Małe znaczące gesty

28 3 3
                                    

Jesień w pewnym sensie jest najpiękniejszą z pór roku. Przynajmniej dla mnie. Wzbudza we mnie wiele uczuć, często jest to smutek, ale kojący. Jesienią kolory wpływają na moją duszę uspokajająco. Często, gdy czuje się źle to lubię popatrzeć na drzewa. Takie puste, bezbronne, nagie. 
Prawie jak ja. 

- Esther, co u Ciebie? - Pani Willson mimo widocznego zmęczenia nadal była uśmiechnięta. Jej praca jest bardzo trudna, jak każdego pracującego tu człowieka zresztą. Po zadaniu pytania zauważyłam jak przymyka oczy, najwyraźniej przypominając sobie, że jej nie odpowiem. Zrobiło jej się głupio zwyczajnie. 
- Przepraszam, skarbie. Jestem zmęczona - usiadła na krześle obok mojego łóżka na którym siedziałam oparta o ścianę, z wyprostowanymi nogami. Jej twarz rzeczywiście była inna. Oczy bardziej podkrążone niż zwykle, usta spierzchnięte, włosy związane w niedbałego koka, paznokcie niepomalowane (co u niej było niemożliwością). 

- Chciałabym z Tobą porozmawiać, ponieważ wyglądasz na najzdrowszą i najbardziej wyrozumiałą oraz godną zaufania osobą. Szkoda tylko, że boisz się przemówić. Wiem, że jesteś zdrowa, Esther. Rozmawiałam z Blaisem na Twój temat, mam nadzieję, że nie czujesz się urażona, że rozmawiam z kimś innym o Tobie? - spojrzała na mnie wyczekująco. Kiedy pokręciłam przecząco głową, kontynuowała - Blaise, podobnie jak ja i wiele innych osób uważamy, że z Tobą jest wszystko w porządku. Dodatkowo Blaise twierdzi, że nie mówisz, ponieważ coś ukrywasz i boisz się, że kiedy prawda wyjdzie na jaw to stanie się z Tobą coś strasznego. Nie wiem co mam o tym myśleć. Blaise jest.. - utkwiła wzrok w podłodze, szukając odpowiedniego słowa. Jej twarz była teraz skupiona, przez co jeszcze bardziej wydawała się zmęczona. Zrobiło mi się jej żal. Czułam także małe ukłucie złości, że wszyscy o mnie rozmawiają - Blaise jest specyficzny - zaczęła znowu mówić, a ja próbowałam poukładać sobie w głowie jakiś plan, jakby się od tego oderwać, uciec przed tym - Nie do końca wiem czy można mu ufać, ale Twoje zachowanie i jego teoria razem wyglądają na bardzo logiczne. Chciałabym abyś nie bała się, że kiedy opowiesz mi prawdę o swoim życiu, o sobie, o tym co się wydarzyło przed tym jak tu trafiłaś. Będę Cię chronić mimo wszystko i Ci pomogę. Przemów do nas, Esther. - Odwróciłam spojrzenie w stronę okna. Z moich oczu mimowolnie popłynęła łza. Czułam teraz pewnego rodzaju pustkę. Byłam wyczerpana, tak to pewne. Pani Willson poprawiła nerwowo koka, po czym wstała i bez słowa opuściła mój pokój. 

Siedziałam na swojej ławce w ogrodzie. Chłodny wiatr muskał moją twarz. Dzień nie należał do najgorszych. Pogoda była tego dnia dla mnie przyjemna. Nie padał deszcz, promienie słońca nadawały barw ogrodowi, lekki wiatr był kojący. 
W moich myślach nadal rozbrzmiewał głos pani Willson. To wszystko było dla mnie takie trudne. Oni myślą, że to dla nich ciężkie, że nie mogą się ze mną porozumieć, chociaż wcale nie wiedzą, że to ja najbardziej jestem w tym poszkodowana. To nie jest tak, że ja nie chcę z nimi rozmawiać, ja zwyczajnie nie mogę. 

- Mogę się przysiąść? - byłam tak zamyślona, że nawet nie zauważyłam kiedy Blaise znalazł się koło mnie. Spojrzałam na niego i skinęłam głową. Usiadł blisko mnie, mimo, że ławka była szeroka. Czułam jak jego kurtka prawie styka się z moją. Nie miałam gdzie się odsunąć. 
- Nie bój się, przecież Cię nie zjem ani nie pogryzę - pierwszy raz usłyszałam jego śmiech. Od razu mi się spodobał. Do tego te dołeczki w policzkach, które tak kochałam podczas uśmiechu. Odwróciłam wzrok, nie chciałam aby zauważył, że mu się przyglądam. 
- Słyszałem, że była u Ciebie Willson. Przepraszam, że z nią o Tobie rozmawiałem, ale nie mam z kim tego robić, a bardzo chcę o Tobie rozmawiać. Możesz być pewna, że któregoś dnia sprawię, że się odezwiesz. Przysięgam Ci z tego miejsca - położył rękę na sercu, a drugą podniósł z uniesionymi dwoma palcami, w geście przysięgi.  Po chwili poczułam jak jego dłoń obejmuję moją. Nie zabrałam swojej dłoni, chociaż tego chciałam. Spojrzałam mu głęboko w oczy. Ujrzałam tam troskę. Tęsknotę. Błaganie. 
Przyłożył moją dłoń do swoich ust i złożył na niej pocałunek. Niby jeden, mały gest. Jeden zwykły buziak w rękę. Jednak dla mnie ten gest znaczył o wiele więcej. Znaczył dla mnie obietnicę. Jakby mówił "i że Cię nie opuszczę aż do śmierci". Może to się wydawać śmieszne, ale czułam się jakby ktoś rozerwał mnie na pół a następnie wtulił się w moje serce. 
Kiedy puścił moją dłoń, wstał i odszedł czułam ból. Chciałam więcej jego pocałunków. Nie tylko w rękę. Zapragnęłam jego ust na swoich ustach. Chciałam pobiec za nim i wtulić się w niego. Czasami nienawidzę siebie za ten paraliżujący mnie strach. Nienawidzę, że nie robię tego czego pragnę. 

Całą noc myślałam o Blaisym. Jak to możliwe, że przez jeden gest nie mogłam spać? 

Co miał na myśli obiecując, że sprawi, że się odezwę? Co planował? 

W mojej głowie kłębiły się setki różnych myśli. 

Jednego tej nocy byłam pewna: Blaise będzie dla mnie ważniejszy, niż mi się wydaje. Będzie mi bliższy niż ktokolwiek inny na świecie.

Ponad 800 słów, dałam radę.
Dajcie znać co myślicie! Koniecznie!
Do następnego!
M.

PS. kocham piosenkę w mediach. Kto zna i także kocha? :)

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jan 10, 2018 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Na końcu ciszyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz