2 lata wcześniej
Sky Sailor
Podciągnęłam nogi pod brodę i zaczęłam się modlić. Niewielka cząstka mnie pozwoliła sobie, by wiara dała mi siłę, której w obecnej sytuacji potrzebowałam. Wgłębiłam się mocniej w krzywiznę ściany i próbowałam uspokoić rozszalałe serce. Jeszcze chwila. Dosłownie kilka sekund. Wtedy będę bezpieczna. Nie musiałam wyglądać zza prowizorycznej kryjówki, by wiedzieć, że nie jestem w tym pomieszczeniu sama. Spoglądnęłam na drzwi po przeciwnej stronie i uspokoiłam się delikatnie widząc brata obserwującego ową istotę, z którą znalazłam się w jednym pokoju. Prawą ręką dawał mi sygnały. Przygotowywałam się na ten ostateczny. Widząc znak rzuciłam się biegiem wzdłuż kuchni, nawet nie spoglądając na boki. Wpadłam na korytarz i razem z blondynem wpadliśmy w wir szaleńczego biegu do schronu.
- Nic ci nie jest? - zapytał nastolatek, pomagając mi przeskoczyć przez mur.
- Nic.
Miałam tylko nadzieję, że rodzicom również się udało. Powodem dla którego wszyscy opuściliśmy schron było wyczerpanie zapasów. Rodzice przez długi czas upierali się, byśmy zdali się na nich i samodzielnie nie wychodzili na powierzchnię, lecz nie pozwolilibyśmy ryzykować im wyprawy zarówno po leki jak i jedzenie.
Odetchnęłam z ulgą na widok umówionego miejsca, ponieważ moja kondycja nie należała do najlepszych, a podczas epidemii nie miałam sposobności, by ją poprawić. Pochyliłam się, starając uspokoić oddech.
- Gdzie rodzice? - spytałam, unosząc głowę i widząc zdenerwowanego Luke'a.
- Spokojnie, zaraz będą.
Oni już powinni tu być - podpowiedziała mi moja podświadomość.
Po chwili rzeczywiście byli. Ale nie sami. Tuż za nimi biegło stado nowo-zarażonych, których bodziec nie pozbawia zdolności szybkiego poruszania się.
- Do schronu! Szybko!
Luke nie zastanawiał się dwa razy tylko gwałtownie obrócił mnie szarpnięciem za łokieć i zmusił do ponownego biegu. Schron znajdował się dwie ulice dalej, więc wystarczyło tylko...dosłownie tuż obok nas pojawiła się rozgorączkowana kobieta, która krzycząc niemiłosiernie uciekała przed drugą, jeszcze większą hordą. Jej przerażenie, kiedy dopadł ją najszybszy z nich było tak rozrywające, że przez chwilę utraciłam kontakt z rzeczywistością.
- Odcięły nam drogę - szepnął Luke, zamierając, kiedy oczy żywych trupów, które nie mogły przebić się przez inne, by pożywić się kobietą, napotkały nas.
- Na dach! - krzyczał tata, doganiając nas.
Skręciliśmy w boczną uliczkę, kierując się wprost ku jednorodzinnemu domowi.
- Drabina, Sky. Szybko!
Nie trzeba było długo mnie namawiać, bym już po chwili znalazła się na dachu niewielkiego budynku. Luke był tuż za mną, kiedy drabina się poluzowała, a blondyn stracił równowagę. Z przerażeniem rzuciłam się na skraj i złapałam go za bluzę. Drabina wisiała teraz na jednym haku. Odetchnęłam z ulgi, kiedy zajął miejsce obok mnie. Ponowne przerażenie dopadło mnie, kiedy zorientowałam się, że rodziców nigdzie nie ma. Jak to możliwe? Przecież biegli dosłownie za nami!
Po pełnym napięcia momencie wyłonili się zza rogu i gorączkowo zaczęli szukać nas wzrokiem.
- Tutaj!
Mama zauważyła nas pierwsza. Kiedy podbiegała do drabiny zauważyłam, że utyka na lewą nogę. Tato był tuż za nią, kiedy zarażony dosłownie wyszarpał go z drabiny i przerzucił między siebie i pozostałych.
Nie wiem jak długo krzyczałam. Nie wiem czy to mój głos był na tyle donośny czy dopiero kulminacja trzech zdołała utworzyć taką mieszankę. Wpatrywałam się w to jak rozszarpywane jest ciało mojego rodziciela. Wstrząsnęły mną torsje, kiedy jeden z nich wyrwał mu flaki i z zadowoleniem zabrał się za ich konsumowanie. Krew oblepiała go całego, a flaki rozerwały się, kiedy zaczął za nie szarpać inny truposz, domagający się równego podziału.
- Mamo! Chodź! - krzyczał Luke. Ona bowiem przystała w połowie drogi i zamarła. Dopiero jego krzyk otrząsnął ją z tego stanu. Drżała, jednak wspinała się coraz wyżej...do czasu aż drabina nie osunęła się ze ściany całkowicie.
By później zrzucić ją prosto w paszcze kolejno nadchodzących zombie.
CZYTASZ
Death is Freedom
Teen FictionZiemie ogarnęły ciemności. Wszystko, co znaliśmy i kochaliśmy spłonęło, strawione przez płomienie epidemii. Teraz pozostaje nam tylko walka o lepsze jutro. A właściwie o to, by jutro w ogóle nastąpiło. Sky i Luke przeżyli. Pozostawiają za sobą dwa...