Rozdział 4

231 9 0
                                    

Lepiej stracić sekundę w życiu, niż życie w sekundę

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Lepiej stracić sekundę w życiu, niż życie w sekundę.

***


Sobota


Jednak wracam dzisiaj. 

Czytając ten SMS myślałem, że doskoczę do nieba z radości. 

Hej, to super! Może wpadniesz do mnie? Stęskniłem się :c

Umówiliśmy się na 16. Szybko skoczyłem do sklepu i kupiłem żelki (Marika uwielbia żelki). Pozostało mi czekać.

***

15:37

Zaczęła się burza. 

- Ta woda jakby z kranu leciała - powiedziałem sam do siebie. Szczerze nienawidzę deszczu. 

***

16:07

Usłyszałem dzwonek do drzwi.
,,To pewnie Marika", pomyślałem i poszedłem otworzyć. 
- No cześć! - usłyszałem. Tak, to Marika.

- Mari! Wreszcie jesteś! - krzyknąłem i przytuliłem dziewczynę, w tym samym momencie czując przeraźliwą wilgoć. Spojrzałem na nią - cała mokra od deszczu. 

- Trochę zmokłam... 
- Trochę bardzo! - powiedziałem. 

- Nie żeby mi to przeszkadzało - powiedziała lekko chichocząc.
- Nie wiem, jak ty możesz lubić deszcz. Ale nieważne, chodź dam ci jakieś ubrania.
- Czyje?
- No swoje, a kto tu jeszcze mieszka?

- Przecież ja w nich utonę. 

- Nie marudź, nie chcę, żebyś się przeziębiła. Chodź do mojego pokoju.

Wyjąłem białą bluzkę na długi rękaw i szare spodnie. Nie powinna narzekać.

- Trzymaj, przebierz się, zanim się przeziębisz. - podałem jej rzeczy.
- Dobra, dobra, tato - odpowiedziała ze złośliwym uśmieszkiem. 

Chwilę później wyszła z łazienki.

- Już. - powiedziała. 
- Ach, ok. Chodź, zrobiłem herbatę. - powiedziałem po czym spojrzałem w jej stronę. 
Wyglądała po prostu... uroczo. Ubrania były na nią stanowczo za duże. Wyglądała jak dziecko. 

Była jeszcze jedna rzecz, którą zauważyłem. Odkąd ostatnio się widzieliśmy, chyba trochę schudła...

- No co się tak patrzysz? - spytała. - Nie moja wina, że jesteś taki wielki.

- Albo ty mała. - odpowiedziałem z uśmieszkiem.  
Zaczęła coś mamrotać pod nosem, usiadła na fotelu i zaczęła pić swoją herbatę.  Ja również usiadłem.
- I jak było? Jak babcia? I mama? - zacząłem. 
- Babcia jest największą niezdarą jaką znam. Mama jak zawsze, uszczypliwa i zadufana w sobie. 

- Dało się znieść? 
- Jakoś tak. - odłożyła kubek na stolik. - Tylko raz nie wytrzymałam. Jak zaczęła gadać, że na pewno nie mam przyjaciół, bo z moim charakterem to niemożliwe. Powiedziałam jej wtedy, że osoba która porzuciła mnie, gdy najbardziej jej potrzebowałam nie ma prawa się odzywać w tym temacie.  

- I bardzo dobrze powiedziałaś. - odpowiedziałem. - Co ona ma w ogóle do twojego charakteru?
- A Bóg wie. Twierdzi, że jestem zbyt drażliwa i apatyczna. To ostatnie to akurat ma rację, ale tylko w jej obecności. 
Powiedziawszy to wstała i zaniosła kubek do zlewu. Zerknąłem na nią. 
- Mari, tak właściwie to ty chyba trochę schudłaś. - powiedziałem do niej. 

Martwiło mnie to, szczególnie po tym wydarzeniu z wyrzucaniem jedzenia.
- Całkiem możliwe - odpowiedziała. - Byłam tak zmartwiona babcią, że jadłam trochę mniej. 
- Tak mówisz...
- Tak, nie musisz się martwić. - uśmiechnęła się do mnie. 
To nie był szczery uśmiech.

Nie jestem pewny, czy nie mam się czym martwić. Cały czas przypomina mi się moja rozmowa z Kubą. Nie chcę, aby Marice coś się stało. Nie wiem, czy jestem przewrażliwiony, ale szósty zmysł mi mówi, że coś się zmieniło, że coś jest nie tak. 
Postanowiłem, że od dziś będę ją obserwować, czy nie zachowuje się dziwnie albo znów nie wyrzuca śniadania. 

Nie pozwolę, aby stała jej się krzywda. 


Ciąg dalszy nastąpi



Chora z chudościWhere stories live. Discover now