Rozdział XII Ślub

367 32 4
                                    

Clary

Moje obawy okazały się słuszne, mój ojciec nie cieszył się sympatią żadnej osoby z mojego otoczenia. Nie mogłam ich o to winić, jednak to bolało. Nie mógł zostać nawet w instytucie, ponieważ jego mieszkańcy postawili ultimatum, albo oni, albo on. Nie mogłam oczekiwać od Jace'a, aby ten wybrał inaczej, bo przecież jasne było, że wybierz ludzi. Lecz ja nie mogłam zostawić ojca samego, nie chciałam. Był kim był, ale dla mnie był przede wszystkim moim ojcem. Człowiekiem którego przez ponad rok, zdążyłam pokochać. Zrozumiałam, też jego światopoglądy, jednak nie byłam z nimi zgoda. Gdyby tak było stałabym przy jego boku, kiedy planował pewne sprawy. Jednak były one teraz tylko i wyłącznie przeszłością, a w przesłać nie powinno się zaglądać, jeśli ta może wyrządzić sporo szkód. Valentine się zmienił i tego powinniśmy się trzymać, nie był już takim człowiekiem jak kiedyś. Był po prostu ojcem i dziadkiem, który chciał być przy swojej rodzinie. No i aby mu to umożliwić, odbyłam poważną rozmowę z moim ukochanym. Jace nie był zadowolny, ale na prawdę nie mogłam zostać w instytucie. Lecz byłam w pobliżu, za pomocą portalu, który stworzyłam, a Tessa tylko go umocniła. Zamieszkałam w posiadłości znajdującej się na odludziu. Tutaj nikt nie mógł nas znaleźć, nikt nie wszedł by bez zaproszenia. Cała ta sytuacja wydawała się niemal dziecinna, ale musiałam chronić swoją rodzinę za wszelką cenę. No i nie ukrywajmy, mój ojciec był jej częścią, czy to się komuś podobało, czy też nie.
 

***

Żadne problemy jednak nie były w stanie zniszczyć najpiękniejszego dnia w moim życiu, oczywiście pomijając dzień narodzin Cassie. Mój ślub miał odbyć się właśnie dzisiaj. Ba miał odbyć się za dokładnie dwadzieścia minut. Byliśmy w rodzinnej posiadłości Jace'a, która znajdowała się w Walli. Mój przyszły małżonek był gdzieś ze swoimi świadkiem, którym był oczywiście Alec. Ja natomiast byłam w pokoju w którym znajdowały się same kobiety. Ja, moja matka, Izzy, Tessa, oraz moja córka. Stałam na specjalnym podwyszeniu, aby krawcowa mogła dokonać ostanich poprawek sukni. Która swoją drogą była cudowna. Złotym materiał, spływał swobodnie wzdluzr mojego ciała. Nie chciałam niczego w stylu tandetnej księżniczki, jednak jak każda kobieta marzyłam o sukni do ziemi. Styl ala syrenka jakiś nie przypadł mi do gustu, więc poszłam na kompromis. Materiał ani nie przylegał do mojego ciała, ani też nie zajmował pół pokoju. Krótko mówiąc suknia była stworzona dla mnie, po prostu była idealna. A, znalał ją mój ojciec, co wywołało falę sprzeciwu ze strony mojej matki. Jednak w końcu się z tym pogodziła. Prawdę mówiąc nie miała wyjścia. Ale w dalszym ciągu jako jedyna nie pogodziła się z obecnością swojego byłego męża na ślubie. Inni na szczęście jakoś się z tym pogodzili, a jeśli nawet nie, to dobrze to ukrywali. No i byłam im za to niezwykle wdzięczna. To bardzo dużo dla mnie znaczyło.

- Auć. - pisnęłam cicho, kiedy szpilka wbiła mi się w biodro.

Na prawdę rozumiałam starania wszystkich, ale moim skromnym zdaniem, kolejna poprawka nie była mi potrzebna do szczęścia.

- Już kończymy. - zapewniała krawcowa, która rzeczywiście skończyła po zaledwie dwóch minutach.

Kiedy skończyła swoje zadanie, wyszła z pomieszczenia, a ja zostałam z dziewczynami. Chciała, żeby dali mi moją córkę, ale nie bo jeszcze mnie ubrudzi. No halo, to dziecko takie rzeczy się zdarzają. Jace wspomniał, że wyglądam dla niego pięknie w każdym ubraniu, a najlepiej bez...

- Ja się czujesz ? - zapytała moja najlepsza przyjaciółką, jednocześnie pomagając mi zejść z podwyższenia.

- Dobrze, przecież tylko wychodzę za mąż. - powiedziałam jakby robiło się to co najmniej raz w tygodniu.

Dary Anioła - Miasto Zła ( Wolno Pisane )Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz