Ciągłe zaskoczenia

42 4 0
                                    

Na ćwiczeniach, jak zwykle, ciekawie, ale bez szału. Za to ostatnia godzina zajęć bardzo mi się dłużyła, mimo że przez cały czas zajmowałam się wpatrywaniem w Marka. Nie mogłam doczekać się już spotkania i chciałam, by trwało ono jak najdłużej...
-To co? -podszedł do mnie nauczyciel po zakończonym wykładzie z serdecznym uśmiechem na twarzy- Idziemy? -chciał mi dodać odwagi.
W pierwszej chwili nie wiedziałam co się dzieje. Jak to, gdzie idziemy? Ale ocknęłam się i wyjaśniłam sobie, że chce może pójść do jakiejś kawiarni czy parku. Zgodziłam się, nie wiedząc jeszcze nawet do końca na co.
-Jak ci minął dzień, Mariko? -nie wiedziałam czy to pytanie z serii „grzecznościowe". A może rzeczywiście go to interesowało? Jeśli tak, uważałam, że chyba nie powinno.
Poza tym nie rozumiałam dlaczego mówi do mnie po imieniu. Byłam już jednak dorosła. Powinniśmy przynajmniej stwarzać pozory, że nie znamy się bliżej...
W końcu przystałam na to.
-Dosyć ciekawie... -szliśmy przez park otaczający akademię- chyba nawet czegoś się nauczyłam -zachichotał w odpowiedzi.
Kiedy wychodziliśmy z głównej alejki, Mark trochę mnie wyprzedził i otworzył drzwi od strony pasażera w czarnym volvo, stojącym przy wejściu do parku.
-Ee... -zawahałam się.
-Zapraszam -zachęcił.
-Gdzie jedziemy? -dopytałam, zdezorientowana wsiadając do auta-Jestem umówiona na...-ugryzłam się w język.
-O której? -kiedy wsiadł do samochodu, odwrócił się, jakby zaniepokojony, w moją stronę.
-Mam mało czasu. -ucięłam.
-Jaka to okazja? -dopytywał, patrząc na ulicę. Jechaliśmy.
-Nie sądzę, żeby cię to specjalnie interesowało.-roześmiał się.
-Innymi słowy-nie mój interes? -spojrzał na mnie, jakby czule.
-Zmieńmy temat. -odrzekłam zakłopotana- Gdzie jedziemy?
-Powtarzasz się. -jakby go to bawiło.
-Po prostu czekam na odpowiedź. -poirytowałam się.
-Ach, na razie w planach mam zachodnią część miasta. -patrzył przed siebie.
Zaniepokoiłam się. Niezależnie, gdzie dokładnie zmierzaliśmy, każda opcja nie napawała mnie jakąś specjalną radością. Tam znajdują się puby, rzadko odwiedzana plaża, no i -jego dom.
-Posłuchaj, Mark...
-Jednak „Mark"?-przerwał mi z szelmowskim uśmiechem na ustach.
-Przepraszam, jeśli...to znaczy już wcześniej, ale...
-Tak, tak. -wtrącił się- Podoba mi się. -odwrócił się, przypatrując mi się przez chwilę.
Czułam się przy nim z lekka nieswojo, ale to PRZY NIM-dlatego też zgodziłam się na te emocje. Jechaliśmy tak przez jakiś czas, rozmawiając na temat ostatnich manifestacji w kraju. Potem poddaliśmy się milczeniu. Po paru minutach przerwał ciszę:
-Już jesteśmy. -zaparkował przed niepozornie wyglądającym barem.
W gruncie rzeczy spodobał mi się ten pomysł. Pomyślałam, że nic nie będzie rozpraszało mojej uwagi od tematu rozmowy. Nie licząc mojego nauczyciela, oczywiście.
Wysiedliśmy z samochodu, przeszliśmy na chodnik, a Mark przeszedł obok baru nawet nie patrząc w tamtą stronę.
-Może wyjaśnisz mi swój plan? -zaczęłam z nutką irytacji w głosie, której nie planowałam- Jesteśmy ze sobą od pół godziny, a ty...
-Myślałaś, że tam wejdziemy? -domyślił się, odwracając głowę; zaśmiał się- Idziemy do mnie -odpowiedział z figlarnym uśmiechem.

O nie.
To nie był dobry pomysł, podpowiadała mi ta trzeźwiejsza część mnie. Z drugiej strony, nie opierałam się. Chyba w głębi liczyłam na to.
Westchnęłam.
-Czy to konieczne? -udawałam nieusatysfakcjonowaną jego odpowiedzią.
-Tylko tam mam materiały, dzięki którym szybko wszystko zrozumiesz. -mówił rzeczowym tonem.
-No tak... -mruknęłam.
Kiedy już doszliśmy do nowoczesnego apartamentowca, zawahałam się. Szliśmy po schodach bez słowa, potem się odezwałam:
-Każdej proponujesz randkę w domu, gdy tylko powie, że...?
-Tylko tobie. -przerwał, odwracając wzrok od zamka na same drzwi, podczas kłopotów z otwieraniem.- Proszę, wejdź. -wskazał kierunek, w którym mam podążać.
Chyba mnie zatkało. Stałam bez ruchu przez jakąś sekundę, która wydawała się wiecznością. Przecież nie zaprzeczył z tą „randką".
Weszłam posłusznie, rozglądając się, jakbym była tam po raz pierwszy. Nowoczesne, minimalistyczne wnętrze robiło wielkie wrażenie.
-Możesz udać się do salonu, rozgość się. -wydawał się spięty- Kawy, herbaty?
-Soku.
-Dobrze -uśmiechnął się z rozbawieniem.
Od salonu kuchnię dzielił wysoki blat. Usiadłam na sofie i wyglądałam z zaciekawieniem, co też tyle czasu Mark przygotowuje. Przyszedł z tacą, na której znajdowały się dwie szklanki, w jednej sok pomarańczowy, drugi o barwie dziwnie ciemnobrązowej, oraz kruche ciasteczka. Usiadł koło mnie, a ja poczęstowałam się smakołykiem.
-Nie pijesz? -roześmiał się.
Zarumieniłam się. Sięgnęłam po sok, zakładając z góry, że dla mnie przeznaczony jest ten pierwszy. Kątem oka widziałam, że przygląda mi się z zaciekawieniem.
-Ile masz lat? -spytałam ni stąd, ni zowąd. Widać było, że zdziwiło go to pytanie.
-A na ile wyglądam? -spojrzał na mnie z szelmowskim uśmiechem.
-Byłam pierwsza.
-Cóż, skończyłem niedawno dwadzieścia siedem.
Wow. Wyglądał na młodszego. Kto wie, może nawet na mojego rówieśnika. Nie powstrzymywałam wyraźnego zdumienia. Bez trudu wyczytał to z mojej reakcji i zachichotał.
-OK. Przejdźmy powoli do lekcji. -zgiął się, sięgając po jakieś papiery pozostawione wcześniej niedbale na szklanym stoliku i zastanowił się chwilę- Wybierasz się dziś do Mike'a? -popatrzył na mnie.
Skąd wiedział? Kiedy odpowiadał, zaczęłam się zastanawiać czy przypadkiem nie zadałam tego pytania na głos.
-Co? -wyrwałam samą siebie z zamyślenia.
-Słyszałem jak rozmawiasz z Alice. -odpowiedział chyba po raz drugi.
-Co?! Kiedy? -byłam bardzo zdziwiona.
-No przecież dziś, późnym rankiem. -odpowiedział, jakby to było takie oczywiste, jak to przedstawił.
-Ale... -rozwarłam usta. Roześmiał się.
-No już. -uśmiechnął się i skierował swój wzrok na pomoce naukowe i zaczął czegoś szukać- Bo się spóźnisz! -przypomniał mi z uśmiechem, wyrywając z zamyślenia.

W imię kłamstwaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz