Obudził mnie dźwięk telefonu. Przekonana, że to dźwięk budzika, gwałtownie otworzyłam oczy i zaczęłam wychodzić z łóżka. Ziewając, wzięłam do ręki telefon. Dwie wiadomości. Zmarszczyłam brwi.
Przyjaciel: Heeeejo
Przyjaciel: Co masz na śniadanie? ;)
Wczoraj pisaliśmy cały wieczór. Dowiedziałam się, że mamy wspólny ulubiony kolor (czarny), ale oprócz tego, bardzo się różnimy, chociaż w ogóle mi to nie przeszkadzało. Jeszcze nigdy nie wysłałam tylu wiadomości.
JA: Jest siódma rano, a ty pytasz o śniadanie? Dopiero wstałam
Przyjaciel: Umm, przepraszam, myślałem, że już nie śpisz. Wczoraj pisałaś, że musisz iść wcześniej do pracy, czy coś...
Jeszcze raz spojrzałam na zegarek. Siódma piętnaście rano... chwila, czyli mam być w pracy za piętnaście minut? No świetnie.
JA: Kurde kurde kurde
JA: Raaatunku, spóźnię się
JA: Nie mam czasu pisać, muszę spróbować się ogarnąć
Przyjaciel: Ha ha ha
Odrzuciłam telefon i pobiegłam do toalety, z której wybiegłam po dwudziestu sekundach ze szczoteczką do zębów w ustach, po drodze ubierając spodnie i szukając jakiejś w miarę eleganckiej koszuli.
Po dziesięciu minutach byłam gotowa. Czyli mam jakieś... niecałe pięć minut na dojazd do pracy. Przy małych korkach będę za około pół godziny. Ojciec mnie zabije.
***
W rozwianych włosach, bez makijażu i z obłędem na twarzy wpadałam do biura spóźniona jedynie piętnaście minut.
- Ri, jesteś w końcu! - mój ojciec wytknął głowę zza drzwi swojego gabinetu - Chodź tu na sekundę.
Zdyszana ruszyłam szybkim krokiem w stronę mojego taty. Uchylił dla mnie drzwi i wpuścił do pokoju, w którym stała już spora grupa ludzi.
- To jest reszta zajmująca się tym projektem - wskazał na nich niedbałym gestem - Powtarzałem im jeszcze raz wszystkie zasady i tym podobne... Możecie już iść - wykonał ruch, gdyby odganiał muchy i wszyscy posłusznie wycofali się.
- Przepraszam tato, ja...
- Nie szkodzi, nie szkodzi, na szczęście ty nie masz żadnego skomplikowanego zadania i robiłaś to już, więc nie mam ci co tłumaczyć - nie patrząc nawet na mnie szukał czegoś w stosie papierów i z zadowoloną miną wyciągnął, to na czym mu zależało - To dla ciebie, masz przekazać to Lambertowi, kiedy przyjedzie.
- Dobrze...
- Podobno spoko z niego gość - mój tata jak zwykle średnio przejął się, że coś powiedziałam - No i pamiętaj, tak długo jak jest w studiu, jesteś do jego dyspozycji, bla, bla, bla, reszta nieważna... To w takim razie tyle, zmykaj już, kocham cię.
Odprowadził mnie do drzwi i szybko je zamknął.
- Ri, chodź tu! - ktoś zawołał mnie przytłumionym głosem.
Z westchnieniem ruszyłam w tamtą stronę.
- Musisz wjechać jedno piętro na górę - jakaś dziewczyna podeszła do mnie - Już są i rozpakowują rzeczy, masz wejść do pokoju Adama i dać mu to - wskazała głową na papiery, które trzymałam w rękach.
Posłusznie wjechałam piętro wyżej i zapukałam do drzwi z napisem "Adam".
- Proszę! - usłyszałam przyjemny głos, nieco przytłumiony przez drzwi.
Nacisnęłam klamkę i weszłam do niewielkiego pomieszczenia z pięknym widokiem na miasto. Na białym fotelu siedział mężczyzna około trzydziestki, ubrany w krótkie spodenki i koszulę w kwiaty. Wpatrywał się w ekran telefonu.
"Wygląda jakby wybierał się na plażę", przeszło mi przez głowę.
- Witam w Warner Bros Music, nazywam się Gabrielle Vinsion. Jeśli będzie pan czegoś potrzebować, proszę zwrócić się do mnie - wyrecytowałam zwyczajową formułkę, wręczając Lambertowi dokumenty.
On odłożył telefon i wstał. Dopiero teraz zauważyłam, że jest na prawdę wysoki. I przystojny. Jasnoniebieskie oczy tworzyły niezwykłe połączenie z starannie ułożonymi, ciemnymi włosami i lekkim, kilkudniowym zarostem.
- Miło mi i proszę, mów mi Adam, nie cierpię gdy ktoś zwraca się do mnie per "pan" - uśmiech rozjaśnił jego twarz i podał mi rękę, którą uścisnęłam.
- Nie będę na razie przeszkadzać, jeśli będzie czegoś pan... - przerwałam, gdyż Adam uniósł brwi - będziesz czegoś potrzebować, zawsze jestem w pobliżu.
Już miałam wyjść, gdy Lambert zapytał:
- Jesteś córką dyrektora?
Odwróciłam się z wymuszonym uśmiechem. Nie lubiłam pytań o moją rodzinę, było to dla mnie co najmniej krępujące.
- Tak.
Brunet wyglądał jakby się nad czymś zastanawiał. Przejechał ręką po włosach, niszcząc perfekcyjną fryzurę.
- Czy mogę zapytać... Czemu w takim razie tu pracujesz? Znaczy się, jesteś pewnie na studiach, masz wakacje i nie potrzebujesz pieniędzy, więc..? - urwał, wpatrując się we mnie pytającym wzrokiem.
Zaczerwieniłam się. Nie wiedziałam, co powiedzieć. "Pracuję tu bo mi się nudzi" - to brzmi raczej źle. Nie żeby szczególnie zależało mi na jego dobrej opinii o mnie, ale nie chciałam wyjść na głupią dziewczynę, bez pomysłu na życie.
- Ja... Chcę odbyć praktykę i nie lubię nic nie robić, nawet w wakacje, no i.. - wymruczałam bez sensu.
Adam wyglądał na nieco zmieszanego.
- Przepraszam, nie powinienem pytać, to w końcu prywatna sprawa - uśmiechnął się przepraszająco.
- Nie ma za co - odetchnęłam z ulgą, że nie muszę ciągnąć dalej tej rozmowy.
- Czekaj, jeszcze jedno...
Odwróciłam się z lekkim zniecierpliwieniem.
- Masz... jakby to powiedzieć, tak trochę nie dopiętą koszulę - powiedział, powstrzymując chichot.
Spojrzałam w dół i zauważyłam, że przy ubieraniu pominęłam dwa guziki na dekolcie. Zaczerwieniłam się jeszcze bardziej, szybko je zapinając.
- Tak się kończy przygotowywanie do pracy w dziesięć minut - mruknęłam bardziej do siebie niż do Adama, który i tak chyba nic nie usłyszał.
- Dziękuję - powiedziałam, czerwona jak burak.
- Nie ma sprawy - Adam rzucił mi jeszcze jeden rozbawiony uśmiech, a ja szybko wyszłam, zamykając za sobą drzwi.