Sky Sailor
Siedziałam nad planami kanalizacji miejskiej tępo wpatrując się w jeden punkt na mapie pochłoniętej zawijasami i wszelkimi rozgałęzieniami dróg. Byłam zirytowana ogólną sytuacją w obozie przez co nie mogłam porządnie skupić się na tym, co robiłam. Kochałam Luke, ale jego humorki doprowadzały mnie na skraj wytrzymałości. Zatajał przede mną wiele spraw, co pozostawało mnie w stanie nieświadomości, która w obecnym świecie często bywała zabójcza. Kiedy staramy się chronić drugiego człowieka podejmujemy wszelkie ku temu kroki, nawet jeśli mają ściągnąć nas w dół. Jest to rodzaj miłości, w której zależy nam na dobrze bliskiego bardziej niż na naszym. Szybko jednak z niewinnej potrzeby opieki może stworzyć się coś, czego ta druga osoba nie jest w stanie znieść. Tak było w naszym przypadku. Czułam się więźniem tego obozu. Być może wielu osobom pasowałoby to, że trzymają się ściśle wygraniczonych obowiązków, a jedyne niebezpieczeństwo jakie na nich czyha to upadek ze schodów i nabawienie się kilku siniaków. Natomiast ja za wszelką cenę chciałam bronić tych ludzi, którzy sami nie mogli tego zrobić. Nie chciałam się bać. Nigdy.
Rozciągnęłam się na krześle i wymasowałam skronie. Bóle głowy towarzyszyły mi odkąd opuściłam skrzydło szpitalne. Co prawda nie były tak dotkliwe jak kilka godzin temu, jednak dość skutecznie utrudniały codzienne funkcjonowanie. Za żadne skarby nie potrafiłam zlokalizować miejsca ze snu, a nawet przypuścić, gdzie mniej więcej mogłoby się znajdować. Przez chwilę naprawdę żałowałam, że zawczasu, kiedy w kanałach nie roiło się jeszcze od Łowców, rozkładających zwłok i masy szczurów, nie robiłam sobie wycieczek krajoznawczych. Z pewnością nie siedziałabym teraz, nie wiedząc czego tak naprawdę szukać. Starałam wywrzeć nacisk na jak najwięcej szczegółów snu, ale w ogólnym rozrachunku był on tylko przebłyskiem, pewnym elementem o wiele bardziej złożonej układanki, w której teraz nie mogłam się połapać. W dodatku nie mogłam mieć stuprocentowej pewności, że nie jest to tylko wymysł mojej wyobraźni. Mama zawsze uczyła mnie tego, że jeśli w twoim życiu dzieję się coś, czego nie jesteś w stanie zrozumieć - musisz to sprawdzić. Bynajmniej po to, by mieć pewność, że nie jest to nic, co mogłoby wyrządzić ci krzywdę. Z tego względu nie potrafiłam oderwać się od mapy i tak po prostu odpuścić.
Odetchnęłam ciężko i policzyłam do dziesięciu, wpatrując się w popękany sufit kantorka, który służył nam jako miejsce do naradzania względem jakichkolwiek misji. Spróbuj jeszcze raz, może coś rzuci ci się w oczy - podpowiadał mój umysł. Resztkami silnej woli po raz kolejny spojrzałam na mapę. Fakt. Tym razem była jakby...przejrzystsza? Skupiłam się na małym zagłębieniu wychodzącym z długiego tunelu i zamykającym się zaraz za nim. W tym miejscu tunel rozgałęział się na kilka odnóg, jednak wszystkie oznaczone były czerwonymi krzyżykami.
- Te tunele zawaliły się kilka dni przed epidemią - usłyszałam za sobą i delikatnie drgnęłam na krześle. Przywykłam do ciszy tu panującej i jakiekolwiek gwałtowne jej zakłócenie powodowało ten bezwarunkowy odruch.
Kenji przysunął sobie krzesło dokładnie naprzeciw, oparciem do stołu i usiadł na nim okrakiem. Dokładnie przyjrzał się mapie prawdopodobnie próbując zrozumieć, dlaczego właściwie interesuję mnie miejska kanalizacja. Był cholernie ambitny, co w obecnej sytuacji nie było mi na rękę. Trzeba było zamknąć drzwi zanim zaczęłaś się tym zajmować. Nie odzywał się dłuższą chwilę, by później uraczyć mnie krótkim spojrzeniem i tym typowym dla niego uśmieszkiem.
- A może powinienem spytać, dlaczego ślęczysz nad tymi mapami zamiast dostarczać ci cennych wiadomości? - rzuciłam mu zirytowane spojrzenie i poprawiłam się na krześle, czując, że jeszcze chwila, a całkowicie się z niego zsunę.
- Chyba mamy inne pojęcie cennych wiadomości.
- Możliwe.
Jego kruczoczarne włosy były w całkowitym nieładzie, a chłopak nawet jak na swoją jasną karnację wydawał się stosunkowo zbyt blady. Śmiało mogłabym powiedzieć, że nie spał co najmniej tydzień. Wyglądał jakby dopiero co powstał z martwych. To, że miał dokładnie zabandażowaną nogę również nie uszło mojej uwadze. Przez myśl przemknęły mi wydarzenia z wczorajszego dnia. Teoretycznie nie byłam mu nic winna. Tak jak on mi. Jednak widząc go w takim stanie, poczułam wewnętrzną ochotę przeproszenia go chociażby za to, co zrobił mu Luke. Mimo tego siedziałam cicho, dokładnie monitorując każdy jego ruch.
CZYTASZ
Death is Freedom
Novela JuvenilZiemie ogarnęły ciemności. Wszystko, co znaliśmy i kochaliśmy spłonęło, strawione przez płomienie epidemii. Teraz pozostaje nam tylko walka o lepsze jutro. A właściwie o to, by jutro w ogóle nastąpiło. Sky i Luke przeżyli. Pozostawiają za sobą dwa...