W trattorii zrobiło się nieco ciszej. Część gości już wyszła, a ci którzy pozostali, prowadzili dyskretne rozmowy, co rusz spoglądając za okno na elegancki muranowski plac, gdzie o tej porze przejeżdżało wiele samochodów, biegało sporo osób, a małe dzieci pod opieką dorosłych szły na lody do pobliskiej kawiarni. Z błękitnego nieba pozostały jedynie strzępy, ale promienie słoneczne nadal znajdowały siłę przebicia i wdzierały się długimi pasami do restauracji, oślepiając ludzi siedzących przy oknie.
Właściciele zorientowali się, że sala robi się coraz to spokojniejsza, więc postanowili włączyć kawałek dobrej włoskiej muzyki. Żywiołowe nuty szybko obiegły gości i choć żaden z nich nie począł nagle tańczyć, to na ich ustach pojawił się uśmiech.
Kelner ściągnął z szafy butelkę czerwonego wina i podszedłszy do Kuby i Bogusia grzecznie zapytał, czy może im nalać tego wybornego trunku. Obydwaj jednak stwierdzili, że włoskie wino nie jest w ich guście i zdecydowanie wolą tokaj. Co prawda chętnie by się go napili, ale sądząc po cenach win w tej restauracji raczej nie byłoby ich na to stać. Oboje odetchnęli z ulgą, gdy kelner stwierdził, że nie posiadają węgierskiego wina. W odpowiedzi poprosili o rachunek i siedzieli przez chwile w milczeniu, wsłuchując się w południowe rytmy.
Łagodna tarantela wprawiła ich w pogodny nastrój, pozwalając zapomnieć o trudach ostatnich dni, o oszuście w pracy i poszukiwaniu nowej, a także o problemach ze znalezieniem natchnienia na nowy wiersz czy nową powieść. Oboje zamknęli oczy i słuchali skocznych dźwięków mandoliny, odchodząc myślami gdzieś bardzo daleko. Boguś znów widział dystyngowanych panów i szanowne damy, którzy wirowali gdzieś w oddali, rytmicznie tupiąc nogami i rozkładając szeroko ręce do przodu poruszali się w takt muzyki w jedną i drugą stronę.
Boguś rzadko oddawał się takiemu rozmarzeniu. Wolałby raczej sam uczestniczyć w tańcu, gdzie mógłby się trochę powygłupiać. Sam Kuba nie znał drugiego znajomego, który potrafiłby tak dowcipkować. Nieraz zdarzało się, że jemu bądź innym znajomym pogarszał się humor, tracili apetyt na zabawę i za żadne skarby świata nie dało się ich rozchmurzyć. Wtedy przychodził on i siedział u takiego delikwenta tak długo, aż ten drugi nie podniósł głowy, a przez jego usta nie przeleciał choć cień uśmiechu. Wtedy Boguś wstawał i oznajmiał, że terapia jest na dzisiaj skończona, bo za więcej czasu trzeba będzie zapłacić i przychodził następnego dnia, by ją dokończyć znów za darmo.
Lubił także, co już jego znajomym mniej się podobało, straszyć ich znienacka. Już wiele osób mówiło mu, żeby się od tego powstrzymał, lecz nie potrafił zmienić swojej natury. Co rusz Kuba dowiadywał się, że jakiejś dziewczynie położył pająka na kolanach, czy wkładał sztuczną mysz do torby, a chłopaków zachodził od tyłu i starał się przestraszyć jak najgłośniejszym wrzaskiem. Jakkolwiek jego znajomi byli dla niego arystokratami, on najlepiej czuł się w roli zabawiającego ich błazna.
Kuba szybciej wyrwał się z rozmyślania nad pięknem taranteli, wiedząc, że siedzący naprzeciw może w tym momencie już knuć coś za jego plecami. O dziwo siedział wciąż zasłuchany z zamkniętymi oczami.
- Pobudka! – Skorzystał z okazji i klasnął Bogusiowi prosto przed twarzą.
- Wiedziałem, że to zrobisz. Od zawsze lubiłeś straszyć innych.
- I kto to mówi!
- Niby co masz do mnie? Jestem jednym z najspokojniejszych ludzi na świecie. Powiedz mi, czy ja cię kiedykolwiek wystraszyłem?
Oboje wstrzymali oddech, po czym parsknęli śmiechem. Kilka osób obróciło się w ich stronę, co nieco zawstydziło Kubę. Zaczął nerwowo oglądać się za siebie, czy aby kelner nie nadchodził już z paragonem. Ale jego jak na złość nie było.
![](https://img.wattpad.com/cover/133825383-288-k796187.jpg)
CZYTASZ
Artystka
ActionCo byś zrobił, gdybyś mógł spotkać osobę twoich marzeń? I jak to w ogóle mogło się stać? Główny bohater staje przed taką zagadką. Czy uda mu się ją rozwiązać zanim ukochana zginie? Przeczytaj pasjonującą opowieść docenioną już przez wielu czytelnikó...