1. Rozdział

143 19 4
                                    

Ciągnęła dzielnie walizki po mokrych chodnikach campusu. Wiedziała, że na studiach nie będzie miała łatwo, ale nie spodziewała się, że pogoda będzie jej skutecznie utrudniała przeżycie już pierwszego dnia na uczelni. Ze wzrokiem wlepionym w ziemię wykonywała niezgrabne manewry, próbując wyminąć kałuże, co z tymi ogromnymi tobołami na kółkach nie należało do najłatwiejszych zadań. Ponadto biegający studenci w tą i z powrotem, jakby kompletnie nie przejmowali się urwaniem chmury, nie pozwalali jej się skupić na tym, co ją otacza i co powinna teraz zrobić. Nienawidziła niepotrzebnego zamieszania i krzyków, zresztą tak samo jak tłumów i starszych ludzi, którzy pchają wózek sklepowy takim tempem, jakby wtaczali przynajmniej syzyfowy głaz. 

Nagle jej uwagę przykuła grupa nastolatków zgromadzonych przed stojącą na środku dziedzińca tablicą informacyjną. "Może jest tam jakaś ważna rozpiska?", pomyślała, chwytając mocniej swoje walizki i ruszając w obranym przez siebie kierunku. 

Bingo. Na owej tablicy znalazła przydział pokojów. Ona dostała ten z numerem 513. Piąte piętro nie brzmiało tragicznie, biorąc pod uwagę, że w budynku przeznaczonym na akademik funkcjonowała winda. Greyia wydawała się być z siebie dumna. Spędziła tu zaledwie kilka minut, a już wiedziała, gdzie mieszka, a co za tym idzie - gdzie powinna się teraz udać. Już miała kierować się w stronę akademiku, którą wskazywał plan campusu z jego strony internetowej, kiedy usłyszała jak ktoś za nią się śmieje. Dlaczego miała wrażenie, że to ona jest powodem tego jakże dobrego humoru nieznajomej osoby? Momentalnie się odwróciła, a jej oczom ukazał się wysoki chłopak z dziko czerwonymi włosami. Siedział na ławce i mierzył ją wzrokiem w mało subtelny sposób.  Czarny kaptur od bluzy tylko w teorii miał chronić go przed deszczem , w praktyce wyglądało to już mniej kolorowo. 

- Ze mnie się śmiejesz? - zapytała sarkastycznie. Doskonale wiedziała, że z niej, ale chciała dać mu okazję się wytłumaczyć nim zwyzywa go w każdym możliwym języku. 

Chłopaka dobry humor nie opuszczał. Cały czas się zadziornie uśmiechał w kierunku dziewczyny, tak jakby nie planował odpowiedzieć na jej pytanie. Po dłuższej chwili ciszy miedzy nimi, postanowił się nad nią zlitować. 

- Najpierw musisz iść do przewodniczącego samorządu studenckiego i wpisać się na listę - odpowiedział jej dosyć spokojnym tonem. Mogłoby się wydawać, że tak naprawdę śmiał się z kogoś innego. Albo może z kimś go pomyliła? 

- Tak, pewnie. Mam lepsze rzeczy do roboty niż latanie z walizkami po całym campusie, aby wpisać się na listę, bo tak mi powiedział przypadkowy chłopak, który wygląda jakby dostał order uśmiechu - rzuciła na odchodne, całkowicie ignorując rady nieznajomego. 

*

Jak się okazało pogoda nie była dzisiaj jej jedynym wrogiem. Winda również nie pomagała jej w przetrwaniu, ponieważ postanowiła się popsuć. Dziewczyna ledwo powstrzymywała się przed wydaniem z siebie krzyku frustracji. W tym momencie wdrapanie się na piąte piętro z bagażami wydawało się dla niej czymś niewykonalnym. Nie zamierzała jednak nikogo prosić o pomoc, dlatego chwyciła za wszyte uchwyty walizek i ruszyła... Wiedziała, że będzie ciężko, ale nie zamierzała dać się pokonać głupim torbom i schodom. Zawsze mogła polecieć do matki do Londynu. Mogła, ale to była ostatnia rzecz jaką by chciała. 

Stała pod swoim pokojem, trzymając się za brzuch i próbując złapać oddech. Miała dobrą kondycję, ale kiedy biegała sama. W tym przypadku miała obciążenie, które ważyło najprawdopodobniej więcej od niej. Bała się, że mogła się nabawić przepukliny, ale nie zamierzała się skarżyć. Dała radę, była już na górze, nie mogła narzekać. 

Nacisnęła na klamkę od drzwi, jednak one ani drgnęły. 

- Nie, nie, nie, nie... - zaczęła powtarzać zdenerwowana. Nie miała kluczy, więc jak miała się dostać do pokoju? Czy w takim razie powinna zejść z tymi walizkami i zacząć szukać woźnej, dziekana, prezydenta... kogokolwiek, kto da jej klucze, aby wreszcie mogła się rozpakować i odpocząć?

- Tutaj mieszkasz? - Usłyszała kobiecy głos. Westchnęła ciężko i odwróciła głowę w stronę jego źródła. Tuż obok niej stała ciemnoskóra dziewczyna z czarnymi jak heban włosami. Miała na sobie zielony sweter i czarne dresy. Nie wyglądała jakby wróciła z dworu, więc musiała już się zadomowić w akademiku. Greyia jedynie kiwnęła głową. Była tak zła na samą siebie, że nie chciała wyładowywać swoich frustracji na nieznajomej. Kto wie, może tutaj wykłada? W czasach medycyny estetycznej, co druga profesor wygląda jakby ukończyła dopiero college. Z tego też powodu wolała nie ryzykować i psuć sobie opinii jeszcze przed rozpoczęciem zajęć. - Ja też. Jestem Kim, a ty pewnie to sklerotyczka, co zapomniała się wpisać na listę i odebrać swój klucz - powiedziała z uśmiechem i sięgnęła do kieszeni po swój komplet, aby po chwili otworzyć im drzwi. 

Czyli jednak tamten chłopak miał rację. Tylko dlaczego nie powiedział jej po co miałaby się wpisać na listę? Czy oglądanie zbłąkanych dziewczyn sprawiało mu przyjemność? Idiota. Wiedziała, że z tym typem na pewno się nie polubi. 

- Cześć, jestem Greyia. Wiesz może jak wygląda przewodniczący samorządu i gdzie mogę go znaleźć? - zapytała zmęczonym głosem, wprowadzając walizki do wnętrza pokoju. Jego jedna połowa została już zagospodarowana przez jej współlokatorkę, która postawiła na minimalizm. Na ścianie wisiały czarne rękawice bokserskie, kilka medali i portret dziewczyny narysowany węglem i oprawiony antyramą. 

- Ma na imię Nathaniel. Blondyn w granatowej marynarce. Siedzi pewnie w sali samorządu, to ta pierwsza po prawej przy portierni - odpowiedziała spokojnie i rzuciła się na swoje łóżko. - Popilnuję ci rzeczy, możesz śmiało do niego teraz iść - dodała po chwili. 

Dziewczyna podziękowała jej szybko i opuściła swój nowy dom. Zbiegła po schodach, chcąc jak najszybciej mieć wszystko z głowy. Chciała już przebrać się z mokrych ciuchów, usiąść na łóżku i szarpnąć za struny swojej gitary. Czy tak wiele chciała? Kierowała się zgodnie ze wskazówkami Kim i o dziwo, od razu znalazła salę samorządu. Spodziewała się wielkich tłumów, dlatego wielkim zaskoczeniem było dla niej, kiedy okazało się, że w kolejce przed nią stoją zaledwie dwie osoby.

- Greyia Debreu. Przyszłam odebrać klucze od swojego pokoju - powiedziała, gdy wreszcie nadeszła jej kolej. 

- Podaj mi jeszcze nazwę kierunku i wyciągnij jakiś dokument ze zdjęciem. - Ton chłopaka wskazywał na to, że jest już znudzony i zmęczony. Nie dziwiła mu się ani trochę. W końcu była pewnie tysięczną osobą, która chciała tego samego. Z pewnością cieszył się, że była ona ostatnią osobą w niekończącej się kolejce.  

- Ekonomiczna analiza prawa - odpowiedziała i zaczęła szukać w swojej torbie typu chlebak portfela. Jak każdy, to właśnie w nim trzymała wszystkie swoje dokumenty, tak samo jak milion paragonów i innych niepotrzebnych papierków. Ale w końcu się udało. - Pro... - zaczęła, podając Nathanielowi swój dowód. Nie dokończyła jednak, bo z jej przemoczonego rękawa uciekło kilka kropel wprost na leżące nieopodal wydrukowane wnioski. 

Chłopak westchnął ciężko, biorąc od dziewczyny dowód, aby móc znaleźć ją na liście i wręczyć odpowiedni klucz do pokoju. - Nie przejmuj się tymi papierami - powiedział spokojnie i po chwili podniósł wzrok, a na jego ustach zagościł delikatny uśmiech. - Ten dzień przynajmniej miło się skończy - dodał jeszcze, a następnie wręczył oszołomionej dziewczynie pęk kluczy, niby niechcący muskając palcami delikatną skórę jej dłoni. 

~*~

Cześć robaczki! Jest pierwszy rozdział, mam nadzieję, że przypadł Wam do gustu, bo ja jestem z niego bardzo zadowolona. Może to dlatego, że dochodzi 3 w nocy, a ja napisałam dziś jeszcze rozdział do opowiadania związanego z Eldaryą. 

Dziękuję Wam bardzo za pozytywny odzew pod prologiem. Motywujecie jak nikt inny! Liczę, że zostaniecie ze mną do końca! 

Pozdrawiam!

Shay

Dziewczyna z gitarąWhere stories live. Discover now