Zapowiedź

60 5 3
                                    

Tego samego dnia idąc w stronę naszej akademii zobaczyłam JEGO. Jak zwykle niewiarygodnie przystojny, szedł pewnym krokiem, ale nie nerwowo. Już miałam zamiar odwrócić kierunek moich kroków, przygotowując w razie potrzeby wyjaśnienie: „zapomniałam telefonu", ale tak naprawdę zapomniałam, że za mną szła Alice. Czasem odnosiłam wrażenie, że jest jak cień, który nie pozwala mi zboczyć z torów, jakie obejmuję. Zawsze powtarzała: „Jak już coś zaczynasz, nie rezygnuj z tego". W każdym razie-zawsze coś w tym stylu.
Tak też było i tym razem, kiedy zrobiłam pół obrotu wokół osi, ale ona swoją ręką dokończyła go za mnie i powiedziała:
-Marika, nie denerwuj mnie, idziemy przed siebie.-wskazała na budynek do którego zmierzałyśmy-To tam jest akademia.-udawała nieznającą przyczyny mojego zachowania.
No tak... Naprawdę kochałam ją za to co dla mnie robi. Była moją najlepszą przyjaciółką, znałyśmy się od czwartej klasy podstawówki (wtedy doszła do mojej, naszej, szkoły). Wiedziałyśmy o sobie niemal wszystko. Czasem czułam się jak jej młodsza siostra, której w rzeczywistości nie ma. Co się dziwić. Była bardziej zdecydowana niż ja, nie wplątywała się tak łatwo w kłopoty i myślała chyba bardziej racjonalnie.
Twarz też miała dojrzalszą; od początku byłam dumna ze swojej pięknej przyjaciółki. Chłopcy od zawsze smalili do niej cholewki, a ona w tym czasie grała niedostępną. Mnie takie rzeczy nie bawiły. Zajmowałam się nauką (nie zawsze z pozytywnymi rezultatami, ale jednak), zamykając się w swoim pokoju. Alice jednak nie dawała za wygraną i często zwracała mi uwagę: „Spójrz, Patryk na ciebie patrzy" albo „Zobacz, tam, na piątej. Widzisz Kamila?". Rzeczywiście takie sytuacje się zdarzały, ale puszczałam to wszystko mimo uszu.
Jednak od któregoś roku, z powodu odejścia jednego wykładowcy na emeryturę, zaczął nas uczyć Mark. „Uczyć". Może próbował, w każdym razie ja tego nie dostrzegałam, gdyż moja uwaga była w pełni skupiona na jego wyglądzie. Tak, poddawałam analizie każdy szczegół jego ubioru, mimikę twarzy, sposób mówienia... no po prostu całego jego. Alice o tym wiedziała, nie potrzebując nawet odpowiedzi na swe sugestywne spojrzenia. Nie mogłam tego przed nią ukryć, choćbym chciała. Ale on był takim ciachem...
A teraz, kiedy jego złociste włosy błyszczały, poddane działaniu słońca, bałam się podejść, żeby nie zaniemówić pod wpływem ujrzenia tych jego niebieskich oczu, o spojrzeniu głębokim i równie gorącym, oraz ust, które...
-Witajcie dziewczyny-przerwał mi w rozmyślaniach. Na jego twarz wstąpił promienny uśmiech.
-Cześć, Mark -zaczęła Alice. Nawet nie wiem kiedy z nim przeszła „na ty", ale nie przeszkadzało mi to.- Widzisz, próbowałam jakoś wytłumaczyć Marice działanie stresu na...
-Już wiem o czym mówisz-uśmiech nie schodził mu z twarzy-oczywiście, że ci pomogę, Mariko. -zwrócił się do mnie- Nie wiem czy pamiętasz, ale nawet proponowałem ci to niedawno.
No proszę. Nie zdążyłam nic powiedzieć, a Alice zdążyła skłamać, zapewnić Marka o mojej głupocie i doprowadzić do stwierdzenia u mnie sklerozy. Rzeczywiście niezły wynik jak na środek upalnego dnia.
-Tak... To znaczy... -zawahałam się- Czy miałby pan dla mnie dosłownie chwilę po zajęciach? -było mi gorąco, ale nie tyle od słońca, co spalenia się ze wstydu- Nie rozumiem jedynie ostatniej części tematu. -skłamałam. Od początku roku nie rozumiałam dosłownie nic, ale to nieważne. Wolałam mieć to już za sobą.
-OK. W takim razie widzimy się za parę godzin. -pożegnał się z nami, nadal rozpromieniony.
Kiedy straciłyśmy go z pola słyszalności, Alice zagadnęła:
-Masz jakieś plany na dzisiejszy wieczór? -popchnęła mnie łokciem, szczerząc się. Prawdę mówiąc, wolałam nie rozmyślać nad tą sugestią.
-Daj spokój. -poprawiłam trzymane na rękach książki.- Kochana, widzimy się o 17. -przywołałam ją do porządku- Tak by the way, czy dziś nie...-ma przypadkiem imprezy u Mike'a?
-Jesteś pewna, że nie chcesz dać przystojnemu facetowi więcej niż pół godziny? -droczyła się ze mną.- Ach, przerwałam ci w czymś?
-Nie, to już nieważne.-poprawiłam książki, wspomagając się kolanem.
-Cokolwiek kombinujesz, mała... -przyglądnęła mi się- Czy pamiętasz o imprezie u Mike'a? -przypomniało się jej- Obecność obowiązkowa-podniosła palec do góry, nie dając mi dojść do głosu.
-No dobrze.-nie wytrzymywałam pod ciężarem trzymanych książek- O której ona? O 19?
-O 20. -poprawiła.
-Ok, na luzie. -pocałowałyśmy się na pożegnanie.
Kiedy odchodziłyśmy w dwóch różnych kierunkach, pomachała do mnie i kolejny raz upomniała:
-Tylko pamiętaj! -uśmiechnęła się zalotnie...

W imię kłamstwaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz