2

17 2 2
                                    

Jeszcze jedna lekcja i koniec.

Pójdę do domu gdzie będą na mnie czekać lody i ulubiony serial. Nareszcie zrobię coś pożytecznego i obejrzę następny odcinek. Rodziców w domu raczej nie będzie, są na urlopie w Alpach.

Jeszcze minuta.

Trzydzieści sekund.

Już.

Po szkole rozniósł się długo wymagany dzwonek.

Biegnę nie patrząc na innych w stronę szafek. Wyjmuję szybko kurtkę i z uśmiechem kieruję się w stronę wyjścia.

-Jeszcze tylko zapiąć...- Mówiłam do siebie po ciuchu, ale nawet nie zwróciłam uwagi że na kogoś wpadłam.

-Znowu się widzimy.- Odpowiedział radosnym głosem, łapiąc mnie w tali abym nie zderzyła się z ziemią.

-To znowu ty...

-Widzę że od ciebie też świeci entuzjazmem.- Powiedział to już z lekką kpiną.

-Daj mi już spokój.

-Ale to ty we mnie wpadłaś! Zasłużyłem na przeprosiny!

-Przykro mi.- Powiedziałam do niego i się lekko uśmiechnęłam, w taki sposób aby on tego nie zauważył.

-Może cię podwieźć?

-Em... Nie?

-A może jednak tak?

-Nie sądzę.

-Zobaczymy.- Kończąc to mówić podniósł w górę prawy kącik ust. Co mi się cholernie spodobało.

Zaczęłam się z powrotem kierować w stronę wyjścia, ale nie mogłam uwierzyć w to co widzę. Z nieba padało jak z cebry! A ja jestem pieszo. Od szkoły do domu mam pięć kilometrów. Czyli jak się sprężę trzydzieści minut drogi. Mogłabym jechać jeszcze autobusem, ale nie chcę widzieć po raz kolejny tych szpetnych, kłamliwych mord.

Idę chodnikiem w stronę mojego domu. Byłam pewna że gorzej już być nie może. Ale myliłam się. Jak zwykle. Auto które przejeżdżało obok, ochlapało mnie wodą przez co byłam cała mokra. Zajebiście.

-Czy może być kurwa jeszcze gorzej?!- Wykrzyczałam z całej siły.

-Możliwe.- Usłyszałam głos który wydobywał się po mojej lewej stronie. Spojrzałam się tam i ujrzałam Mata. Nie wierzę.- Wsiadasz?

-Nie. Już wolę być mokra i chora niż wsiąść do twojego samochodu.

-Przecież ciebie nie zgwałcę!- Powiedział już śmiechem.

-Skąd mogę mieć tą pewność?- Chyba zagięłam go tym pytaniem, bo spojrzał na mnie jak na kretynkę.

-Wsiądziesz sama czy mam ci pomóc?

-Poradzę sobie sama.

-Czyli pomoc.- Obserwowałam jego zachowanie kątem oka. Podjechał trochę do przodu i się zatrzymał. Wysiadł powoli z samochodu i zaczął iść w moją stronę.

-Nie zbliżaj się do mnie.- Stanęłam w miejscu i patrzałam się na niego.

-Bo co?- Nadal szedł do mnie.

-Mam spray pieprzowy i nie zawaham się go użyć.

-Nie zrobisz tego mi.- I objął mnie w tali.

Jednym sprawnym ruchem wyrwałam się mu z rąk i wyjęłam spray, którym prysnęłam mu w oczy.

-Kurwa...- Powiedział chowając oczy w dłoniach.- Poważnie mówiłaś.

-Obcym osobom nie pakuję się do samochodu. Zapamiętaj.

-Chodzimy do tej samej szkoły!

-Ale nie klasy. A to różnica.

-Jeszcze mnie polubisz.

-Nie jeśli będziesz takim debilem.

***

Idę dalej w stronę swojego domu, zostały mi jeszcze dwa kilometry. To nie jest tak dużo.

Nadal pada i nie wydaje żeby planowało się skończyć.

Zrobiłam zaledwie dwa kroki i spadłam do błota. Jak zwykle dzień jest perfekcyjny. Nie zamierzam nawet wstać. Leżę w tej cholernej kałuży i myślę o dzisiejszym dniu. Zamiast wstać, wolę poleżeć w miejscu po którym nie mam pojęcia kto przechodził, ani co z tym robił.

Zachowaj spokój. Jesteś jebanym mnichem którego nic ani nikt nie wkurwi.

Robię dwa wdechy i wstaję. Książki szkolne do niczego się już nie nadadzą. Jak ich właścicielka.

***

Wracam do domu cała zaryczana, mam dość tego dnia. Cały dzień jest okropny. Nic mi nie wyszło. DOSŁOWNIE NIC. Będę spokojna. Po każdej burzy jest słońce... Nie, nie, nie. Żadnego słońca nie ma. Nie dla fałszywej optymistki.

Mówię że nie lubię tych fałszywych mord, a sama taka jestem. Fałszywa i dwulicowa suka która tylko potrafi niszczyć. Wszystko i wszystkich wokół. Ale to kwestia gustu i przyzwyczajenia. Dzięki temu człowiek uczy się obojętności. Która w większości przeszkadza...

Oczami Drugiej TwarzyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz