Josh Tarkowsky wstał tego dnia z innym nastawieniem niż zwykle. Przede wszystkim czuł się lekko i był nawet trochę wyluzowany. Nie przejmował się zbliżającą pracą, a nawet szeroko się uśmiechnął zaciągając jednocześnie krawat. Dopił ostatni łyk kawy, złapał za teczkę stojącą koło drzwi i wyszedł z mieszkania kierując się do swojej firmy.
Zaraz po przybyciu na miejsce mężczyzna nie poszedł jak zawsze do swojego gabinetu z wielkim, dębowym biurkiem, a skierował się prosto do pokoju szefa. Zamierzał poprosić go o urlop. Był przekonany, że pracodawca się zgodzi, w końcu ostania prezentacja przebiegła zgodnie z planem.
Josh zapomniał nawet o porażce swojej hokejowej drużyny, a myśl o wolnym czasie zagłuszała wszystkie inne problemy obecne w jego głowie. Mężczyzna pewnie zapukał do drzwi.
- Proszę wejść! - rozległ się donośny głos z pokoju przed nim.
Tarkowsky przestąpił przez próg. Znalazł się w dobrze sobie znanym pomieszczeniu, z wielkimi oknami, oddzielających miejsce pracy szefa od hałaśliwego miasta za nimi. Na ścianie wisiała duża tablica, na której zapisane były obecne notowania firmy. Dominowały na niej same strzałki w górę, co świadczyło o dobrych prognozach na przyszłość. W rogu stało niewysokie drzewo pomarańczowe, przeznaczone do hodowania w warunkach domowych, a na podłodze leżał bordowy, dokładnie odkurzony dywan. W centralnej części ktoś umieścił ogromne, jesionowe, zdobione najróżniejszymi wzorkami biurko. I to właśnie przy nim siedział człowiek o pokaźnych rozmiarach z łysą, świecącą się głową. Ubrany był w drogi garnitur, a nogi założone miał na blat mebla. Mężczyzną tym był właśnie szef Tarkowsky'ego, który wpatrywał się w niego teraz swoimi małymi, brązowymi oczkami.
- O! To Ty Josh! Nie zdążyłem Ci pogratulować, dobrze się wczoraj spisałeś. Dostaliśmy dzięki Tobie nowy kontrakt. Zarobimy dość sporo, myślę nawet, że wystarczająco dużo, by starczyło na podwyżkę niektórym pracownikom. - przy wypowiedzeniu ostatnich słów pan zza biurka zaśmiał się, odchylił w fotelu do tyłu i spojrzał znacząco na stojącego przed nim gościa.
- Dziękuję szefie, cieszę się, że mogłem przyczynić się do rozwoju naszej firmy. Mam nadzieję, że wczorajsza prezentacja chociaż w niewielkiej części się do tego przyczyni... Ale ja w innej sprawie. Czy... Czy była by możliwość... No wie szef... praca, zmęczenie... chodzi mi o jakiś urlop. Dało by radę? - zapytał niepewny swego Josh.
- Hmmm... Zasłużyłeś w sumie. Więc czemu nie. Jestem w dobrym humorze, dzięki temu, w jakim tempie ostatnio nasza firma zyskała na rynku. Dostajesz dwa tygodnie urlopu licząc od jutra, mam nadzieję, że tyle starczy, bo jeszcze długa droga przed nami w osiągnięciu szczytu, a pokładam w tobie ogromne nadzieje. Odpocznij, wyluzuj się i bądź gotów do pracy tak, jak teraz, a obaj będziemy zadowoleni. - odparł szef Josha.
- Dziękuję! Wiedziałem że z pana równy gość! - odpowiedział Tarkowsky z wielkim uśmiechem na twarzy, usłyszawszy nie tylko zgodę na urlop, ale też i komplement z ust pracodawcy. Obawiając się, że łysawy człowieczek zmieni swoją decyzję, szybko wycofał się z gabinetu i udał się do swojego stanowiska pracy, zatrzaskując za sobą drzwi.
Mężczyzna myślał już tylko o tym by skończyć dzisiejszy dzień. Włączył komputer i zaczął szukać ofert wypoczynkowych, niedbale przesuwając przy tym stertę dokumentów z jednego końca biurka na drugie. Szybko znalazł bardzo korzystną, wiarygodną i w miarę przystępną ofertę. Dokładnie to, czego szukał. Uroczy, drewniany wielki dom, z ogrodem, fontanną, jeziorkiem obok i własnym kompleksem sportowym. Z wielką przyjemnością zarezerwował sobie pokój na dwa tygodnie licząc od jutra, gdyż nie chciał tracić cennych minut swojego wolnego. Do hotelu miał kilka godzin drogi, ale to nie grało roli. Dla Josha Tarkowsky'ego liczył się tylko tak bardzo wyczekiwany od dawna odpoczynek.
Niestety, mężczyzna nie wiedział, jak bardzo się myli, mając nadzieję, na spokojne dwa tygodnie leniuchowania we wspaniałym kurorcie...
Koniec fragmentu IV
CZYTASZ
Tu na razie jest ściernisko, ale będzie tytulisko.
TerrorDo napisania tego nakłoniła mnie moja koleżanka, Kamila, więc jest to całkowicie jej zasługa :p