prologue: wrapping paper

413 75 28
                                    

Trzysta czterdzieści trzy.

Nie trzysta pięćdziesiąt, a trzysta czterdzieści trzy.

Skąd Chanyeol miał teraz wziąć siedem zaginionych bordowych róż?

- Myeonnie hyung, naprawdę nie wiem, co się z nimi stało, napisałem na zamówieniu „350 bordowych róż", dlaczego miałbym pisać „343 bordowe róże"? - westchnął pod oskarżycielskim spojrzeniem brata.

- Chanyeol, pracujesz tu od przedwczoraj i już zdążyłeś doprowadzić do katastrofy, jesteś tego świadomy? - Junmyeon złapał dwoma palcami nasadę swojego nosa i przymknął oczy ze zbolałą miną. - Zamykamy za... - spojrzał dramatycznie na zegarek. - Godzinę i dwadzieścia minut! Pan Choi może tu być w każdej chwili. Nie wiem, skąd weźmiesz siedem brakujących róż, ale możesz się bez nich nie pokazywać w mojej kwiaciarni.

Chanyeol wziął swój portfel zza lady i spakował go do tylnej kieszeni spodni. Nie zdążył nawet chwycić telefonu, który został na zapleczu, bo Junmyeon wypchnął go za drzwi kwiaciarni i zatrzasnął je za nim z hukiem.

Zatrzymał się na chwilę przed wejściem, na którym wisiała przyjazna tabliczka „otwarte". Nie miał pojęcia, od czego zacząć, bo miał naprawdę mało czasu, żeby naprawić błąd, którego nie popełnił. Stopy same zaczęły prowadzić go w stronę przystanka autobusowego.

Chanyeol mieszkał w Seulu ze swoim starszym bratem Junmyeonem, który prowadził kwiaciarnię na obrzeżach Gangnam. Młodszy z braci skończył właśnie studiować i w ramach chwili wytchnienia od ekonomii, zdecydował się pomagać Junmyeonowi w jego biznesie przed podjęciem stałej pracy. I już zaczynał tego żałować.

Wiedział, że jest jedną z najbardziej niezdarnych osób, jakie kiedykolwiek żyły na tej planecie, ale miał niesamowitą pamięć i był p e w i e n, że zamówił równo trzysta pięćdziesiąt róż dla pana Choi. Widocznie hurtownia musiała się pomylić - trzeba było tylko w jakiś sposób naprawić ten błąd, żeby pani Choi mogła dostać odpowiednią ilość kwiatów na trzydziestą piątą rocznicę ślu-

Plusk.

Chanyeol spojrzał z zaskoczeniem na swoje mokre buty i nogawki spodni, powoli zdając sobie sprawę, że przez natłok myśli wpadł w kałużę na ulicy.

- Poważnie? Nawet teraz? - jęknął i wydął dolną wargę ze smutkiem.

Podobne rzeczy przytrafiały mu się tak często, że powinien się już do nich przyzwyczaić, natomiast Chanyeol reagował wręcz przeciwnie - każde kolejne potknięcie smuciło go coraz bardziej.

» » » » » » »

Baekhyun był spóźniony na posiłek z Miną. Trzeci dzień z rzędu.

Jego firma zaczynała działać coraz prężniej i przy takim tempie rozwoju jego doradcy prognozowali, że za dwa lata będzie można mówić już o nim „multimilioner Byun Baekhyun". Mina nie rozumiała jego ambicji i potrzeby rozwoju. Według niej, obecne sukcesy Byun Inc powinny mu wystarczać, ale on wiedział, że nie mogli teraz się zatrzymać i osiąść na laurach. Konkurencja tylko na to czekała.

Było już długo po osiemnastej. Mina czekała na niego w domu z kolacją od ponad godziny, ale gdyby nie przeczytał dzisiaj raportu tego nieudacznika, Kim coś-tam (Baekhyun nie próbował nawet zapamiętać jego imienia), jutro musiałby zostać w pracy jeszcze dłużej.

- Czy może pan jechać szybciej? - westchnął do taksówkarza, który wzruszył bezradnie ramionami.

- Proszę pana, jesteśmy w Seulu w godzinach szczytu. Szybciej nie da rady.

Baekhyun nie mógł się doczekać, aż będzie mógł wynajmować szofera. Miał w domu dwa samochody, ale zaparkowanie nimi w centrum Gangnam w godzinach pracy graniczyło z cudem, więc jak dotąd musiał zadowalać się taksówkami.

take me there » chanbaekWhere stories live. Discover now