Rozdział 7|ℑ𝔯𝔬𝔫 𝔐𝔞𝔫

136 16 31
                                    

Kiedy Tony Stark nie mógł zasnąć, co zdarzało się średnio pięć razy w tygodniu, wyciągał z barku whisky i nalewał go trochę do szerokiej szklanki. Później sączył tę jedną szklankę do rana, mimo że alkohol był w końcu ciepły i żaden szanujący się człowiek, by go nie przełknął, obserwując z tarasu rozgwieżdżone niebo i złotą od świateł panoramę miasta. Czasem brał całą butelkę trunku, czasem także kolejną i jeszcze dwie, które również kończył do świtu. Wtedy Pepper najpierw ostro go rugała, a potem poświęcała trzy do czterech godzin, aby doprowadzić go do stanu nadającego się do czegokolwiek.

Tej nocy jednak nie było koło niego Pepper, zdolnej wybić mu picie z głowy samym zawiedzionym spojrzeniem. Był za to Steve, który po prostu wszedł do jego pokoju i usiadł na łóżku, obok Starka, ciężko wzdychając. Picie na umór nie szło mu tak łatwo w towarzystwie, więc z żalem odłożył szklankę whisky na niską szafkę nocną i spojrzał na Kapitana, unosząc pytająco brew.

- No?- zapytał, gdy po długiej chwili Steve nadal milczał.- Nie żebym cię popędzał, ale nie mam ochoty siedzieć w takiej grobowej atmosferze do rana, a zachowujesz się, jakby ci chomik zdechł.

Blondyn popatrzył na niego karcąco, na co Stark tylko się wyszczerzył i po krótkim namyśle, jednak sięgnął po szklankę, pociągając solidny łyk. Alkohol zapiekł w gardle, przyjemne ciepło rozlało się po ciele. Zbroja leżała w kawałkach na stole w kącie, więc pozbawiony warstwy izolującej go od niskiej temperatury, marzł w pozbawionym ogrzewania pokoju. Duma nie pozwalała mu sięgnąć po koc. Steve siedział w cienkiej koszuli i nie narzekał. Może serum superżołnierza, które pomógł stworzyć ojciec Tony'ego lata wcześniej miało z tym coś wspólnego, ale władca nie dopuszczał do siebie tej informacji, uparcie trzęsąc się z zimna.

- Chcesz się napić?

- Wiesz przecież, że to na mnie nie działa.

- Ale możesz chcieć się napić. Upić się nie upijesz, więc chociaż trochę zluzujesz- zauważył Tony, wstając i nalewając trunku do drugiej szklanki. Podał ją kapitanowi, a kiedy ten wypił wszystko na raz i odstawił naczynie, usiadł z powrotem. Niemal stykali się ramionami.

- Jaka jest?- zapytał Steve.

- Kto jaki jest?

- Natasha- uściślił z westchnięciem.

- Emm... Jak ją najlepiej opisać...? Cóż, jest dość skryta, ale serce ma po dobrej stronie. Tylko nie próbuj z nią pić ani grać o cokolwiek. To się źle kończy- mruknął Tony, wspominając te wszystkie razy, kiedy niewinny poker skończył się stratą naprawdę dobrej broni z pałacowej zbrojowni.

- Nie zamierzam- uśmiechnął się półgębkiem Steve.

- A, no tak, kapitan świętoszek- ni to zażartował, ni to zakpił Tony.- Ojciec mi opowiadał. Nawet królowi zwracał uwagę. Język!- zaśmiał się, próbując przybrać poważną minę Kapitana.

- Naprawdę tak było?

- Skąd mam wiedzieć? Ojciec był jeszcze kawalerem. Poznał moją matkę trzy lata po twoim zniknięciu, ja urodziłem się dwa później.

- No tak...

Uśmiech Steve'a przygasł. Blondyn przysunął się do ściany i skrzyżował nogi, na których oparł splecione luźno palcami ręce. W pokoju temperatura opadła o kilka stopni, a może Tony'emu tylko się zdawało, zważywszy, że atmosfera zgęstniała i otuliła ich szczelnie płaszczykiem niezręcznej ciszy, kryjącej w sobie więcej zawiłości i bolesnych wspomnień niż całe eposy starożytnej tragedii.

- Musiała być bardzo cierpliwą i silną kobietą, żeby poskromić Howarda.

- Była niesamowita- przyznał Stark.- Ojciec słuchał tylko jej. Dobra, miła, ciepła- poddani ją kochali. Stała się dla nich matką, przyjaciółką i mentorką. Szkoda, że rola matki narodu, odsunęła ją paradoksalnie od roli matki, ale nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. Co było, to było, trzeba żyć dalej, czyż nie, mrożonko?

Czerwone gwiazdy |ᴀᴠᴇɴɢᴇʀs ғᴀɴᴛᴀsʏ ᴀᴜ| ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz