Wypadek

7 0 0
                                    


   Pierwszy sygnał, drugi, trzeci, czwarty, piąty, i szósty. Drzwi się zamknęły, silniki świsnęły, a metro ruszyło do przodu. O tej porze do domu z pracy wracało mnóstwo osób, więc wagony napełnione były ludźmi do granic wytrzymałości. Najszczęśliwsi zdawało się mieli miejsca siedzące, jednak nie to interesowało ich najbardziej. Zdecydowanie więcej zajmowała ich myśl, jak tu wysiąść na następnej stacji i kto chętnie przepuści ich w drodze do drzwi, a z kim może o to być nieco trudniej. Ich nerwowe spojrzenia przebiegały z jednego na drugiego i w milczeniu trwały na swoich miejscach. Byli jeszcze koledzy z pracy, którym udało się dostać w przejście pomiędzy rzędami. Tacy zawsze mieli coś do powiedzenia i to właśnie dzięki nim ten dziwnie cichy wagon nabierał cech ludzkich. Każdy bowiem patrzył na drugiego z wyraźną niechęcią, przeklinając w duchu, że ten czy ów też jedzie tym przedziałem i niepotrzebnie zajmuje miejsce.

Sporej jednak części pasażerów powyższe rozważania w ogóle nie dotyczyły, gdyż całą trasę spędzili z nosem wbitym w telefon, o ile w ogóle potrafili się do niego dokopać. Rzadko się zdarzało, żeby ktoś w trakcie jazdy do nich zadzwonił, lecz nie było to nic nadzwyczajnego. Raz po raz można było przecież usłyszeć dzieła wielkich i małych mistrzów, buczenie zwierząt, pękanie tłuczonego szkła, czy też kompletną muzyczną abstrakcję, zwiastującą dzwonienie telefonu.

   Właśnie to przydarzyło się wracającemu z pracy Kubie. Stał tuż przy drzwiach, jako że wsiadał na ostatniej stacji i rad był sobie niezmiernie, że znalazł kawałek przestrzeni dla siebie. Chociaż na drzwiach wyraźnie napisano, by się nie opierać, nie miało to dla niego znaczenia, bowiem parł na nie z całą siłą stłoczony pomiędzy innymi pasażerami, licząc, że już na następnej stacji ten koszmar się skończy.

   „Drzwi otwierają się z prawej strony". — Zabrzmiało z głośników i część pasażerów wyszła. Wtem zadzwonił telefon. Udało mu się sięgnąć do kieszeni, jednak kiedy podniósł słuchawkę do ucha, rozmówca już się rozłączył. Dzwoniła Monika, siostra Bogusia. Postanowił zatelefonować. Minęli kolejną stację, gdy w końcu udało mu się do niej dodzwonić.

   — Słucham cię Moniko — rozpoczął spokojnie.

   — Och Kuba, z Bogusiem coś nie tak! — Zdążyła wykrzyczeć. Kuba zdał sobie sprawę, że reszta pasażerów mogła mimochodem podsłuchiwać, więc ściszył głos.

   — Opanuj się i powiedz, co się dzieje.

   — On, on... — I telefon się rozłączył.

   W głowie mężczyzny zapanował wielki chaos. Głos Moniki wyglądał na taki, z którym nie ma żartów, jakby rzeczywiście wielka tragedia wydarzyła się jego największemu przyjacielowi. W myślach przebiegały rozliczne scenariusze z wpadnięciem pod to jadące metro na czele. Och jakże dłużyła się droga pomiędzy dwoma ostatnimi stacjami. Na dodatek jego telefon stracił zasięg i próżno było szukać jakiegokolwiek kontaktu z Moniką, czy też z innymi osobami.

   Ledwo wysiadł z pociągu, od razu rozpoczął gorączkowe dzwonienie do kobiety. Wyszedł z peronu, przeszedł przez bramki, później biegiem na schody ruchome, by jak najszybciej złapać sygnał. A kiedy już się pojawił, niezwłocznie zatelefonował.

   Ktoś odebrał.

   — Halo! Monika, słyszysz mnie! — Krzyczał, lecz z drugiej strony odpowiedział mu tylko szum, sam nie wiedział czego. Potem telefon się rozłączył.

   Sytuacja pogarszała się z minuty na minutę, a Kuba tylko bardziej pogrążał się w najczarniejszych scenariuszach. Dobrze wiedział, jak roztrzepany potrafił być jego przyjaciel. Na pewno wpadł pod cokolwiek poruszającego się na jezdni czy na szynach i teraz leży w ciężkim stanie w szpitalu. Mniejsza była obawa, że popełnił samobójstwo skacząc z Q22, ale gdy Kuba przeanalizował wszystko to, z czym wczoraj go zostawił, doszedł do wniosku, że Boguś mógł tak zareagować. Wszystko to rozpalało go do czerwoności, a świadomość, że stało się coś strasznego sprawiała, że szedł do przodu, taranując wszystko co popadnie niczym rowerzysta na swojej ścieżce.

ArtystkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz