Godzina 20:30...
Victoria's pov
Gdy na zegarku pojawiła się dwudziesta, zamknęłam kawiarnię. Wykonałam dokładnie te same czynności, które wskazała mi Scarlett. Zgasiłam też światła na zewnątrz i ruszyłam przed siebie, ponieważ zaparkowałam samochód na prostopadłej ulicy. Założyłam słuchawki i włączyłam swoją playlistę.
Kiedy do pokonania zostało mi dosłownie kilka metrów, doznałam nieprzyjemnego wrażenia, że ktoś za mną idzie.
Nie myliłam się.
Odwróciłam się i zobaczyłam tego samego mężczyznę, którego spotkałam w kawiarni. Miał na sobie ten sam, czarny garnitur. Rozejrzałam się dookoła, lecz ulice były puste. Brak kogokolwiek do pomocy.
— No witam. — uśmiechnął się szatańsko — Chyba nie powinnaś wracać sama o tej porze, co? Odwiozę cię. — zbliżył się do mnie, chcąc ująć moją rękę, jednak ja reagując od razu, cofnęłam się. Uderzyłam o coś twardego. To była ściana innego budynku. Jeszcze ciepła; nagrzana od słońca.
— Nie, dziękuję. Jestem samochodem. — odrzuciłam propozycję nieznajomego. Chciałam odejść ale w tym samym momencie on złapał mnie za ramię i pchnął z dużą siłą z powrotem na ścianę. Jęknęłam z bólu, gdy moje plecy spotkały się ze skamieniałą powierzchnią.
Brunet zachichotał mrożącym krew w żyłach głosem. Nabrałam do płuc powietrza, gdy ten ponownie się zbliżył i wyciągnął dłoń w moją stronę.
— Czego chcesz? — spytałam lekko drżącym głosem.
Nie odpowiedział. Opuszkami palców przejechał po moim policzku, dokładnie skanując swoim żarliwym spojrzeniem moją twarz. Potem chwycił kosmyk moich włosów i zawinął go na palec. Ogromnie się bałam, ale nie pozwoliłam na to, by to zobaczył.
Wtedy westchnął i jeszcze bardziej przysunął swą twarz.
— On na ciebie nie zasługuje. — mruknął.
Kto? Kto na mnie nie zasługuje?
Zmarszczyłam oczy. O co chodziło?
— Och, rozumiem. — parsknął — Ty nic nie wiesz? Twój chłoptaś wpakował mnie do psychiatryka. Cóż, szczęście, że dałem radę uciec.
— Ja nie... nie... — jąkałam się, nie mogąc zrozumieć, o co mu chodziło — Ja nie wiem, o czym mówisz.
Serce waliło mi jak młot wielki i potężny. Czy to był kolejny początek końca? Czy to tylko uliczny bandyta, który po prostu pomylił mnie z jakąś dziewczyną, żądając zemsty?
Mężczyzna westchnął widocznie zirytowany moją postawą, lecz to nie była moja wina, że nie potrafił konkretnie wyjaśnić swojego problemu.
— Może jaśniej — zacisnął zęby — Aaron Carter. Mówi ci coś to nazwisko?
Słysząc jego słowa, spuściłam wzrok. Miałam wrażenie, że zaraz zacznę płakać. Znów zostało przywołane jego imię, a ja znów zostałam złamana. W każdym znaczeniu.
— Muszę cię rozczarować — powiedziałam stanowczo, patrząc na niego, jakbym mogła ciskać piorunami samym spojrzeniem — ale Carter nie żyje. Już od ponad roku. Więc zejdź mi z drogi i pozwól wrócić do domu.
Wtedy wyminęłam go powoli i zaczęłam iść przed siebie, mając nadzieję, że ten typ da mi spokój.
Nic bardziej mylnego.
Brunet złapał mnie za ramię, co zmusiło mnie dogwałtownego zatrzymania. Zacisnął swą pięść tak mocno, że jęknęłam z bólu; nasto procent zostanie tam wielki siniak.
CZYTASZ
The Reason 2 : This Might Hurt.
Ficção AdolescenteKazałeś mi iść do diabła? Pozwól, że zabiorę ze sobą cały twój świat. _____________________ ©OliviaShane 2023