5. Domowy Poradnik Umierania

819 19 2
                                    

(((01.10.2011)))


Robiłem to wielokrotnie. Za każdym razem w inny sposób i w innych okolicznościach, ale skutek jest ten sam. Dlaczego to robiłem? Sam chciałbym to wiedzieć. Zna ktoś odpowiedź? Nikt? Cholera... Robię to i zapewne nadal będę to robić, by zapomnieć. O niej, o wszystkich doświadczeniach związanych z jej osobą. Staram się nawet nie mówić o niej po imieniu, bo wiem, że mój dopiero co odbudowany spokój zostałby zburzony jak domek z kart. Samo jej wspomnienie wywołuje w moim ciele tępy ból i wiem, że dzisiejszego wieczora znów będę pić.
Wiem, doskonale że rano będę umierać, ale zdaje sobie również sprawę, że to jedyny sposób by nie myśleć. Czy ja żyję?

Ja nie żyję.

Ja wegetuję.

Usycham.

Umieram.

Tak, właśnie.

Umieram z tęsknoty do niej, ale wiem, że ona już nie wróci. Nie zobaczę jej uśmiechu. Nie będę słyszeć jej wrzasków, by po chwili poczuć jej wspaniałe aksamitne usta na swoich. Był to jedyny sposób by ją uciszyć i nie wywołać kłótni. Dlaczego? Dlatego, że odeszła ode mnie. Na zawsze. Raz przebaczyła, a ja popełniłem ten sam błąd co wiele lat temu. Tylko wtedy mi wybaczyła moje szczeniackie odzywki, a ja odżyłem. Urodziłem się na nowo, niczym Feniks z popiołów.

Wielokrotnie myślałem, aby zakończyć to co i tak jest beznadziejne, ale za każdym razem widzę przed oczyma jej oczy i usta, które mówią jedno jedyne słowo. Czasem dwa, ale nie są to TE upragnione słowa.

Jesteś tchórzem.

Nie jestem... chociaż... Może jednak nim jestem? Przecież robiąc to, uciekam od przeszłości, tak? Dlaczego muszę walczyć z moim sumieniem? Może ja nie chcę? Czy jednak chcę?

T C H Ó R Z.

Znów ją słyszę, chociaż wiem, że jej tu nie ma nigdzie w pobliżu. Nie może być, gdyż jest daleko. Nie wiem nawet gdzie. Przestałem już dawno jej szukać, ale ja nadal...

umieram

Bez jej oddechu, uśmiechu, krzyku, roziskrzonych oczu, śmiechu na całe gardło, wyzwisk kierowanych do mojej osoby, gdy zrobiłem coś źle. Po prostu... bez niej. Jest mi źle. Więc pije. Pije, bo nie chce myśleć. Chociaż przez chwilę. Pragnę zapomnieć o wszystkich rzeczach, które łączą ją i mnie. Ja już

nie chcę umierać.

Chce żyć, ale wiem, że to niemożliwe. Wszędzie widzę jej obecność.

W kuchni, gdzie przyrządzała swoje niebiańskie potrawy,

W łazience, gdzie razem braliśmy kąpiele,

W sypialni, gdzie działy się lepsze rzeczy niż na nie jednym filmie dla dorosłych,

W salonie, gdzie wszystkie meble, sama własnoręcznie ustawiałaś „po swojemu",

W... moim sercu, gdzie widnieje wielka czarna dziura.

Wiem, kurwa, wiem. Zdaję sobie sprawę, że to przez moją własną głupotę umieram. Mogłem się wtedy nie odezwać, przemilczeć moją idiotyczną uwagę. A tak? Powiedziałem o parę słów za dużo i teraz muszę sam z siebie doprowadzić się do stanu używalności – ale jak? Jak mam to robić, kiedy ktoś na kim mi zależy odszedł? To ona odkryła, że mam uczucia. Że pod moją skorupką kryje się, coś więcej niż cynizm i antypatia. Coś co ludzie nazywają „uczucia". Ale ja już nie mam uczuć i nie będę mieć. Jestem sceptykiem. A może... stałem się nim?

Wciąż pamiętam naszą kłótnię, przez którą wszystko zostało skończone...

- I wtedy gdy już weźmiemy ślub, zaraz potem będziemy mieć dziecko, prawda? – Spojrzała na mnie uśmiechając się radośnie. Ale zaraz, jakie dziecko, do cholery?! Nie chce, żadnego bachora!

- Nie, skarbie. Żadnych wrzeszczących bachorów. Takie to-to tylko płacze, śpi, śmierdzi, wrzeszczy, je, płacze, śpi... Zresztą kto by tam chciał, zrobić właśnie Tobie smarkacza? Weź ty się w ogóle zastanów, jesteś przecież zwykłą szlamą! – Warknąłem na nią.

Dlaczego nie zauważyłem, jej wielkich, czekoladowych oczu, które patrzą na mnie z szokiem. Po chwili zdałem sobie sprawę co tak naprawdę powiedziałem, ale nie zdążyłem powiedzieć, że nie to chciałem powiedzieć. Poczułem na mej twarzy piekący ból i ujrzałem na mej dłoni JEJ pierścionek zaręczynowy. Widziałem w jej oczach łzy, słyszałem jak jej głos drży, gdy powiedziała:

- Ty NIC się nie zmieniłeś!

Jednak słowa zaprzeczania ugrzęzły mi w gardle.

To był ostatni raz gdy ją widziałem.

Moje, życie nigdy nie było usłane różami, ale miałem przecież ją, prawda? Moje własne światełko w tunelu, które teraz przedwcześnie zgasło, więc i ja umieram. Chciałbym cię nienawidzić... Chcę cie nienawidzić... Próbuję. Byłoby mi o wiele łatwiej, gdybym mógł cię wyrzucić z moich myśli, serca... A gdy już myślę, że cię nienawidzę, dzieje się coś co burzy ten delikatny stan, i znów kocham cię, słyszysz? Będę cie kochał, chociaż bym miał za chwilę położyć się i już nie wstać.

Nigdy, rozumiesz?

Kocham cię, kurwa! KOCHAM.

Tylko ty tego nie widzisz. Nie słyszysz. Nie czujesz.

Więc ja umieram. Bez ciebie. Samotnie...

Przepraszam.

Za... wszystko.

one-shoty || dramioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz