#1 - Elf

711 39 12
                                    

Kilka dni temu po raz pierwszy od nieokreślonej liczby tygodni sięgnąłem po pilot od urządzenia zwanego telewizorem. Dokładniej mówiąc, było to w okolicach świąt. Dziwnym trafem moją uwagę przykuła stacja, na której wówczas transmitowano film z 2003 roku. Seans zatytułowany był „Elf". Niby żadna nowość, nieprawdaż? Przecież na każdym kanale można było obecnie zahaczyć oko na seriach związanych z zimą czy Bożym Narodzeniem. Ale gdy zobaczyłem głównego bohatera filmu, postanowiłem zatrzymać się na tamtej stacji. Pewnie w Twej głowie pojawiło się właśnie pytanie - „Co mogło mnie zainteresować?". Niestety, nie zaciekawię Cię powalającą historią czy przekomiczną anegdotą, gdyż prawda jest taka, iż skojarzyłem owego mężczyznę w żółtych, ciasnych rajstopach i zabawnej czapce ze starych, dobrych memów. Wystarczy, że wpiszesz tytuł filmu w byle jaką wyszukiwarkę i poszperasz trochę w grafice, a od razu zrozumiesz, o czym mowa.

Przejdźmy do sedna. Około pięćdziesiątej minuty seansu ma miejsce cudowna scena. Od razu wyobraziłem sobie Tony'ego i Jamesa w takiej sytuacji.

Załóżmy, że interesuje nas dwoje bohaterów - A i B. A jest szanowanym, nieco gburowatym, wysoko postawionym w pewnej firmie mężczyzną, któremu przyszło się opiekować osobnikiem B. Potocznie ujmując - B jest lekko zacofany, nie do końca rozumie świat, który go otacza i na pierwszy rzut oka widać, iż nie potrafi wpasować się w nowoczesne towarzystwo. Czy coś Ci to przypomina? Nie? To w takim razie pozwól, abym zagłębił Cię w tajniki mojej wizji, aby Cię oświecić.

Wyobraźmy sobie Starka, który otrzymał proste, a jakże ciężkie zadanie:

-Zajmij się Barnesem.

Czyż to nie zabawne? Trzy słowa. Trzy. Tylko trzy. Trójka jest małą liczbą, lecz to co kryje się za nią w tym przypadku jest ogromnym obowiązkiem.

„Tonący brzytwy się chwyta". Biedny Anthony, wysilał się niesamowicie aby znaleźć byle jaką, nawet najprostszą wymówkę. Liczy się skuteczność. Miał mieć wolne, spędzić jeden dzień przy cholernie dobrym koniaku i głośnikach rozmieszczonych po swej wieży, z których dochodziłby przyjemny dźwięk utworów Black Sabbath. „W porządku. Poświęcę koniaczek, nawet najlepszy zespół wszech czasów, tylko na miłość boską, nie każ mi niańczyć zabójcy moich staruszków."

-Muszę pracować!

-W takim razie zabierz go ze sobą do pracy.

W ten oto sposób zgasł ostatni płomyk nadziei, który nosił bogacz w swym sercu - zakurzonym, zapomnianym przez niego samego narządzie.

Dzień później, w jednym z budynków należących do Stark Industries, na którymś z najwyższych pięter powoli otworzyły się żelazne drzwi luksusowej windy. Pewnym krokiem wyszedł z nich szef wszystkich szefów - Tony we własnej osobie. Ku zaskoczeniu każdego, tym razem nie był sam. Zaledwie kilka kroków za nim podążał wysoki, (bardzo) dobrze zbudowany brunet. Jego rozczochrane, niesforne włosy sięgały mu do ramion. Był to prawie że niespotykany widok. Zaledwie 12% amerykańskich mężczyzn decydowało się na włosy dłuższe niż do szczęki, gdyż kojarzyły się one z zaniedbywaniem wyglądu. Lecz ten osobnik nie zdawał się być „dziki" czy „zaniedbany". Każda pracowniczka znajdująca się wówczas na danym piętrze określiłaby go prędzej przymiotnikami takimi jak „atrakcyjny" lub „pociągający". Właściwie to James tamtego dnia wprawił w zachwyt nie tylko płeć piękną.

Bez chwili namysłu, człowiek znany pod pseudonimem Iron Man'a pomaszerował w stronę swojej jaskini, a zaraz za nim ruszył Bucky. Przemieszczając się korytarzem raz po raz witał się z pracownikami, wymieniając jedno czy dwa zdania (ani pół więcej) z niektórymi z nich. Bucky nie wiedział, co ma robić, więc najzwyczajniej w świecie powtarzał czynności Tony'ego. Witał się z każdym z kim on to robił, a nawet spróbował (z niezbyt zadowalającym skutkiem) obdarzyć kogoś komplementem. Gdy Stark otworzył wrota swej jamy, odwrócił się w stronę wyższego i znacznie starszego bruneta wskazując na kąt pokoju znajdujący się dokładnie naprzeciwko jego biurka. Barnes posłusznie spoczął w rogu pomieszczenia.

Anthony zaś rozsiadł się wygodnie na swoim fotelu obrotowym biorąc głęboki wdech. Gdy jego bolące plecy w pełni dopasowały się do oparcia siedziska, wypuścił powietrze i odruchowo spojrzał kątem oka w stronę osobnika, który był pod jego opieką, ale zaraz potem odwrócił wzrok i skupił się na drzwiach. Usłyszał odgłos przekręcającej się klamki. Wtem niespodziewanie do gabinetu zawitała nowa, zgrabna asystentka, niosąc ze sobą tacę, na której jej pracodawca dostrzegł swymi ciemnymi, otoczonymi gęstymi rzęsami oczyma dwa kubki. Kogoś mu przypominała, tylko za żadne skarby nie mógł sobie przypomnieć kogo.

Wręczyła ostrożnie im obu po jednym kubku i wyszła uważając, aby nie stukać zbyt głośno szpilkami. Nie minęło dziesięć sekund zanim Stark usłyszał znajomy głos Jarvis'a. Barnes wzdrygnął się, chwilę potem sięgnął w okolice kieszeni od spodni orientując się, iż nie ma przy sobie żadnej broni. Świadomość tego sprawiła tylko, że jego zaniepokojenie zaczęło narastać.

-Czy kobieta, którą udało mi się zatrudnić tym razem miała cechy adekwatne do pańskich oczekiwań?

-Niestety nie, Jarvis. Ponownie Ci się nie udało. Pepper ma jaśniejszy odcień rudego.

-Rozumiem. Proszę o wyrozumiałość, zrobię wszystko co w mojej mocy aby znaleźć odpowiednią asystentkę.

-Jasne.- wymamrotał Tony, przeglądając (a właściwie udając, że to robi) sterty papierów zaśmiecających jego miejsce pracy.- Ach i jeszcze jedno: nie nosi aż tak wysokich butów.

-Zrozumiałem.

Znów spojrzał na Bucky'ego. Niemal od razu napełniło go zaskoczenie (a może przerażenie?). Cóż za ból ujrzał tym razem na jego twarzy! Był ogromnie, przeraźliwie zniesmaczony. Od razu poznać się dało, iż usiłował nie okazywać po sobie obrzydzenia napojem, który starał się za wszelką cenę wypić do dna.

-Nie musisz tego pić.- rzekł wreszcie Stark, starając się zachować kamienną twarz. Mężczyzna chowający się za kubkiem od razu spojrzał na niego ciepło, pełen wdzięczności. Powtarzał tylko w kółko „dziękuję", jakby był nawiedzony. Po kilku próbach złagodzenia zapału Barnes'a przez Anthony'ego brunet nareszcie ustąpił. Zajął się kolorową książeczką pełną ilustracji, najprawdopodobniej będącą najlepszym przykładem dzieła z gatunku literatury dziecięcej. Jednakże (kto by się spodziewał?) nie udało mu się wytrwać w skupieniu nad lekturą przez dłuższą chwilę i przepełniony ciekawością rozglądał się po pomieszczeniu. Jego myśli zalewała porządna ilość pytań, niestety na każde z nich odpowiedź była dla niego istną zagadką, enigmą. Nie wytrzymał, więc postanowił jedno z nich zadać komuś innemu niż sobie samemu - oczywiście padło na Starka:

-Dlaczego na tym biurku widnieje Twoje nazwisko?

„Ten facet mnie rozbraja. On tak na poważnie, czy zaciąga mnie w jakąś nikczemną grę?" - pomyślał, wychylając się zza papierów i teczek, których trzymał w dłoniach.

-Kupiłem to biurko, a że jest to bardzo cenny mebel i wolałbym uniknąć jego kradzieży lub zapodziania go gdzieś postanowiłem podpisać się na nim imieniem i nazwiskiem.- parsknął w ramach odpowiedzi, zastanawiając się, czy jego rozmówca kiedykolwiek słyszał o sarkazmie. Bucky jedynie rozszerzył oczy, wyglądając jakby pojął właśnie niezwykłą mądrość starożytnych filozofów.

„Czy on naprawdę w to uwierzył?"

Polecam cieplutko obejrzeć sobie ten fragment, aby zrozumieć w pełni moje porównanie. Film dostępny jest między innymi na YouTube'ie czy CDA.

Seans nie jest podobny do tych, które mam w zwyczaju oglądać, jednakże cieszę się, że dane było mi go zobaczyć, więc moim skromnym zdaniem w ramach luźnej rozrywki mógłby okazać się przyjemną odskocznią od rzeczywistości dla osoby, która gustuje w najróżniejszych, mniej lub bardziej konkretnych gatunkach filmowych. Bo przecież każde, nawet najbardziej pozbawione sensu dzieło może okazać się poprzez jeden, niewielki detal wpłynąć na człowieka czy sprawić mu radość.

winteriron // wszystko i nicOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz