Trattoria

27 0 0
                                    



   W renomowanej Trattorii Murano jak w każde popołudnie unosił się zapach pizzy, pomidorów i oregano. Na eleganckiej drewnianej podłodze stało kilka stolików, a każdy z nich wypełniali goście. Byli tam dystyngowani panowie i piękne damy, a z drugiej strony – jakby dla całkowitego kontrastu - siedzieli luźno ubrani młodzi obojga płci, prowadząc dyskusje gęsto okraszone wykonywaniem zdjęć wykwintnych dań włoskiej kuchni, tudzież własnych pełnych optymizmu twarzy.

   Jedni odchodzili, a inni przychodzili, zajmując miejsca pod ogromnymi okrągłymi lampami wykonanymi z czystego szkła, które właściciel przywiózł tu z włoskiej wyspy Murano. Dla innych znalazło się miejsce pod ścianą obitą z dołu ciemnym drewnem z południa Włoch, które dobrze komponowało się z położoną u góry ściany włoską cegłą.

   Na jednym boku Trattorii umieszczono malownicze fotografie z Półwyspu Apenińskiego przedstawiające zdawało się Genuę, Neapol, oraz Wenecję. Ich sielankowa atmosfera udzielała się gościom restauracji w to słoneczne popołudnie, skłaniając do rozmyślań o własnych podróżach.

   - Wiesz co Bogusiu, pamiętam jak bawiłem w Wenecji. To było niezapomniane przeżycie. Tak wiele szlamu nie nawąchałem się w żadnym innym miejscu na ziemi.

   - Ach tak. Zapomniałem, że niezbyt dobrze znosisz morskie powietrze. Jak to dobrze jest zatem popatrzeć na zdjęcie, albo obejrzeć film, leżąc w wannie z olejkami.

   - O ile ktoś ma wannę. Ja co najwyżej mogę postarać się o wąską kabinę z prysznicem.

   - To przenieś się do Wenecji, Kubusiu mój kochany.

   - Do Wenecji? Nigdy w życiu. Podobno wielu tamtejszych mieszkańców opuszcza wyspy i wyjeżdża na stały ląd.

   - Dlaczego?

   - Boją się podtopień. A nie wspomnę, jaki grzyb musi się gnieździć w tych kamienicach. Wenecję można odwiedzić, ale mieszkać nigdy bym się tam nie odważył.

   Po chwili do dwóch dyskutujących ze sobą przyjaciół podszedł kelner, podając zamówione spaghetti aglio e olio. Smak tego dania spodobał się im obu tak bardzo, że przez dłuższą chwile zaniemówili, a słychać było tylko uderzenia widelców o talerze.

   - Założę się, że w tej twojej Wenecji nie podają tak dobrego spaghetti jak tu.

   - Nie wiem, brak mi porównania. Jadłem tam tylko kawałek pizzy i to jeszcze w mało oryginalnej restauracji. Wszyscy panowie i panie raczą się nią na Placu Św. Marka lub w jego okolicach, gdy tymczasem ja wybrałem małą knajpkę przy Tronchetto.

   - Tam zapewne też było urokliwie. Gdzieś słyszałem już tą nazwę. Czy to nie jest taka katedra, albo...

   - To parking miejski – odpowiedział z zapchanymi ustami Kuba. – Do miasta się tam idzie przez taki śmietnik. Ale pizza niczego sobie.

   W tym czasie do trattorii weszły dwie panie i zajęły miejsce niedaleko dwójki przyjaciół. Widocznie przyszły tutaj z pobliskiego biurowca, gdyż po ich wyglądzie łatwo można było rozpoznać, że są po pracy. Jedna z nich o rudych włosach, oliwkowej bluzce i seledynowej spódnicy usiadła tuż przy wejściu, by co chwile narzekać na otwierające i zamykające się drzwi. Druga z kolei zajęła miejsce pod ścianą i nie odzywała się w ogóle do swojej towarzyszki, będąc jeszcze zajęta dzwonieniem do kogoś czy też odpisywaniem na maila. Była to szczupła blondynka w jasnej bluzce z apaszką i beżową spódnicą.

   Kobiety posiedziały tam chwile, jednak z sekundy na sekundę zdawało się, że są coraz bardziej sfrustrowane całą sytuacją. Gdy w końcu podeszła do nich kelnerka i grzecznie poprosiła o zamówienie, ta w rudych włosach odpowiedziała, że nie zamierza jeść w takim miejscu i wyszła. Jej koleżanka nawet nie wychyliła się zza telefonu i również uciekła za drzwi. Stały jeszcze chwile przed wejściem, wypalając papierosa, po czym zniknęły w arkadach budynku na Pokornej.

ArtystkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz