6

50 7 1
                                    

Rano, jadąc do pracy nie mogłam powstrzymać się od spoglądania na wyświetlacz telefonu. To zamienia się w obsesję, pomyślałam. Pomimo wszystko chyba jednak spodobał mi się ten rodzaj obsesji. W końcu na cos czekałam.

Ciągle z głową w chmurach weszłam do budynku i poszłam szukać Adama. Znalazłam go w studiu, z Brianem i Rogerem, więc spokojnie usiadłam na kanapie tuż obok drzwi. Zauważyłam  dwie dziewczyny, nieco starsze ode mnie, które niosły w kierunku studia kawę. Zmieszałam się lekko, bo podejrzewałam, że jest ona przeznaczona dla dwóch starszych panów, a ja nie miałam nic dla Adama. Ale przecież się nie spóźniłam...

Moje rozmyślania przerwał sam Lambert, który otworzył drzwi i wpuścił do środka dziewczyny, które zarumieniły się, a jedna nawet cicho zachichotała. Przewróciłam oczami i chciałam nawet pokręcić z dezaprobatą głową, ale zauważyłam, że wokalista wcale nie wrócił do studia, tylko ze swoim nierozłącznym uśmiechem wpatrywał się we mnie.

- Umm, przepraszam, znaczy się, dzień dobry - wstałam prędko, przygładzając spódnicę.

- Cześć, co tam? - zapytał przyjaźnie, a ja któryś raz pod rząd zaczęłam zastanawiać się, czemu nie możemy pozostać na chłodnych stosunkach czysto zawodowych. Za niedługo i tak go tu nie będzie, po co więc marnować siły na zbędne rozmowy? Oczywiście, niektórzy byliby zachwyceni, że w pracy panuje taka "przyjazna" atmosfera, ale lubiłam tą pracę właśnie dlatego, że zawsze mówiłam tylko to, co musiałam. Nie to co teraz.

- Dzień jak zwykle, a jak pan się miewa?

Adam popatrzył na mnie z rozbawieniem.

- Zawsze mówisz tak dziwnie? A po drugie, powiedziałem, jestem Adam, nie jakiś "pan".

Zmieszałam się.

- Dziwnie... znaczy jak?

- Tak oficjalnie... Jakbyś mówiła co najmniej do królowej - roześmiał się.

- Chyba nie - wbiłam wzrok w ziemię, jakby nagle pojawiło się tam coś niezwykle interesującego.

- Chyba nie - przedrzeźnił mnie Adam - Mam do ciebie sprawę...

- Tak? - oderwałam wzrok od podłogi i z nadzieją spojrzałam na bruneta. Może w końcu będę musiała coś przynieść, coś odnieść i uciec od tej niezręcznej rozmowy. Niezręcznej dla mnie, ponieważ Lambert wyglądał jakby świetnie się bawił.

- Chodzi o to, że przez najbliższe około trzy godziny Roger i Brian będą zajmować się rzeczami, o których nie mam pojęcia i tylko bym tam przeszkadzał. Wybierzemy się na kawę?

Zatkało mnie. Dosłownie.

Dziesięć minut później siedzieliśmy w samochodzie Adama; ja z przerażeniem wpatrując się przed siebie, Adam w niezwykle dobrym humorze, wystukując palcami na kierownicy rytm piosenki z radia.

- Słuchasz muzyki? - zapytał, co wyrwał mnie z lekkiego szoku.

Muszę wziąć się w garść. Moje zachowanie było tak śmieszne, że sama zdawałam sobie z tego sprawę; Lambert to spoko gość, sławny, bogaty, przystojny, a ja strzelam fochy jak pięciolatek.

- Tak... trochę - spróbowałam się uśmiechnąć, ale wyglądało to jakby rozbolał mnie ząb.

- Umm, a jakiej? - Adam wpatrywał się przed siebie, ciągle bębniąc palcami po kierownicy.

- Głównie klasycznego rocka - powiedziałam i dodałam - Uwielbiam Queen.

- Serio? - Lambert spojrzał na mnie za nowym zainteresowaniem - Masz jakąś ulubioną piosenkę?

- Hmm, osobiście najbardziej lubię te najmniej znane, na przykład "Lily Of The Valley", ale szczerze nie umiem wybrać jednej ulubionej - uśmiechnęłam się, tym razem zupełnie szczerze.

- Umiesz śpiewać?

Prawie się zakrztusiłam.

- Błagam, tylko nie to, krążą legendy, że mój śpiew uśmierca po jednej setnej sekundzie - zaśmiałam się.

- Na pewno nie jest aż tak źle. A poza tym, w końcu zażartowałaś - wskazał na mnie palcem i puścił do mnie oko.

- Zdarza mi się. Wiesz, jeden żart na dekadę. Czuj się zaszczycony - powiedziałam śmiertelnie poważnym tonem.

Lambert pokiwał głową z uznaniem, jednocześnie zachowując śmiertelną powagę i tym razem ja nie mogłam powstrzymać się od uśmiechu.

- Jesteśmy - Adam zaparkował samochód przed przyjemnie wyglądającą kawiarnią, po czy prędko wyskoczył z auta i zamaszystym ruchem otworzył moje drzwi.

- Madame - powiedział, podając mi rękę, którą była przyjemnie ciepła.

- Dlaczego pani ma tak zimne dłonie? - zapytał, udając zaniepokojenie - Czyżby nasze kalifornijskie słońce było nieco za chłodne dla pani?

Już miałam odpowiedzieć, gdy na zatłoczonym chodniku ktoś mocno we mnie uderzył.

- Kurwa - usłyszałam szept skierowany do mojego ucha, gdy upadałam na ziemię. Poczułam, że ręce Adama znalazły się na moich plecach i pod kolanami. Z łatwością wziął mnie na ręce.

- Czy czcigodnej pani nic się nie stało? - zapytał, ciągle wesołym tonem, a ja z strachem spojrzałam w jego niebieskie oczy, po czym mocno objęłam go, oddychają coraz szybciej. Ogarnięta coraz większym, nieracjonalnym przerażeniem wtuliłam głowę w jego pierś.

- Co się..? - Adam wyczuł, że coś jest nie tak i poczułam, że rozgląda się po przechodniach.

- Nic. Nic mi nie jest - odetchnęłam jeszcze raz i oderwałam się od bruneta, który ciągle przypatrywał mi się z niepokojem.

- Domyślam się, że przeszła ci ochota na kawę? - zapytał.

Z wdzięcznością pokiwałam głową i szybko weszłam z powrotem do samochodu, a Adam zrobił to samo. Droga powrotna minęła w ciszy, czułam tylko zaniepokojone spojrzenia Lamberta skierowane w moją stronę.

Już dawno nikt nie nazwał mnie kurwą. Większość pewnie zapomniała. Tylko jedna osoba pewnie nie wyrzuciła tego z pamięci.



A Friend Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz