Wyszliśmy jeden za drugim z knajpy jeszcze chwilę ustalając miejsce spotkania na rynku. Islingar, bo tak ma na imię ten człowiek od zlecenia z tym polem, miał przygotować trochę szylingów, żeby kupić i wyposażyć mnie w jakiś łuk średniej klasy, bo na te bestie podobno słabe łuki nie skutkują. Hmm... może moje ciało jeszcze pamięta te ruchy, jak ojciec lata temu uczył mnie podstaw w strzelaniu z łuku. Ehh... dlaczego ja tego nie szlifowałem... mógłbym to teraz załatwić w trymiga, a tak to muszę się użerać z tym tak długo... dobra nic się nie dzieje, bądź spokojny...
Po jakimś czasie spojrzałem na zegar wiszący na dużym wieżowcu, który wskazywał jakoś dwunastą trzydzieści, zatem wyruszyłem na rynek wolnym krokiem podziwiając widoki południowego nieba. Dotarłem na miejsce kilka minut przed czasem i usiadłem w umówionym miejscu. Czekanie mnie nużyło, robiłem się śpiący siedząc tak na tej ławce. Dlaczego ten palant jeszcze nie przyszedł?
- ej... chłopcze! - usłyszałem jakiś głos który nie wiadomo skąd dobiega, a przynajmniej mi się tak wydawało - nie śpij bo cię okradną hahah
Rozpoznałem już głos Islingara, wreszcie przyszedł... Zaspany powoli otworzyłem oczy dziwiąc się, że już zrobiło się tak ciemno, przecież była dopiero trzynasta!
-Islingar... głupku, ile można czekać... która godzina?
- mamy szesnastą trzydzieści na osi.
- ty głupku! - powtórzyłem się zrywając szybko na równe nogi - marnujesz mój cenny czas!
- wyluzuj... spójrz za siebie. - wskazał wzrokiem na drugi koniec ławki - lepszego dorwać nie mogłem, dlatego mi to zajęło tyle czasu.
Odwróciłem się spoglądając, a moim oczom ukazał się duży zdobiony łuk, z zapasem kilkudziesięciu strzał jakby specjalnie przygotowanych na tą okazję. Wątpię, że taki łuk dało by się zrobić w tak krótkim czasie, dlatego wydaje mi się, że musiał albo sporo kosztować, albo został skradziony, ewentualnie jakieś zgięte patyki posklejane w jedną całość żeby tylko upozorować, że to łuk.
- hmm... musiał sporo kosztować.
- owszem, tani nie był. Ale masz tą gwarancję, że jak wykonasz zadanie to łuk możesz zachować dla siebie.
- zgoda. Gdzie są te coraeny?
- ukrywają się w małej pieczarze za moim polem.
- zaprowadzisz mnie tam, czy znowu mam iść sam i błądzić? - zapytałem rzucając mu porozumiewawcze spojrzenie wypominające jego spóźnienie, ale zareagował obojętnie.
- masz tu runę teleportacji, i mapkę która cię tam zaprowadzi. Postaraj się tylko nie zginąć po drodze...
Runa teleportacji? jak bardzo zacofana jest moja Zielona Mieścina... no nic, nie za bardzo umiem z tego korzystać... ale na wszelki wypadek zabiorę to ze sobą, nigdy nic nie wiadomo.
- ok. dzięki, przyjdę do ciebie jak uda mi się pokonać te bestie.
Ruszyłem, przemierzałem łąki i pola, ale nic z tego, zajęło mi to całe dwie godziny, więc było chyba po osiemnastej. Po drodze napotykałem większe i mniejsze potworki, z którymi najprawdopodobniej nie miałbym najmniejszych szans w obecnym stanie, z tymi ciężarkami trudno by się uciekało, jeszcze ten worek na plecach i łuk... Ciemno się robi... zobaczę co mam w torbie... hmmm... jedzenie, szylingi... za które teraz z pewnością nic nie kupię... oh, jakieś zwoje.
Przetrzepałem wszystkie zwoje z zaklęciami, znalazł się między nimi czar światła który mi się teraz przyda, przyzwanie... co to jest golem? i przemiana w ... chrząszcza... Meliora, Ty tak na poważnie...? no nic, użyję czaru światła na początek.
CZYTASZ
WYRWANY Z RUTYNY
De Todohistoria będzie się kręcić wokół dwojga bohaterów, Artyhena i Meliory których imiona inspirowane były celtyckimi. Będą odbywać różne przygody by podjąć próbę wydostania się spod magicznej kopuły otaczającej pewną część terenu. Artyhen z początku je...