3.

427 34 11
                                    

Obudziłam się w świetnym nastroju. Od dawna tak dobrze nie spałam, nie śniły mi się żadne koszmary ani nic z tym związanego. Powiedziałabym że wręcz przeciwnie. Podczas snu moje myśli wypełniał cudowny mężczyzna, dawno w moim życiu nikogo nie było i może to z tego powodu.  Nie wiem sama, może powinnam zacząć się z kimś spotykać, albo chociaż poznać nowych ludzi. Może to nie jest taki zły pomysł?
Wstałam z łóżka i założyłam kapcie na stopy, nie wyobrażam sobie, aby chodzić po domu na bosaka. Poprawiłam pościel na łóżku, gdyby ktoś niezapowiedzianie mnie odwiedził. I poszłam pod prysznic. Przed wejściem do kabiny naszykowałam sobie ręcznik, którym potem się wytrę oraz czyste ciuchy. Po krótkiej chwili stałam już w brodziku i odkręcałam kurek z ciepła woda. Tego było mi trzeba.
Po zmoczeniu ciała, postanowiłam je namydlić moim ulubionym żelem pod prysznic o zapachu limonki. Na włosy nałożyłam szampon, a następnie odżywkę. Spłukałam pianę i wyszłam spod prysznica. Wytarłam ciało ręcznikiem z resztek wody i przebrałam się w ciuchy. Dziś postanowiłam założyć zwykle jeansy z przetarciami na kolanach i do tego niebieską koszulkę, która swobodnie opadała na pasek od spodni.
Po wyjściu z łazienki zrobiłam sobie na śniadanie jajecznicę, a do tego tradycyjnie poranną kawę.  Po skończonym posiłku pozmywałam naczynia i włączyłam laptopa.

Podczas przeglądania portali społecznościowych przypomniała mi się wczorajsza rozmowa o pracę. Siedziałam i rozmyślałam nad jej przebiegiem. W głowie dźwięczały mi słowa mężczyzny „Panno Bonnie, pozwoli Pani że jutro zadzwonimy z ostateczną decyzją". Zadzwonią czy jednak nie?

Muszę znaleźć prace w trybie natychmiastowym, jeśli mi się nie uda wyląduje pod mostem. Moje drobne oszczędności najdłużej starczą mi na miesiąc, a co dalej? Mam na myśli oczywiście samo jedzenie, nie wspominam już o rachunkach.

Na zegarku wybija godzina 12;30.
Pół dnia spędziłam obijając się w domu, nie zrobiłam dosłownie nic związanego z szukaniem pracy. Muszę mieć jakieś wyjście awaryjne, jeżeli z Państwem Williams nie wypali. Nie oszukujmy się, widząc na jakim standardzie ci ludzie żyją, na pewno stać ich na profesjonalna opiekę nad dzieckiem.

Ponownie siadam do komputera, zaczynam przeglądać ogłoszenia. Jedno, drugie, trzecie... Nic ciekawego, żadna oferta nie przyciąga mojej uwagi, coraz bardziej tracę nadzieje. To wcale nie takie proste jak się wydaje, wszędzie oczekują od Ciebie czego innego. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że sama nie wiem czym chciałabym się zajmować.

Ciszę panująca w mieszkaniu nagle przerywa dźwięk przychodzącego sms'a. Pełna nadziei szybko podnoszę się z łóżka i biegnę w stronę stołu, gdzie leży moja komórka. Biorę urządzenie do ręki i odblokowuję ekran. Z taką samą prędkością z mojej twarzy znika podekscytowanie, z jaką się pojawiło. To tylko rutynowa wiadomość od operatora.

Niech to szlag.

Już myślałam, że udało mi się zdobyć pracę. Może nie wymarzoną, ale zawsze jakiś dochód bym z tego miała. Niestety w tym momencie ostatni cień mojej nadziei gdzieś znika.
Znudzona przebiegiem dnia, postanowiłam iść na spacer do pobliskiego parku. Moje mieszkanie znajduje sie w dość ekskluzywnej dzielnicy Londynu. Między innymi z tego właśnie powodu nie jest wcale takie tanie. Nie oszukujmy się, w poprzedniej pracy moje dochody nie były małe, z lekką ręka mogłam sobie pozwolić na takie lokum, niestety teraz czas wziąć się w garść i iść do przodu. W życiu każdego człowieka kiedyś przychodzi taki moment, kiedy musi coś zmienić.

W moim przypadku jest to zmiana pracy, może nawet niedługo mieszkania. Nie będzie mnie na nie dłużej stać. Wystarczy, że raz nie zapłacę rachunków i od razu dostanę od właściciela termin wyprowadzki. Facet niezłą kasę może trzepać na tym lokalu, wiem że nie jest jego jedynym w tym mieście.

Dobra, koniec myślenia. Idę w stronę przedpokoju, szybko zarzucam na ramiona płaszcz i zakładam buty. Zwykle szare trampki, lepszych na spacer nie trzeba. Cofam się jeszcze do salonu po torebkę z której wyciągam klucze od mieszkania. W międzyczasie zgarniam mój telefon i paczkę papierosów. Wkładam rzeczy do kieszeni kurtki i wychodzę z mieszkania.

W parku panuje cisza i spokój, jest środek tygodnia, a co za tym idzie? Większość ludzi o tej godzinie jest jeszcze w pracy, co kilka metrów mijam matki z dziećmi. Jedne prowadzą swoje pociechy za rączkę, inne natomiast pchają wózek. W oddali widzę plac zabaw dla dzieci, kilkoro bawi się w piaskownicy, jakiś chłopiec zjeżdża na zjeżdżalni. Słychać śmiech maluchów i zatroskany głos kobiety, która poucza swoją córeczkę żeby nie skakała z huśtawki.

Przemierzam przez park podziwiając to jak każdy człowiek jest inny. Udaje się w bardziej ustronne miejsce, gdzie nie ma ludzi. Chcę pobyć sama, chcę pomyśleć na spokojnie co dalej mam zrobić ze swoim życiem. Sama się już w tym wszystkim gubię. Nie liczę już na odzew od ludzi z którymi wczoraj miałam spotkanie. Nie chce się na próżno nakręcać, Pani Williams dosadnie mi pokazała, żenie nadaję się do tej pracy.

Rozważam każde wyjście. Wynajęcie pokoju, ale nie wyobrażam sobie dzielenia mieszkania z jakąś obcą osobą. Wynajęcie kawalerki wiąże się z dużo wyższymi kosztami, od pierwszej opcji. Miałabym tam spokój, tylko ja i cisza. Tak jak lubię. Ale w obecnej sytuacji mnie na to nie stać. Boże Melanie wymysl coś.

Jak na złość nic sensownego nie przychodzi mi do głowy. Siedzę na jakimś zniszczonym murku i wpatruję się w chmury. Z kieszeni płaszcza wyjęłam papierosa, wkładam go do ust i mocno się zaciągam. Czekam jak na zbawienie... Spokojnie, nie nadchodzi.

Może powinnam założyć własna firmę? To nie jest taki zły pomysł. Nie chce całego życia pracować na kogoś, ale aby jakoś zacząć potrzebuje gotówki. Znajomosci w branży również są ważne.

Spacer... spacer nic mi nie pomógł. Dalej jestem w kropce, jedynie się przewietrzyłam. Powolnym krokiem wracam do domu. Po drodze wstępuje jeszcze do sklepu nieopodal mojego mieszkania. Muszę zrobić drobne zakupy spożywcze, nie mogę szaleć. Pomimo wszystko postanawiam kupić butelkę wina, może nie jest to najważniejszy zakup ale mnie cieszy. Nic tak nie poprawi mi humoru jak ten trunek. Tego właśnie mi trzeba.

Wiatr na dworzu coraz bardziej wieje, czuję krople deszczu spadające na moją twarz. Robi się zimno, chce już być w domu. Przyśpieszam kroku, aby totalnie nie zmoknąć. Coraz mocniej pada, dlaczego ja tego nie przewidziałam? Mogłam zabrać ze sobą parasol. Jestem już cała mokra, do domu zostały mi ostatnie dwie przecznice, już coraz bliżej.

Deszcz tak mocno pada, że z ledwością cokolwiek widzę. Jestem już pod moim wieżowcem. Niemalże na oślep przebiegam przez pasy, gdy nagle słyszę głośny pisk opon.

Wino wypada mi z rąk razem z resztą zakupów. Tylko tyle udało mi się zapamiętać.

Ciemność, wszechobecna ciemność. Nic nie widzę, co chwile ktoś woła moje imię.

- Melanie! Melanie, żyjesz?!

Chcę odpowiedzieć, nie mogę. Zapomniałam jak się mówi? Nie na pewno nie, staram się krzyczeć lecz nie mogę.

- Melanie, proszę obudź się!

Znam skądś ten głos, do kogo on należy?

Od autorki:

Co myślicie o rozdziale? Podoba się? Zostaw gwiazdkę, czekam również na opinie w komentarzach :)

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Feb 11, 2018 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Opiekunka Państwa WilliamsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz