2

5 0 0
                                    

Żegnamy się, wstaję, jestem już prawie przy drzwiach, gdy pyta:
– Z iloma kobietami byłeś? Czy w porównaniu z nimi byłam
dobra?
Odwracam się, nadal siedzi w tej kuszącej pozycji. Nie znam tej
kobiety, nie potrafię jej czytać, nie wiem, czy zadała pytanie, bo
chce poznać prawdę, czy pragnie, bym skomplementował jej
seksualne zdolności.
– Następnym razem nie krzycz tak głośno, jeszcze przez kilka
dni będzie mi dzwonić w uszach. I założę się, że jutro nie będziesz
mogła mówić.
Potrząsa głową w niedowierzaniu, śmieje się i jest to piękny,
dźwięczny śmiech, i nagle jest po stokroć bardziej kusząca. Myśli,
że żartowałem. Uśmiecham się, jeszcze trzy kroki i zamykam za
sobą drzwi.
Zapytała, z iloma kobietami byłem. Nie wiem, ile razy
zadawano mi to pytanie. Za każdym razem świadomie unikam
odpowiedzi. Wstydzę się tej liczby, wiem, że jest zbyt duża.
Wstydzę się prawdy, choć dokładnie sam jej nie znam. Nie wiem, z
iloma kobietami byłem. Większość z nich to jednorazowe
kochanki. Na samym początku starałem się zapamiętać każdą
twarz, każdy detal. Zliczałem, w ilu byłem i ile razy byłem
zaliczany. Nie pamiętam, kiedy doszedłem do punktu, w którym
wszystkie te ciała zlały się w bezosobową masę.
W kilku z nich byłem zakochany. Kochałem kobiety, których
imion już nie pamiętam, których prawdopodobnie nie poznałbym
na ulicy. Sam się dziwię, że można zapomnieć twarz, którą się
choć przez moment kochało.
Pośród tego anonimowego tłumu jest ona. Migocze. Lśni w
nim jak błyszczące złoto. Mimo to nie lubię o niej myśleć, unikam
rozpamiętywania, wspominania tego, co nie wróci – choć tak
naprawdę średnio mi to wychodzi. To, co wychodzi mi znacznie
lepiej, to unikanie jej samej. Moglibyśmy spotykać się często,
jednak moje zabiegi sprawiają, że widzę ją tylko wtedy, gdy muszę,gdy sytuacja stawia mnie pod murem, w którym nie ma furtki.
Czasami udaje mi się zapomnieć o niej na kilka dni i zdarzają
się noce, kiedy o niej nie śnię. Gdybym miał być ze sobą i z tobą
szczery, to musiałbym przyznać, że nigdy się z niej nie
wyleczyłem, choć niczego nie pragnąłem bardziej.
Gdy nastał początek mojego końca, gdy wszystko szlag trafił,
jedyne, czego chciałem, to udać, że nigdy jej nie było.
Gdy zrozumiałem, że zapomnienie nie jest możliwe, zacząłem
kłamać. Przez lata oszukiwałem siebie i innych, udawałem, że to ja
zakończyłem nasz związek, że miałem dość, że przestała mnie
obchodzić, że mi zobojętniała. Największe łgarstwo, jakie
powiedziałem w życiu. Powtarzałem je tyle razy, że w końcu
zapomniałem o prawdzie. Nie, nie zapomniałem, prawda naszego
rozstania zawsze jest przy mnie, gdzieś na peryferiach
świadomości, tam, gdzie są sprawy, o których nauczyłem się nigdy
nie myśleć.
Większość ze wspomnień, które są we mnie, wydaje się daleka
i nieistotna, ale tego, co działo się między nami, nie umiem
odbierać w kategoriach czasu przeszłego. Nie wiem dlaczego, ale
gdy myślę o chwilach, które spędziliśmy razem, nie potrafię
myśleć o nich jako o dawno i bezpowrotnie minionych, zawsze
biorę je za teraźniejszość. Dlatego gdy będę o niej mówił, to będę
mówił tak, jakby wszystko działo się teraz – nie potrafię inaczej.
Podjąłem decyzję: powiem o wszystkim. Mimo obaw. Mimo
strachu, który już teraz czuję. Boję się, jednak wiem, że skoro
udało mi się przetrwać wszystko, co się stało w rzeczywistości –
to przetrwam również, opowiadając o niej.
Nie znam słów, którymi mógłbym ją opisać i wiem, że każda
próba będzie tylko rozmazanym szkicem. Wiem, że z góry skazany
jestem na porażkę, a jednak nie mogę się powstrzymać przed
mówieniem, choć nie jestem pewny, czy zdołam powiedzieć
wszystko.
Obawiam się, że przez zupełną szczerość będę brzmiałfałszywie, że mi nie uwierzysz, ale w sumie nie zależy mi na tym.
Chcę, żebyś zrozumiał, że będę się starał opisać nieopisywalne,
wybacz zatem, jeśli mi się nie uda. Albo inaczej: wybacz z góry, bo
wiem, że mi się nie uda.
Ktoś, kto jej nigdy nie spotkał, poprosił mnie kiedyś, bym
opisał ją jednym słowem.
Pamiętam, co odpowiedziałem wtedy i dzisiaj powiedziałbym
to samo. Jest duszna.
Bardzo ciężko mi się oddycha w jej towarzystwie, od samego
początku.
Nie chcę mówić ogólnie, nie chcę zdradzić jej imienia –
tysiące osób je noszą; nie chcę pisać, że cała była w kolorze blond,
choć taka jest prawda. Miała blond włosy, rzęsy, brwi, blond skórę.
Oboje znamy inne blond kobiety o jej imieniu, lecz wierz mi –
żadna z nich nie jest do niej podobna, nie w moich oczach.
Mógłbym, rzecz jasna, skłamać i nakreślić obraz pełen
przymiotników, byłoby to proste – kłamstwo mam we krwi,
kłamiąc, potrafię być znacznie bardziej przekonujący niż wtedy,
gdy mówię prawdę, praktyka uczyniła ze mnie mistrza. Puste słowa
przychodzą mi łatwo, może nawet zbyt łatwo. Nigdy nie miałem
kłopotu z koloryzowaniem prawdy, zwykle robię to odruchowo,
bez zastanowienia, bez wyrzutów sumienia. Dziś jednak nie chcę
tego robić, nawet nie wiem, dlaczego nie chcę kłamać, dlaczego
nagle czuję potrzebę powiedzenia na głos tego, czego nie
powiedziałem jeszcze nikomu, co ukrywałem, o czym nie chcę
myśleć, a o czym myślę obsesyjnie. Kiedyś trzeba zacząć mówić
prawdę i najwyraźniej właśnie przyszedł moment na powiedzenie
mojej.
Każdy ma jakiś sekret. Mój może nie jest wielki, może nie
niezwykły, ale wiem, że inni mają mroczniejsze tajemnice. Takich
historii jak moja są pewnie tysiące, miliony może, a jednak mam
odleżyny w miejscu, w którym leży mój sekret. To, co się stało,
należy do nas obojga; o chorej intensywności moich uczuć wiem tylko ja. Ale pozwól, że zacznę od początku, inaczej się nie da.
Zresztą początek jest równie ważny jak koniec.
Po raz pierwszy zobaczyłem ją w nocy. Wyszła z mroku i od
razu wiedziałem, że spełni wszystkie moje pragnienia, również te,
których jeszcze nie znam, o których jeszcze nie wiem. Nie
zdawałem sobie sprawy z tego, jak bardzo mnie napiętnuje, jak
paskudne odkryje we mnie lęki; lęki, których nigdy nie będę
potrafił się wyzbyć.

KusicielOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz