Płacisz i głowę tracisz

9 0 0
                                    

Sobotni, wiosenny wieczór Arek spędzał przed telewizorem, pijąc czerwone wino, głaszcząc maltańczyka. Te subtelne chwile zakłócił dźwięk domofonu.
- Kogo tam licho o tej porze niesie. – zirytował się a pies zaczął szczekać. Chłopak niechętnie wstał i pod-szedł do domofonu. – Tak?
- To ja, Milena. – usłyszał zapłakany głos przyjaciółki.
- Oki. Wchodź. – nacisną klucz na listwie urządzenia i otworzył zamek w drzwiach. Wrócił na sofę i dalej oglądał, pies jednak siedział i poszczekiwał. – Kajtek! Zamknij się! – krzyknął. Zabrzmiał dzwonek u drzwi.
- Otwarte…
- Cześć. Sorry że tak późno. Nie wiem co mam robić. – płakała a Kajtek skakał pociesznie merdając ogonem. – Kajtuś. – wzięła go na ręce a piesek przywitał ją soczystym liźnięciem. – Noooo. Bez ślimaka tylko. Nie mam nastroju.
- Kajtek! Do mnie! – władczo powiedział Arek, wyci-szając telewizor. – Czemu ryczysz?
- Zwolnili mnie z Almy. – buchnęła histerycznym pła-czem. – I jeszcze ten debil mi nie daje żyć. – szlochała.  – A na dodatek mam jeszcze jeden problem… - spoj-rzała badawczo na Arka.
- Znowu jarasz trawę!? – warkną.
- Nie, przysięgam na życie moich dzieci. Wczoraj skończyłam z tym definitywnie.
- Czyli ćpałaś nadal?! – wycedził z wyrzutem. – A mó-wiłaś że przestałaś.
- No wiesz… - zacinała się – Nie jarałam tak jak kie-dyś… Tylko gdy szłam do pracy, by mieć siłę.
- Mila! Wiesz co, mam ochotę ci nakopać. Tyle razy się pytałem czy jarasz  zioło, a ty mnie okłamywałaś. Wiesz dobrze, że poprzednią pracę straciłaś przez gandzię . I dam sobie rękę uciąć że tym razem też tak było.
- Skąd ty to wiesz?
- Przecież to logiczne. Kurna jego mać! Byłaś znowu kierownikiem i znowu dałaś ciała. Milena, kurna ogarnij się i przestań ćpać‼! Pomyśl o tym że masz dzieci! W tym roku idą do szkoły a ty nie masz ani wyprawek ani na wyprawki! Kuźwa‼! Czy niczego się nie nauczyłaś jeszcze?! Jeszcze chcesz dostać po du-pie?!
- Nie krzycz na mnie. – szlochała.
- Ale ja już nie mam cierpliwości do ciebie kobieto! Ileż można!? Wiecznie masz problemy i wiecznie się w nie pakujesz! No przecież jobla można przez ciebie dostać! Przez pół roku ja i twoja matka walczyliśmy o to byś przestała jarać. Wiesz dobrze jaka byłaś wtedy. Nigdy nie zapomnę jak pobiłaś matkę. Awanturowałaś się i balowałaś a dzieci na to wszystko patrzyły. Znowu do tego wracasz?!
- Nie. Błagam, nie krzycz na mnie. – przyjęła postać embrionalną.
- Ja nie krzyczę. Ale dopiero mogę zacząć krzyczeć. Mila, byłaś dziesięć lat kierownikiem „Stokrotki” i spierdzieliłaś to w ciągu pół rok, bo poznałaś Konra-da, jełopa nad jełopami. Czy ty zdajesz sobie sprawę że on cię nie kocha?!
- Ale ja go kocham‼ - ryczała.
- Za co go kochasz? Co on ci takiego daje?
- Jest dobry w łóżku. – wycedziła.
- No chyba mnie szlag zaraz trafi! – wstał zirytowany i zaczął nerwowo chodzić po salonie. – Kuźwa‼! Po gandzi to nawet seks z motylem jest dobry! Milena, ty jesteś zryta na maxa!
- Arek, przysięgam ci na życie moich dzieci, że z tym już skończyłam. – szlochała. – Błagam cię pomóż mi. – spojrzała błagalnie na geja. – Mam problem.
- W co znowu się wpakowałaś?
- Mój kolega, kiedyś się we mnie kochał, poprosił mie-siąc temu bym na siebie zarejestrowała samochód dostawczy i osobowy bo jemu „pały”   zabrały praw-ko. Więc to zrobiłam. Okazało się że Marek jest szefem gangu. Chcą wyłudzić od ubezpieczalni odszkodowanie. Wczoraj sfingowali kradzież a dziś kazali mi bym poszła i zgłosiła na policji że mi samochód ktoś ukradł. Proszę cię, zobacz w karty co mam robić.
- Nie, no normalnie ręce opadają. – chłopak złapał się za głowę. – W co ty się znowu wpierniczyłaś. Nie, no ja wysiadam przy tobie.
- Proszę cię, sprawdź.
- Za chwilę. – wychylił lampkę wina jednym haustem.
- Dobrze. Już nie krzycz na mnie. Przysięgam ci, jeśli tylko z tego wyjdę to do końca tego roku uporządkuję swoje życie, znajdę pracę i ułożę sobie życie z kimś na poziomie. Od teraz słucham się twoich rad.
- Taaa, jasne. – drwił. – Ty zawsze słuchasz rad ale nigdy nie stosujesz się do nich. – powiedział z wyrzu-tem.
- Przysięgam, że teraz będę się słuchać ciebie. Pomóż mi tylko. Zrobię wszystko by się z tego wykaraskać. Skończę z marzeniami o tym jełopie, tylko błagam pomóż mi. – prosiła skruszona.
- Ostatni raz ci pomagam. – westchną. – Skończ wreszcie z tym Konradem. Wiesz dobrze że ma nową kobietę. Starą bo starą ale kasiastą. Ty byłaś tylko jego osobistą dziwką i to jeszcze w dodatku tanią, bo robiłaś to bez kasy. Milena, gdzie twoja godność i duma?! Gdzie twoja siła?! On cię wykorzystywał a ty go niby kochasz!
- No ja bym to już dawno skończyła, ale ja jestem sa-ma.
- Kuźwa mać‼! Nie irytuj mnie! – uniósł głos wyraźnie rozdrażniony. – Ja też jestem sam i nie myślę o Wiktorze. On dla mnie nie istnieje. Nie uszanował mojego poświęcenia więc nie istnieje dla mnie i nic tego nie zmieni. Wole być sam i jeść chleb z margaryną popijając wodą z kranu a nie poświęcę się już dla nikogo. Nigdy!
- Dobrze. Ale to nie jest takie proste. Byliśmy ze sobą dwa lata…
- No właśnie, byliście! Bywaliście ze sobą. To nie była miłość, to było przyzwyczajenie, seks i jaranie czyli uzależnienie. I nie próbuj mi wciskać że to była mi-łość!
- Masz rację. Mi tak trudno samej. – użalała się.
- Nie jesteś sama. Zapomniałaś że masz dzieci i matkę?
- Nie. Żyję i chcę się zmienić tylko dla moich bąbli.
- To zrób to wreszcie i uwolnij się od przeszłości. Za-cznij nowe życie. Pomyśli, że przez twoje błędy cierpią twoje dzieci.
- Wiem. – znowu się rozpłakała.
- Przestań się mazać! – powiedział ostro. – Mam placki z ryżu w sosie koperkowym, zjesz.
- Nie chce mi się jeść.
- A właśnie że ci się chce. Jak sprawdzę co w kartach pisze to idziemy pubu. Napijemy się piwa albo czegoś tam i może zatańczymy. Napisz matce eska że idziesz na balety.
- Aruś, ale ja nie mam ochoty.
- Byłaś gdzieś ostatnio na baletach?
- Nie, nie miałam czasu.
- To teraz masz czas i idziemy. I nie ma że boli.
- Jesteś wredny.
- Zawsze byłem. – wystawił język i poszedł do kuchni.
- Ale ja nie ubrana jestem ani umalowana. – mówiła pisząc sms-a na starej Noki.
- Idziesz ze mną,  więc nie sraczkuj.
- No ale mam włosy w nieładzie.
- Idź do łazienki, woda, szampon i suszarka. Ręczniki znajdziesz. Jakiś tam puder i podkład jest w szafce. O ile pamiętam to ostatnio zostawiłaś u mnie pomadkę. Gdzieś tam leży w łazience.
- Dobra to ja idę się odświeżyć.
- Tylko się pośpiesz. Kolację ci robię.
- Ale ja nie jestem głodna. – próbowała negocjować idąc w kierunku łazienki.
- Cicho! Zjesz i koniec gadania! Już do kompania!
- Dobra, tatuśku. – roześmiała się.
- No i tak ma być. – odetchną z ulgą.
- A mogę wziąć prysznic?
- No chyba po to tam poszłaś!
- Dobra, dobra. Nie złość się. Złość piękności szkodzi!
- Mi już bardziej nie zaszkodzi! – mówił z podniesio-nym lecz przyjaznym tonem głosu.
- Nakopie ci kiedyś! – drwiła.
- Obiecanki cacanki! – droczył się
- Zobaczysz! -
- Też cię kocham przyjaciółko!
- Małpa! – dał się słyszeć szelest wody.
- Żmija!
- Nie słyszę co tam szepczesz bo się kąpię!
- Tylko szczotkę klozetową zostaw w spokoju bo sobie uszkodzisz jeszcze co!
- Zęby trzy razy nie rosną!
- Hahahahaha, z tym tekstem to możesz do dzieci a nie do mnie!
- Jesteś wredny, mój ty pedale!
- Ty też, moja lesbo!
- Tuszu do rzęs nie masz?
- Wiesz, skończył mi się! – rzekł z drwiną i roześmiał się. – Co to ja kobieta jestem by się pacykować?
- No nie, ale myślałam że może masz.
- Jedyną kobietą która tu od czasu do czasu przycho-dzi to jesteś ty! Jak czegoś zapomnisz to leży w szafce z bibelotami!
- No spoko!
- Kończ to szorowanie, bo mi placki już na patelni dochodzą a sos się na spacer wybiera!
- Zaraz!
- Zaraz to taki duży zarazek! – śmiał się.
- A figi może masz! – chichotała.
- I co jeszcze?! Biustonosza nie nosza! Jak chcesz to dam ci stringi Wiktora! Zapomniał zabrać!
- Sam sobie załóż!
- Nigdy nie nosiłem i nosić nie będę!
- Spróbuj!
- Nie! Nie lubię jak mi się sznur w przedział wżyna!
- Wariat!
- Podano do stołu!
- Stół poczeka jeszcze! Suszę włosy!
- O rany! Masz ruchy jak komar w musztardzie!
- A ty jak żółw w gipsie!
- Liż kotu pod ogonem!
- Ciąg gumę póki stoi!
- Kiedy ostatnio byłaś u psychiatry!?
- Nie prowadzę kalendarza!
- No tak, rączek nie ma!
- Zaraz ci nakopię. – wyszła z łazienki poprawiając grzywkę. – I jak wyglądam?
- Ani starzej ani młodziej tylko pięknie. – postawił miskę z surówką.
- No, no, no.  – podeszła do chłopaka i pocałowała go w policzek. – Dziękuję.
- Proszę. – uśmiechną się. – I bez całowania.
- Oj tam. To taki przyjacielski cmokas.
- Siadaj, siadaj, jedz i nie gadaj. Ja sobie jeszcze karty przyniosę. – odwrócił się na pięcie i wszedł do swego pokoju a po chwili wyszedł niosąc srebrną szkatułę. – Po kolacji sprawdzimy co tam cię czeka i mykamy. – usiadł przy stole, nałożył sobie sporą ilość surówki, jednego placka i polał sosem. – Smacznego.
- Dziękuję i wzajemnie.
- Proszę bardzo. – uśmiechnął się. – Wyglądasz na wychudzoną. – spojrzał na Milenę badawczo.
- No bo nie chce mi się jeść. Biorę te tabletki na od-chudzani i nie mam uczucia głodu.
- Ten Aditox?
- Tak.
- Masakra. Kajetk! Przestań skomleć!
- Daj mu kawałek placka.
- Nie. Jak ludzie jedzą to psy czekają na swoją kolej. Zresztą nie je. Ma w misce karmę i nie je. Zaraz go na balkon dam.
- Bardzo dobre te placki. Jak ty to robisz?
- Normalnie. Gotuję ryż, odsączam, studzę, dodaję ser żółty, tartą marchew lub sparzoną włoszczyznę, dwa, trzy jaja, smażoną cebulę, koperek, natka pietruszki, przyprawy do smaku. Mieszam to, formuje placki jak kotlety mielone, otaczam w bułce tartej albo mące i smażę na złoto. Do środka można dodać podsmażonej kiełbasy czy też mięsa drobiowego lub mięso mielone. To wszystko zależy od upodobań smakowych.
- Sos sam robiłeś czy kupowałeś?
- Sam robiłem. Takiego sosu koperkowego nie dosta-niesz w sklepie.
- Dziękuję. Było bardzo dobre, ale więcej już nie dam rady zjeść. – serwetką wytarła kąciki ust i odstawiła talerz z napoczętym plackiem.
- Proszę bardzo. Zapraszam częściej. – odłożył swój talerz z resztkami sałatki i placka. – No to Kajtek bę-dzie miał ucztę wieczoru. – zaśmiał się i poszedł po miskę psa. Wyrzucił do blaszanego pojemnika po cze-koladkach Wedla psią karmę i odstawił na półkę w przedpokoju. Resztki kolacji wylądowały w psiej mi-sce a talerze w zmywarce. – Kajtek, choć. Papu goto-we. – otwarł drzwi balkonowe i postawił miskę. Biały puszek z łakomstwem w oczach i jęzorem na brodzie doskoczył do jedzenia. – Ech, łasuchu. – Arek pokręcił głową i wrócił do salonu zamykając drzwi za sobą. – No teraz czas na przepowiednię.
- Ciekawe co wyjdzie. Boję się bardzo. – zapaliła pa-pierosa.
- Popielniczka w kuchni. – pokręcił głową z dezapro-batą. – Skończ z tymi papierochami.
- Prędzej chłopa rzucę niż palenie. – roześmiała się idąc do kuchni. – Gdzie leży?
- Na suszarce.
- OK. O jest.
- Ty i te twoje nałogi.
- Nie histeryzuj.
- Dobra, nie bądź taka mądra. – kilka razy przetasował talię i położył na środku stołu.  – Przełóż i skup się na pytaniu.
- Spoko. – przełożyła dwa razy karty.
- Więc jakie stawiasz pytanie?
- Czy mam iść na posterunek i zgłosić tą kradzież?
- Dobrze. – z namaszczeniem wyjął z tali siedem kart i ułożył je w piramidę. Powoli i ze skupieniem odkrył wszystkie karty w kolejności lewa-prawa. Na pierw-szym poziomie karta przedstawiała Świętą Trójcę, na drugim poziomie były karty z wizerunkiem Bestii i Archanioła Michała. Na trzecim znajdowały się karty przedstawiające Anioła Wojny, Metatrona, Judy Tade-usza i Raju. Arek zamknął oczy i odrzucił grzywkę z czoła. Powieka trzeciego oka otwarła się i tęczowa źrenica rozszerzyła się. W głowie wizjonera pojawił się obraz: Roztrzęsiona Milena była przesłuchiwana przez policjantów. Przedstawiano jej różne dowody w postaci zdjęć, odcisków palców, filmów, pokwitowań, czeków i woreczków z białym proszkiem.
- I co widzisz? – zaniepokoiła się.
- Mila, musisz iść na posterunek. Nie masz innego wyjścia. Pamiętaj by mówić prawdę i nie zaszkodzić sobie. Wiem że wyjdziesz fuksem z tego cało lecz wszystko zależy od twoich mądrych decyzji. Nie kieruj się zyskiem. Mam nadzieję że nie wzięłaś za to kasy?
- Jeszcze nie. Po sprawie mają mi dać dwa i pół koła.
- Wierzysz w to?
- No Marek mi obiecał.
- Spoko. Uważaj na niego i to całe towarzystwo. Nie ufaj nikomu. Proszę cię. Bądź ostrożna. Przeżyjesz sporo stresu ale mam nadzieję że wyniesiesz z tej sprawy konkretne wnioski i naukę. Uważaj na kobiety w swoim otoczeniu.
- Czyli wszystko się skończy dobrze?
- To zależy od twoich decyzji i posunięć. Wiesz że to prawda. Setki razy ci mówiłem i radziłem lecz ty robi-łaś zawsze na opak i zawsze na tym traciłaś. To jest bardzo poważna sprawa. Jesteś między młotem a kowadłem.
- Będę się ciebie słuchała. Nie spieprzę teraz już ni-czego.
- No zobaczymy.
- Uwierz we mnie, proszę. – popatrzyła błagalnie.
- Wolę efekty niż słowa.
- OK. Pokarzę ci na co mnie stać. Udowodnię wszystkim że jestem silna i nie zawiodę cię. Przysięgam. Zrobię to dla moich dzieci.
- Poczekamy, zobaczymy.
- Dobra. Ale wtedy przestaniesz mnie krytykować.
- Spoko, a ty skończysz do końca tego roku ze wszystkimi szemranymi sprawami, prostytucją i tym jełopem Konradem. No i znajdziesz normalną pracę.
- Nie za dużo ode mnie wymagasz?
- Nie. To i tak jest zbyt mało. Ty w ciągu pół roku straciłaś dziesięć lat pracy i wszystko co miałaś. Teraz masz czas do końca roku posprzątać ten syf i zacząć żyć od nowa dla dobra twoich dzieci. Facet się znajdzie, wcześniej niż się tego spodziewasz. Zakończ tylko to co powinno być już dawno zakończone. Ja za ciebie sprzątać wiecznie nie będę. No dobra idziemy.
- Ale gdzie?
- No na balety.
- Ale gdzie?
- Zobaczysz. Poczekaj chwilę. Odłożę szkatułę i się przebiorę. – szybko poskładał karty, włożył do skrzynki i zniknął w swoim gabinecie. Po dziesięciu minutach wyszedł ubrany w beżowe spodnie, czerwoną koszulkę w serek i brązowe mokasyny. Włosy zażelowane a na czole beżowa apaszka. Do kieszeni włożył Samsunga Chata do którego przymocowana była smycz z Play’a. – No i jestem gotowy.
- Hm, hm, hm. No, no. Ale ciasteczko z ciebie. – Milena zatrzepotała długimi rzęsami.
- Przestań już tak słodzić. – z wieszaka zdjął klucze a z półki metalowe pudełko z psią karmą i otwarł drzwi.
- A to dla kogo?
- Zawsze wieczorem jak ten mój niejadek czegoś nie zje to wynoszę pod klatkę a na rano jest puste pudeł-ko. Jakieś bezdomne koty lub psy zjadają ze smakiem.
- Albo bezdomni ludzie.
- Nie wnikam. – zamknął na klucz drzwi i weszli do windy.
Wieczór był bardzo ciepły, a w powietrzu dał się czuć zapach kwiatów grochodrzewu zwanego potocznie akacją i rozkwitających kasztanów. Rozbawione grupki studentów z puszkami piwa w rękach wygłupiały się torując ruch na chodnikach. Ostatni tramwaj przemknął po torach a ulice powoli przechodziły w stan spoczynku. Tylko od czasu do czasu przejeżdżał samochód, a w oddali dał się słyszeć głos ambulansu.
- Gdzie ty mnie prowadzisz?
- Ale jesteś natarczywa.
- No bo nie wiem co ty kombinujesz.
- Spokojna twoja rozczochrana. – droczył się.
- Dopiero myłam i czesałam. – wystawiła język na którym pobłyskiwał kolczyk.
- Wariatka. Co chce od ciebie ten zryty Konrad?
- Nie wiem. Wiecznie mi na gadu-gadu pisze albo sms-uje.
- Ja nie mogę. – denerwował się. – To oczywiste że chce mieć w tobie kochankę, a ty głupia się łudzisz miłością. To jest żigolak.
- Daj spokój. Ja nie umiem o nim zapomnieć.
- Umiesz tylko nie chcesz. Gdybyś chciała to byś wy-ciągała wszystkie złe rzeczy jakie ci zrobił. Przypomnij sobie przez kogo zaszłaś w ciążę i kto zmusił cię do usunięcia?
- No, to było straszne. Nigdy nie zapomnę tego widoku. Nie zapomnę tego słoika po koncentracie z cząstkami mojego dziecka. To do końca życia będę mieć przed oczami. Bóg mnie za to ukarze kiedyś. – kilka łez spłynęło po policzkach dwudziestoparoletniej kobiety. Milena była drobnej postury. Miała ciemno-kasztanowe włosy z platynowymi refleksami związane w koński ogon, z grzywką opadającą symetrycznie na prawą stronę. Duże, ciemne oczy wydawały się być wiecznie przerażone i niespokojne. Na prawej brwi widniał kolejny kolczyk. Szpiczasty nos z różowym kolczykiem skutecznie wyróżniał się na ciemnej twarzy. Ogólnie wyglądała na skromną przytłoczoną życiem niewinną osóbkę. Jednak Arek znał jej charakter i obraz Mileny malował się z samych sprzeczności. Mówiąc prościej, wygląd zewnętrzny był niewspółmierny z charakterem.
- Przestań się użalać nad sobą. Zacznij wreszcie działać. Skończ z przeszłością.
- Z twoją pomocą. – uśmiechnęła się.
- He, he, he. Jesteśmy na  miejscu. – stali przed wej-ściem do „Tolerancji”.  – Obiecywałem że cię kiedyś zabiorę do tej „ciotodajry” i jesteśmy. W końcu jutro masz urodziny.
- Wariat z ciebie i tyle. – śmiała się.
- Choć do środka. Nie będziemy tak tu sterczeć. – spojrzał na zegarek. – O kurna, dwudziesta trzecia dochodzi. Chodźmy. Teraz dopiero zaczyna się rozkręcać zabawa.
- OK.
W klubie było już sporo osób. Loże były zajęte tylko przy barze jeszcze było wolnych kilka miejsc. Didżej miksował największe hity. Najlepiej do tańca rozgrzewał utwór pod tytułem „Fever” śpiewany przez Adama Lamberta. Milena i Arek zajęli miejsca przy barze tuż na wprost sceny.
- Czego się napijesz? – zapytał przyjaciółkę.
- Nie wiem.
- Piwo, cola, martini, Malibu, Sheridan, sok?
- A ty co będziesz pił?
- Mam ochotę na  martini z lodem.
- Hmm, nie lubię martini. – zmarszczyła brwi.
- Malibu jest bardzo dobre.
- Spoko.
- OK. – poczekał aż przystojny barman podejdzie. – Poproszę martini i malibu. – uśmiechną się.
- Już się robi. – puścił oczko. – Razem osiemnaście złotych.
- Jasne. – Arek wyją z portfela dwadzieścia złotych i podał barmanowi. – Reszty nie trzeba.
- OK. – uśmiechnął się przystojniak za barem i podał zamówione napoje. – Proszę.
- Dzięki. – Arek puścił mu oczko.
- Mmmmm. – Milena zatrzepotała rzęsami. – Ale przystojniaczek z tego barmana.
- No wiesz. Miałabyś szansę u niego. Jest biszkopcikiem .
- Przestań. – roześmiała się. – Jeszcze mi tego brakuje do szczęścia.
- Powiedz mi teraz moja droga przyjaciółko, jak to się stało że cię zwolnili z Almy?
- Tak naprawdę to nie zwolnili tylko mi nie przedłużyli umowy.
- Acha. A co mogło być tego powodem?
- Wiesz dobrze co. – spojrzała badawczo.
- Ale jak to się stało?
- No wiesz, szukałam zapalniczki w torebce i torebka mi upadła do góry nogami. Wszystko się wysypało.
- Acha…
- A w torebce miałam pół woreczka zioła i lufki.
- I bardzo dobrze, że się tak stało.
- Oj przestań. Dobrze że amfa mi się skończyła…
- To ty jeszcze amfetaminę brałaś?
- No zaczęłam brać. Marek mnie poczęstował.
- Nie. Nie wyrabiam. – zaczął się denerwować.
- Przestań. Powiedziałam ci że z tym kończę i skończyłam. Nie ma tematu.
- OK. Muszę iść do łazienki. Siedź tu i nie nawywijaj czego.
- Spoko.
- Jasne. – uśmiechnął się z przekąsem i przeciskając się między klubowiczami udał się do toalety. Musiał czekać w kolejce co sprawiło że na jego twarzy pojawiły się oznaki poirytowania. By tego było mało, kątem oka dostrzegł byłego faceta Mileny, Konrada, jak się obściskiwał z jakimś koksem w rogu lokalu.
Kiedy wrócił do baru zobaczył jak jego przyjaciółka rozmawia z jakąś dziewczyną. Chwilę poobserwował obie panie i podszedł do swojego miejsca.
- O, to jest Arek. – wskazała wzrokiem geja - Mój przyjaciel i tylko przyjaciel. – uśmiechnęła się.
- Widzę kochana że nie leniuchowałaś. – roześmiał się.
- To ja ją wyhaczyłam. – powiedziała nieznajoma. – Kama jestem. – wyciągnęła dłoń.
- Arek, miło mi. – podał swoją rękę.
- No to już się znacie. – wtrąciła rozbawiona Mila.
- Próbuję namówić Lenę by zatańczyła ze mną ale ona się zasłania tobą.
- Mną? A co to ja jestem zasłona. – uśmiechną się. – Milena nie rób obciachu i idź potańczyć.
- Ale ja nie umiem tańczyć. – broniła się.
- Ja też nie umiem. – zachichotała Kama. – Zresztą tu większość tańczy tak jak umie.
- Idź Milena, idź. – zachęcał przyjaciółkę.
- A ty?
- Ja tu będę siedział. – wystawił język. – Idź już i nie myśl.
- No dobra. – wstała z miejsca i ruszyła za Kamą.
- Ech te kobiety. – mruczał sam do siebie. Zapatrzony w szklankę martini  odpłynął myślami w krainę marzeń. Jednak jakiś dziwny niepokój przerywał miłe myśli. Nawet nie zauważył kiedy młody i przystojny brunet usiadł obok, popijając colę. Miał może osiem-naście lat, choć jego spokojna i dość poważna twarz sprawiała inne wrażenie. Długa grzywka opadała symetrycznie na prawą stronę, odsłaniając prześliczne brązowe oczy. Arkowi wydawało się że patrzy nie w oczy lecz zagląda w dwie bajkowe galaktyki. Cera nieznajomego była ciemnawa a skóra gładka jak u niemowlaka. Miał lekko owalną twarz i długą szyję. Przeciętnej budowy ciała. Ar-El nie mógł przez dłuższą chwilę oderwać od niego oczu.
- Cześć smutasku. – uśmiechną się ukazując rząd białych zębów a jego głos sprawił że Arek zadrżał z pod-niecenia i zrobiło mu się gorąco od środka, a na dodatek widok pięknych, soczystych ust potęgował ten stan.
- Cześć… - odpowiedział wieszcz, nieco zmieszany.
- Jak mija wieczór? – kontynuował nieznajomy.
- Ujdzie w tłumie.
- Sam jesteś czy z chłopakiem?
- Czy ja wyglądam na takiego który ma chłopaka? – zawiało ironią.
- No nie wiem.
- Gdybym miał chłopaka to by mnie tu nie było, bo wolałbym spędzić wieczór z nim. – upił łyk martini.  – Jestem tu z przyjaciółką. Ma jutro urodziny a ja mam drugą zmianę więc chcę by się troszkę zabawiła. – uśmiechnął się.
- To fajny z ciebie przyjaciel. Chciałbym mieć takiego przyjaciela. – powiedział niepewnie patrząc badawczo na Arka.
- Hmm. Proszę nie przeceniaj mnie. Nie znasz mnie. – uśmiechnął się.
- Niby tak, ale wyglądasz na kogoś komu można bezgranicznie ufać.
- Przesadzasz.
- Powiedzmy. – mrugnął.
- Czemu akurat mną się zainteresowałeś? Przecież tu tylu przystojnych bożyszczy. Młodzi, piękni, wysportowani i zabawni.
- Jesteś wyjątkowym człowiekiem. Nie lubię przebywać w towarzystwie rówieśników, bo oni są tak bardzo niedojrzali i liczy się dla nich tylko dziś i to co widzą. Mnie takie coś nie kręci.
- Doprawdy, ciekawe. Mam na imię Arek i mam dwadzieścia siedem lat. – podał dłoń nieznajomemu.
- Ja jestem Nataniel i mam osiemnaście lat. – uścisnął dłoń.
- Ładny chłopak i ładne imię. – uśmiechnął się szczerze.
- Spodobałeś mi się od momentu kiedy usiadłeś przy barze z przyjaciółką.
- Obserwowałeś mnie?
- Wpadłeś mi w oko, kiedy przechodziliście obok mojej loży. – uśmiechnął się.
- Urwis. – wystawił język.
- No co? – wzruszył ramionami. – Nic na to nie poradzę, że jesteś w moim typie.
- Czy mi się wydaje czy ty drogi Natanielu próbujesz mnie podrywać? – zmrużył oczy.
- Oj tam, od razu podrywać. Mówię szczerze co myślę.
- Przepraszam, ale ja jestem z deka nieufny.
- Ja cię bardzo dobrze rozumiem. Ja też nie ufam zbyt ludziom i jestem sam.
- Taki przystojniaczek i sam? – zdziwił się.
- Tak. Chłopak mnie zostawił parę miesięcy temu i od tego czasu jestem sam.
- Ja od niedawna jestem sam. Dziwię się że nikt cię jeszcze nie wyhaczył.
- Pewnie by mnie już tabun napaleńców przeleciał ale ja nie jestem z tych co seks traktują jak sport. – po-wiedział bardzo poważnie i odważnie.
- Rozumiem. Też tak myślę. Dziś tak trudno o wierne-go i prawdziwego partnera. Taki ten pedalski nasz świat. – roześmiał się.
- Dokładnie. – spojrzał na zegarek. – Hmm, bardzo mi miło się z tobą rozmawiało. Mam nadzieję że jeszcze się spotkamy. Tu masz mój numer telefonu. – podał wizytówkę. – Mam nadzieję że jeszcze nie idziesz do domu? – spojrzał błagalnie na Arka.
- Nie, jeszcze trochę posiedzę. Muszę czekać na Milenę. Dziękuję za wizytówkę.
- Proszę bardzo. – uśmiechnął się na odchodne. – Miłego wieczoru.
- Wzajemnie. – uśmiechnął się i odprowadził wzrokiem Nataniela, który ukradkiem oglądał się aż zniknął wśród tańczących.
Równo o północy muzyka przestała grać a na scenę wniesiono instrumenty: perkusję, keyboard, dwie elektryczne gitary i skrzypce. Po chwili na scenę wszedł kierownik „Tolerancji” i wziął w dłoń mikro-fon.
- Szanowni państwo, zapraszam na występ zespołu Vox Angel założonego przez uczestnika X-Factor, Nataniel Woldorf. Przywitajmy zespół i wokalistę gromkimi brawami. – klubowicze głośno klaskali a na scenę weszło pięć dziewczyn a po chwili wszedł młody chłopak. Arek aż wybałuszył oczy jak zobaczył wokalistę.
- Przecież to ten słodziak – pomyślał zaskoczony.
- Dobry wieczór wszystkim. – wybrzmiał Woldorf, a sala wypełniła się brawami i gwizdami. – Dziękuję w imieniu zespołu i swoim za zaproszenie na dzisiejszy wieczór… – gromkie brawa przerwały podziękowanie. – Dziękuję za te owacje. Chciałbym na wstępie przedstawić członkinie zespołu. Kama Jung – gitara, Joanna Wilczur – gitara, Iza Trojanowska – skrzypce, Kamila Luna – keyboard, Andżelika Geppe – perkusja. Powitajmy je brawami. – kolejne owacje wypełniły lokal. – Dziękuję. Zaczynamy. – uśmiechnął się. – Pierwszy utwór dedykuję miłemu chłopakowi który towarzyszył mi przez ten wieczór. Przystojny brunecie to dla ciebie. – puścił oczko w kierunku zszokowanego Arka. – Dziewczyny gramy.
Na anioła głos cała ziemia drży,
Niknie w blasku noc, w zimie kwitną bzy,
Wojna mówi dość, lekko płyną sny.
Kiedy milknie to, piekło z nieba drwi,
Zemstę niesie ktoś, krótsze nasze dni,
Taka prawda jest, proszę, uwierz mi.

Anioł woła, woła, woła znów,
On woła, woła, woła cię.
To słowa, słowa, słowa słów,
I słowem, słowem, wzywa cię.

Bo anioła głos niesie radość łzom,
Tańczy pośród gwiazd, wznosi wspólny dom,
Podpowiada nam, z lęków tworzy złom.
Gdy wycisza się pada grad i deszcz,
Słowa ranią tak, jak herosa miecz
A w dodatku też, rzeki płyną wstecz.

Na anioła głos oczy twoje lśnią,
W sercu żar się tli, usta lekko drżą,
Dusza tańczy wciąż, świat własnością twą.
Anioł w tobie śpi, budzi szczęścia głos,
Niczym władca chwil, niczym życia boss,
Sprawia ciągle że zmienia się twój los.

Wiesławski się rozmarzył. Z tego błogiego stanu wy-rwał go głos przerażonej Mileny.
- Arek! Arek! – szarpała go za ramię.
- No co jest? – odrzekł niedbale.
- Widziałam tego jełopa. Jest tutaj. Całował się z facetem.
- I co w tym dziwnego?
- No niby nic. On zawsze chciał spróbować z facetem.
- Oj tam. Siedemdziesiąt procent hetero ma takie fantazje.
- No tak. Ale on tu jest. Ja idę do domu. – złościła się.
- Ja te… - nie dokończył gdyż przeraźliwy krzyk do-biegł od strony darkroom. Vox Angel umilkł a zebrani skierowali swój wzrok w kierunku z którego dochodził wrzask.
- Arek uciekaj! – Milena szarpnęła przyjaciela. – Uciekaj! – ponaglała ze strachem w oczach.
- Ale o co chodzi?
- Nie pytaj tylko wiej! Bierz tego kolesia z zespołu i uciekajcie jak najdalej!
- A ty?
- Ja mam tu rachunki do wyrównania. – zmrużyła złowieszczo oczy.
- Ale..
- Uciekaj! – wrzasnęła. Arek podbiegł do Nataniela, złapał za rękę i skierował się w stronę wyjścia. Jednak drogę ucieczki zagrodziło im kilku ochroniarzy z wyszczerzonymi kłami. W lokalu wybuchła panika. Z palarni wyłoniła się grupka szczerzących kły istot pod widzą niewinnie wyglądającego młodzieńca.
- No proszę, proszę. – rzekł młodzieniec ubrany w białe legginsy ze zdobionym pasem, białą polówkę i mokasyny, hit sezonu. – Bracia i siostry, - zwrócił się do grupki potworów. – możemy najeść się dziś do woli. Nikt nam nie ucieknie. – roześmiał się szyderczo.
- Co też nie powiesz Julianie? – zabrzmiał drwiący głos kobiety. – Arek schowany pod ławką loży od razu uświadomił sobie że jest to głos Mileny. Ostrożnie wychylił się lecz Nataniel odciągnął go i podał mu lusterko. Było to bardziej bezpieczne. W odbiciu zobaczył przyjaciółkę mocno odmienioną. Stała w otoczeniu olbrzymich wilków, ubrana w starodawne szaty słowiańskiej kapłanki, ze srebrną opaską na głowie. Runiczny pierścień, który otrzymała od Arka, świecił błękitnym kolorem zdobiąc palec wskazujący. Pierścień był wykonany ze srebra, a w jego centrum znajdował się symbol Alfy i Omegi otoczony słowiańskimi i celtyckimi runami.
- Kim jesteś? – zmieszał się wampir.
- Twoim przeznaczeniem kochaneczku. – zaśmiała się ironicznie.
- Ciebie zostawię sobie na końcu cukiereczku. – wy-szczerzył kły Julian. – To podano do stołu. – grupka wampirów ruszyła w kierunku przerażonych imprezowiczów. Drogę zastąpiło im kilku wilkołaków z wy-szczerzonymi kłami. Rozpoczęła się krwawa jatka. Takiego wrzasku w tym miejscu nie było odkąd istnieje klub. Krew bryzgała na ściany i sklepienia a części rozrywanych ciał wampirów latały w powietrzu. Wielu imprezowiczów zostało śmiertelnie pogryzionych przez wampiry lub stratowanych przez wilkołaki. Po dwudziestu minutach klub wyglądał jakby przeszło tornado z deszczem meteorytów. W roku sali kuliła się grupka poranionych i okrwawionych uczestników zabawy. Na ich twarzach malował się strach i obojętność, rezygnacja i brak nadziei. Arek z Natanielem leżeli obejmując się i wstrzymując oddech. Na polu bitwy pozostały zmęczone wilkołaki, Milena i Julian.
- No chodź tu do mnie cukiereczku. – syczał wamp. – Te psy cię już nie obronią.
- One nie. – odcięła się butnie i palcem wskazującym nakreśliła kilka znaków w powietrzu. – Potężny panie piorunów, Perunie, wzmocnij swoją kapłankę! – w ręku kobiety pojawił się topór obosieczny.
- Co to za sztuczki? – wrzasną zirytowany potwór i ruszył na kobietę. Milena zniknęła i w mgnieniu oka pojawiła się za wampirem. Uderzyła toporem lecz potwór uniknął ciosu podcinając jej nogi. Kolejny raz zniknęła. Wampir zaczął nozdrzami wdychać powie-trze i nastawił uszu. Powietrze zafalowało tuż obok niego i prawa ręka odpadła a potwór wydał przeraźliwy skowyt. – Ty podstępna łachudro! – wrzeszczał, a w miejsce uciętego ramienia pojawiło się nowe.  – Skrywasz się za magiczną tarczą. Nie masz odwagi walczyć oko w oko ty podstępna parszywa suko.  – pienił się.
- Wolę być suką niż takim pustym głąbem z małym pyrdkiem.  – roześmiała się.
- O ty pindo! –ruszył z impetem na kapłankę która w finezyjnym piruecie pozbawiła bestię kończyn a na koniec wbiła grot znajdujący się szczycie trzonu pro-sto w serce. Wampir wydał jęk i rozpadł się.
- No i po kłopocie. Przynajmniej odświeżyłam so… - w jednej chwili znalazła się na podłodze tracąc na moment kontakt z rzeczywistością. Kiedy doszła do siebie czuła ostry ból z tyłu głowy a przed sobą ujrzała twarz Konrada z wyszczerzonymi strzygowymi  zębiskami. Odór jaki wydobywał się z paszczy poczwary sprawił skurcze żołądka.  – Złaź ze mnie wieprzu‼! – syknęła.
- Nic z tego kochana. – kolanami przytrzymywał ramiona Mileny a szponiastymi rękami poluzował pasek u spodni i wyciągną swój olbrzymi członek z którego wyciekała zielona, śmierdząca i lepka ciecz. – Zobacz. Uwielbiasz to suko! – uderzył ją w twarz penisem. – Bierz i ssij! – próbował wepchnąć fallusa do ust kapłanki lecz jeden z wilkołaków udaremnił to. Milena otarła z twarzy śluz, uczyniła kilka znaków w powietrzu i gestem dłoni przytwierdziła byłego kochanka do ściany. Palcem wskazującym uczyniła kilka okręgów i w ręce pojawiły się szczypce.
- No to teraz czas na mój ruch. – zmrużyła oczy i podeszła do strzygonia. – Poczujesz ból jaki czuje kobie-ta podczas skrobanki. – szczypcami złapała jedno z dorodnych jąder i ścisnęła. Pisk jaki wydał Konrad sprawił iż butelki z alkoholem które stały na pułkach popękały lub pospadały. – Widzisz, taki jest ból kiedy łożysko jest odrywane od macicy. A teraz poczujesz ból jaki czuje płód. – kilkoma sprawnymi ruchami dłoni doprowadziła członka do wzwodu. – Wiedziałam, że mój dotyk jest niezawodny. – zaśmiała się złowieszczo.
- Co ty mi robisz szmato!? – charczał odmieniec. – Jak się uwolnię to pożałujesz że w ogóle mnie poznałaś‼!
- Żałuję tego już teraz. To przez ciebie straciłam wszystko. To ty jesteś moim przekleństwem. Teraz to ja będę twoją zmorą. – szczypce w jednej chwili zmieniły się w szpikulec. – Poczujesz ból jakiego nawet sobie nie wyobrażałeś. – powoli, do przewodu moczowego wprowadziła pięćdziesięciocentymetrowy szpikulec. Konrad wył z bólu. Kapłanka uderzyła palcem w końcówkę szpikulca, a strzygoń napiął wszystkie mięśnie wrzeszcząc ochrypłym głosem. Ze szpikulca wyrosły kolce przebijając fallusa niczym kaktus. Milena silnym i pewnym ruchem szarpnęła szpilę rozrywając narząd płciowy. Dźwięk jaki wydał stwór sprawił iż tynk na ścianach popękał i częściowo od-padł odsłaniając cegły.  – Oj, biedny chłopczyk. - drwiła. – Czas skończyć tą zabawę. Skoro ty zawróciłeś mi w głowie to ja zawrócę twoją głową. – uniosła się ponad posadzkę, spojrzała z zadowoleniem na obolałe oblicze kochanka i szybkim ruchem oderwała mu głowę, którą cisnęła o podłogę.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jan 12, 2018 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Krew na marginesieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz