taty. Uchylił dla mnie drzwi i wpuścił do pokoju, w którym stała już spora grupa ludzi.

- To jest reszta zajmująca się tym projektem - wskazał na nich niedbałym gestem - Powtarzałem im jeszcze raz wszystkie zasady i tym podobne... Możecie już iść - wykonał ruch, gdyby odganiał muchy i wszyscy posłusznie wycofali się.

- Przepraszam tato, ja...

- Nie szkodzi, nie szkodzi, na szczęście ty nie masz żadnego skomplikowanego zadania i robiłaś to już, więc nie mam ci co tłumaczyć - nie patrząc nawet na mnie szukał czegoś w stosie papierów i z zadowoloną miną wyciągnął, to na czym mu zależało - To dla ciebie, masz przekazać to Lambertowi, kiedy przyjedzie.

- Dobrze...

- Podobno spoko z niego gość - mój tata jak zwykle średnio przejął się, że coś powiedziałam - No i pamiętaj, tak długo jak jest w studiu, jesteś do jego dyspozycji, bla, bla, bla, reszta nieważna... To w takim razie tyle, zmykaj już, kocham cię.

Odprowadził mnie do drzwi i szybko je zamknął.

- Ri, chodź tu! - ktoś zawołał mnie przytłumionym głosem.

Z westchnieniem ruszyłam w tamtą stronę.

- Musisz wjechać jedno piętro na górę - jakaś dziewczyna podeszła do mnie - Już są i rozpakowują rzeczy, masz wejść do pokoju Adama i dać mu to - wskazała głową na papiery, które trzymałam w rękach.

Posłusznie wjechałam piętro wyżej i zapukałam do drzwi z napisem "Adam".

- Proszę! - usłyszałam przyjemny głos, nieco przytłumiony przez drzwi.

Nacisnęłam klamkę i weszłam do niewielkiego pomieszczenia z pięknym widokiem na miasto. Na białym fotelu siedział mężczyzna około trzydziestki, ubrany w krótkie spodenki i koszulę w kwiaty. Wpatrywał się w ekran telefonu.

"Wygląda jakby wybierał się na plażę", przeszło mi przez głowę.

- Witam w Warner Bros Music, nazywam się Gabrielle Vinsion. Jeśli będzie pan czegoś potrzebować, proszę zwrócić się do mnie - wyrecytowałam zwyczajową formułkę, wręczając Lambertowi dokumenty.

On odłożył telefon i wstał. Dopiero teraz zauważyłam, że jest na prawdę wysoki. I przystojny. Jasnoniebieskie oczy tworzyły niezwykłe połączenie z starannie ułożonymi, ciemnymi włosami i lekkim, kilkudniowym zarostem. 

- Miło mi i proszę, mów mi Adam, nie cierpię gdy ktoś zwraca się do mnie per "pan" - uśmiech rozjaśnił jego twarz i podał mi rękę, którą uścisnęłam.

- Nie będę na razie przeszkadzać, jeśli będzie czegoś pan... - przerwałam, gdyż Adam uniósł brwi - będziesz czegoś potrzebować, zawsze jestem w pobliżu.

Już miałam wyjść, gdy Lambert zapytał:

- Jesteś córką dyrektora?

Odwróciłam się z wymuszonym uśmiechem. Nie lubiłam pytań o moją rodzinę, było to dla mnie co najmniej krępujące.

- Tak.

Brunet wyglądał jakby się nad czymś zastanawiał. Przejechał ręką po włosach, niszcząc perfekcyjną fryzurę.

- Czy mogę zapytać... Czemu w takim razie tu pracujesz? Znaczy się, jesteś pewnie na studiach, masz wakacje i nie potrzebujesz pieniędzy, więc..? - urwał, wpatrując się we mnie pytającym wzrokiem.

Zaczerwieniłam się. Nie wiedziałam, co powiedzieć. "Pracuję tu bo mi się nudzi" - to brzmi raczej źle. Nie żeby szczególnie zależało mi na jego dobrej opinii o mnie, ale nie chciałam wyjść na głupią dziewczynę, bez pomysłu na życie.

- Ja... Chcę odbyć praktykę i nie lubię nic nie robić, nawet w wakacje, no i.. - wymruczałam bez sensu.

Adam wyglądał na nieco zmieszanego.

- Przepraszam, nie powinienem pytać, to w końcu prywatna sprawa - uśmiechnął się przepraszająco.

- Nie ma za co - odetchnęłam z ulgą, że nie muszę ciągnąć dalej tej rozmowy. 

- Czekaj, jeszcze jedno...

Odwróciłam się z lekkim zniecierpliwieniem.

- Masz... jakby to powiedzieć, tak trochę nie dopiętą koszulę - powiedział, powstrzymując chichot.

Spojrzałam w dół i zauważyłam, że przy ubieraniu pominęłam dwa guziki na dekolcie. Zaczerwieniłam się jeszcze bardziej, szybko je zapinając.

- Tak się kończy przygotowywanie do pracy w dziesięć minut - mruknęłam bardziej do siebie niż do Adama, który i tak chyba nic nie usłyszał.

- Dziękuję - powiedziałam, czerwona jak burak. 

- Nie ma sprawy - Adam rzucił mi jeszcze jeden rozbawiony uśmiech, a ja szybko wyszłam, zamykając za sobą drzwi.

A Friend Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz