Prolog

3K 206 44
                                    

Lauren POV

Trzy lata. Trzydzieści sześć miesięcy. Sto pięćdziesiąt sześć tygodni. Tysiąc dziewięćdziesiąt pięć dni.

Tyle czasu siedzę w zakładzie karnym za napaści i handel bronią. Tyle czasu nie widziałam Camili. Tyle czasu nie mogę przestać o niej myśleć. Tyle czasu okaleczam swoje ciało z bezsilności. Tyle czasu biorę narkotyki.

Stoczyłam się na samo dno. Bez niej to nie było to samo. Każdy mój dzień wypełniony był monotonią, która doprowadzała normalnego człowieka do obłędu, a czas spędzany w izolatce za karę tylko to przyspieszał. Czy mi odbiło? Może trochę. Ale nie na tyle, aby zakładać mi kaftan bezpieczeństwa i zamykać u czubków. Jeszcze nie. Od trzech pieprzonych lat piszę do Camili listy, których nigdy nie wysyłam. Trzymam je pod swoim materacem w razie, gdyby komuś zachciało się grzebać w mojej szafce i bezprawnie zajebać mi te koperty. Kobiety są tu różne. Nigdy tak naprawdę nie wiesz na kogo trafisz, ale jeśli dobrze się ustawisz, to masz lżejszy pobyt w tym miejscu. Jeżeli na samym początku pozwolisz sobą pomiatać, skończy się na twoim samobójstwie, bo gnębiciele wyssą z ciebie każdy promyk nadziei na lepsze życie.

Przez cały ten czas przychodziła do mnie Dinah i opowiadała co u mojej Camz. Mówiła, że urodziła się dziewczyna, którą Camila nazwała Michelle, bo podobało jej się to imię i chciała mieć jakąś cząstkę mnie przy nich. Hansen powtarzała jak bardzo za mną tęskni i tylko czeka, aż stąd wyjdę, żeby zacząć wszystko od nowa w naszym mieszkaniu z córką. Jednak Camili nie widziałam od dnia aresztowania. Kazałam jej tutaj nie przychodzić ze względu na jej bezpieczeństwo. Jej i Michelle. Były dla mnie zbyt ważne, aby je na to narażać i nigdy bym sobie tego nie wybaczyła, jakby przeze mnie ucierpiały.

Jutro wychodzę na wolność. W końcu będę mogła poczuć się jak normalny człowiek i w pełni praw. Będę mogła wychodzić na spacer, kiedy mi się zachce, robić sama zakupy, gotować, oglądać telewizję i zasypiać wtulona w moją miłość z poczuciem bezpieczeństwa.

-Obchód!

Głos strażnika rozniósł się po całym bloku jak co wieczór. Wtedy sprawdzane były nasze cele, które dzieliły po trzy kobiety i obecność każdego więźnia.

Naczelnik przeszedł się po całym korytarzu z licznikiem w dłoni i klikał za każdym razem, gdy doliczał kolejną osobę. Za nim szło ośmiu strażników, którzy sprawdzali stan cel i obecność opcjonalnej kontrabandy, za którą mogłaś trafić do karceru na tydzień. Jedyne nielegalne przedmioty, które miałam to żyletka, paczka fajek i woreczek z kokainą, które zawsze chowam za odpadającym kafelkiem w ścianie za szafką. Miałam to szczęście, że nikt mnie jeszcze na tym nie przyłapał i modliłam się, żeby tak zostało, bo nie miałam zamiaru odbywać kolejnej odsiadki, gdy byłam tak blisko końca.

-Wracać do cel!

Weszłam do swojego „apartamentu" i ułożyłam na pryczy pod ścianą. Po drugiej stronie stało piętrowe łóżko, które dzieliły moje współlokatorki. Alex i Jessica. Obie siedziały za handel narkotykami i drobne kradzieże. O dziwo dobrze się z nimi dogadywałam. Nadawałyśmy na tych samych falach, co było dużym ułatwieniem w pobycie tutaj.

-Jutro wychodzisz?- spytała Jess, kiedy położyła się na górnej części łóżka.

-Yup- uśmiechnęłam się.

-Bez ciebie będzie tu nudno- westchnęła Alex- Z kim będziemy podrzucać zdechłe karaluchy do kanapek innym więźniarkom?

-Przypomnijcie mi ile wam zostało?

-Miesiąc- odrzekły równocześnie.

-To przeżyjecie. Ja nie mam zamiaru zagrzewać tu miejsca na dłużej, niż musiałam do tej pory- pokręciłam głową i wlepiłam wzrok w sufit.

-Wracasz do tej swojej Camili?

-Mam nadzieję. Tak się za nią stęskniłam.

-A jak maluch?- zapytała Amanda.

-Dobrze. Dinah wspominała, że ładne już chodzi i wyjątkowo dobrze mówi, jak na swój wiek.

-Prawie trzy latka, huh?- uśmiechnęła się Alex.

-Taa. Chciałabym już ją zobaczyć, wziąć na ręce i przytulić. I obu powiedzieć, jak bardzo je kocham- mój uśmiech się poszerzył.

-Na pewno na to czekają. Będziesz idealna w roli matki.

-Dzięki. Tylko muszę odstawić te dragi i żyletki.

-Z czasem zapomnisz, że w ogóle po nie sięgałaś- pocieszała mnie Amanda.

-Może i racja. Ale teraz jeszcze dużo pracy przede mną.

-Więźniarki, cisza!- krzyknął strażnik.

-Dobra, laski. Chodźcie spać, zanim ten stary cwel się przypierdoli i każe nas zamknąć w izolatce za „zakłócanie ciszy nocnej"- prychnęła Alex.

-Racja. Dobranoc dziewczyny- ziewnęłam i przekręciłam się na bok.

-Branoc!

-Dobranoc.

Ułożyłam się wygodnie na pryczy i zamknęłam oczy z uśmiechem na ustach. Jutro wracam do rzeczywistości. Do domu. Czyli tam, gdzie jest moje miejsce.

Wracam do niej...

______________________

Prolog! Kto się cieszy, łapka w górę!! ^^

Co sądzicie o takim wstępie?

Mam nadzieję, że się podobało. ^^

Do następnego!

Save Me | Camren [PL]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz