1

54 5 0
                                    

teraźniejszość

Sky Sailor 

Stanęłam na wyznaczonej linii z kilkoma nożami obosiecznymi w dłoni. Niesforne kosmyki, które oswobodziły się z wcześniej związanego kucyka, przyklejały mi się do czoła. Wzięłam głęboki wdech i rzuciłam nożem prosto przed siebie. Wbił się w klatkę piersiową ustawionego przede mną manekina. Zmieniłam rozstaw nóg, wykonując ponowny rzut. Gardło. Uśmiechnęłam się pod nosem. Ostatni z noży utkwił w głowie kukły. 

- Nieźle - usłyszałam głos za plecami. Odwróciłam się gwałtownie po to, by ujrzeć blond czuprynę przemykającą w moim kierunku.

 - John? Co ty tu robisz? Jest przecież... - spojrzałam na zegarek i omal nie przeklęłam swojej potrzeby wykonania dodatkowych okrążeń.

- Piętnaście po szóstej - dokończył za mnie blondyn - Jeśli nie będziesz kontrolować czasu Luke dowie się, że korzystasz z salki bez jego pozwolenia i nie tylko ty będziesz miała przesrane.

Przewróciłam oczami i usiadłam na materacu, próbując rozmasować mięśnie, na których skupiłam się podczas treningu.

- Nie rozumiem jego postawy wobec mnie - wyrzuciłam, kiedy chłopak zaczął przygotowywać salę na trening pozostałych osób z obozu. - Nie mogę ćwiczyć dodatkowo, nie mogę brać udziału w nocnych zwiadach. Cały czas on i jego chora potrzeba chronienia mnie.

John był jednym z trenerów, z którym utrzymywałam przyjacielskie stosunki. On jedyny rozumiał jak na człowieka działa wieczne zamknięcie. Luke starając się mnie "chronić" odciął mnie od każdego niebezpieczeństwa równocześnie zamykając w obozie. Cudem było to, że kilka razy wzięłam udział w niewiele znaczących, dziennych zwiadach.

- Martwi się o ciebie - brązowooki przyklęknął naprzeciw mnie i złapał za kostki u nóg, ściągając z materaca i podsuwając pod swoje ciało. Usiadł na moim brzuchu i złożył delikatny pocałunek na moim czole. Uśmiechnęłam się pod nosem i odepchnęłam go od siebie.

Nie byliśmy w związku. Zdarzało nam się ze sobą przespać tylko wtedy, kiedy potrzebowaliśmy rozładowania emocji. To, że w świecie ogarniętym epidemią natłok emocji jest codziennością, nie jest moją winą.

- Dzisiaj go przekonam - wyplątałam się spod jego ciała i skierowałam prosto do drzwi. 

- Przyjdź wieczorem - rzucił na odchodne. - Poćwiczymy walkę wręcz.

Kiwnęłam głową na znak zgody i delikatnie zamknęłam drzwi od sali, rozglądając się na boki w celu utwierdzenia, że oprócz mnie, na korytarzu nie ma nikogo innego.

Kiedy wróciłam do pokoju, zastałam w nim już rozbudzoną Paige. Płynnym ruchem ściągnęłam przepocone ubranie bez jakiegokolwiek poczucia wstydu. Widząc mozolne ruchy brunetki, westchnęłam ciężko.

Nigdy za nią nie przepadałam, a kontakt jaki ze sobą utrzymywałyśmy ograniczał się do kilku, niekoniecznie wylewnych dialogów dziennie. Tym razem bardzo pasowało mi to, że najwidoczniej nie miała zamiaru wypytywać mnie o rzeczy, na które nie miałam ochoty udzielać odpowiedzi. Wciągnęłam na siebie moje standardowe ubranie i nie oglądając się na to czy brunetka ma zamiar w ogóle wstać z łóżka, wyszłam na korytarz.

Większość obozu była już na nogach, przygotowując się do wykonywania swoich zwyczajowych obowiązków. Każdy miał świadomość tego, że dobrze prosperujący obóz to wkład wszystkich osób do niego należących. Robiąc to, co do nich należy zmniejszają ryzyko niepotrzebnych zamieszek.

Nie, żeby od początku panował taki stan rzeczy. Cały obóz znajdował się na terenie hotelu, który jako jeden z niewielu nie uległ całkowitemu spustoszeniu po epidemii. Kiedy zdecydowaliśmy się przenieść ludzi w to miejsce, najpierw trzeba było dokładnie wszystko sprawdzić oraz wykonać dodatkowe zabezpieczenia. Przetransportowanie zaopatrzenia z wcześniejszego obozu, jeśli mogłabym to w ogóle nazwać obozem, również nie należało do rzeczy najłatwiejszych. W ogólnym rozrachunku przed największym wyzwaniem stanęliśmy wtedy, kiedy przystąpiliśmy do zorganizowania ludzi w nowym miejscu. Jedna część była zbyt przestraszona, by zacząć normalnie funkcjonować, a druga nie wykazywała chęci do współpracy. Wynikło z tego wiele nieprzyjemnych konfliktów, po których większość wolała powrót do dawnego przytułku. Kto przypuszczałby, że na przestrzeni lat rozrośnie się to do takich rozmiarów?

Death is FreedomOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz